wtorek, 2 września 2008

jesień za progiem


Jeszcze się przyczaja, jeszcze pozwala latu poszaleć i ogrzewać nam twarze i lekko nas rozbierać w południe, ale już jest. Można ją poczuć w wietrze, który przywiewa coraz częściej zapach mokrej ziemi, igliwia i liści, nocą, która nie jest już tak przyjemna i zmusza do założenia dodatkowej warstwy odzieży, można ją zobaczyć w delikatnej mgiełce, która zaczęła się pojawiać nad ranem, w ognistych kolorach wschodu słońca, w barwach roślin, których intensywność przeniosła się z liści i kwiatów na owoce i w szarości wieczoru, który zapada coraz szybciej. I dlatego w Herbacianym domu, na balkonie pojawiły się mini-chryzantemy. Wiem, że ludziom się kojarzą cmentarnie, ale ja bardzo je lubię. Są ładne i przypominają mi o Chinach i Korei, gdzie są otaczane niemal czcią i stanowią popularny motyw malarski i zdobniczy. Hmm - chyba czas chwycić ostro za druty - zaczyna się najlepszy sezon na obnoszenie się z dziergadełkami ;-)

3 komentarze:

Fiubździu pisze...

też lubię chryzantemy :] w tym roku po raz pierwszy cieszę się z nadejścia jesieni, właśnie ze względu na dzierganie :] Chociaż z żalem żegnam lato, bo jednak nasza jesień bardzo krótko jest złota :( raczej częstuje nas szaroburymi dniami i mnóstwem deszczu.

Herbatka pisze...

heh - rozumiem Lauro, że to taka dyplomatyczna sugestia, żebym się wzięła w garść wreszcie i zaczęła regularnie pisać? ;-PPP Fiubzdziu, mnie też żal lata, ale wczesna jesień, a właściwie ten okres przejściowy między latem a jesienią to moja ulubiona pora :-)

Brahdelt pisze...

Też lubię chryzantemy! Są piękne i trwałe, nie umierają szybko, jak letnie kwiaty, sa dokładnie "wymyślone" na jesień. *^v^*