czwartek, 25 lutego 2010

Wyznanie miłości, albo dlaczego ubóstwiam Carolenę Nericcio...

Są setki powodów, dla których kocham "Matkę ATSu", ale jednym z nich jest to, że potrafi napisać taki szczery i podbudowujący tekst jak ten. Powinni to drukować w czasopismach kobiecych zamiast kolejnych durnowatych artykułów o cudownych kosmetykach i konieczności liftingu po czterdziestce ;-P W świecie tancerek brzucha, które jak wiadomo zawsze mają 24 lata, Carolena jest jak powiew ożywczego wiatru ;-)

środa, 24 lutego 2010

impreza tribalowa w Warszawie

Gdyby ktoś chciał zobaczyć, jak tańczę (i nie tylko ja - znakomita część poznańskiego trajbu Ouled Nail też :-), to zapraszam w sobotę do stolicy. Szczegóły na plakacie :-)


Sierota zapomniałam dodać, że oprócz nas będzie dużo świetnych tancerek i zespołów tribalowych, na które naprawdę warto popatrzeć :-))

poniedziałek, 22 lutego 2010

na wiosnę wszystko rośnie..

No wiem, wiem, jeszcze nie ma wiosny - ale u mnie rośnie :-) Nowa robótka na przykład powiększa się jak na drożdżach, zaczęłam ją w poprzedni weekend i do dziś mam gotowy przód, tył i jeden rękaw :-))) Miła odmiana po ciągnących się w nieskończoność lub cierpiących na startitis robótkach zimowych. Robię coś, na co miałam ochotę od dawna, od bardzo dawna, ale zawsze jakiś inny pomysł wyprzedzał ten projekt. To wzór z czasopisma KnitScene, z bardzo starego numeru - z jesieni 2006 roku.


Chodzi o "Central Park Hoodie" - świetny, funkcjonalny wzór, na punkcie którego amerykańskie drutujące bloggerki oszalały jakiś czas temu. Fala Central Park Hoodies opadła, a ja postanowiłam sobie zafundować swój własny :-)


Mam przyjemną, wyjątkowo mięciutką włóczkę w kolorze.. hmm...powiedzmy atramentu i już nie mogę się doczekać, kiedy mój "hoodie" będzie gotowy. Dołączy do kilku poprzednich swetrów, które uzupełniły moją garderobę "podstawową", czyli fasony uniwersalne, bez fajerwerków, które są jednak ładne i miło je narzucić na grzbiet o 6:00 rano, kiedy gnam na jogę ;-)
Poza tym prawie skończyłam wiosenną spódnicę, do której umyśliłam sobie też nowy sweterek, ale o tym innym razem...

czwartek, 18 lutego 2010

Beret z pawimi piórami - łopatologiczny opis dla opornych ;-)


Padła prośba o opis, jak zrobiłam moją "beretkę". Łopatologiczny to on może nie będzie, bo całkowicie improwizowałam i niczego wcześniej nie planowałam, ale postaram się być tak precyzyjna, jak tylko potrafię.
Beret robiłam na drutach prostych. Nabrałam tyle oczek, by ściągacz podwójny (luźno ułożony) dawał 52 cm + 2 o. brzegowe. Ściągaczem 2 o. prawe, 2 o. lewe przerobiłam 4 cm, następnie zaczęłam przerabiać wszystkie oczka wzorem "peacock plumes" (schemat poniżej).


Jednocześnie w pierwszym rzędzie przerabianym wzorem "pawie pióra" dodałam co trzecie oczko na całej długości (czyli dwa oczka przerabiałam normalnie, następnie z nitki poprzecznej wyrabiałam dodatkowe, znów dwa oczka normalnie, dodatkowe oczko z nitki poprzecznej itd.). W drugim rzędzie ponowiłam tę procedurę.

Następnie przerabiałam prosto wzorem "pawie pióra" przez 18 centymetrów. W kolejnym rzędzie zredukowałam liczbę oczek o połowę (czyli przerabiałam na całej długości robótki po dwa oczka razem), następny rząd przerobiłam tak, jak oczka schodziły z drutu, w kolejnym znów zredukowałam liczbę oczek o połowę. Powtórzyłam tę procedurę ok. 3-4 razy - aż na drutach znalazło mi się ok. 20 oczek. Wtedy ucięłam nitkę na długości kilkunastu centymetrów, nawlekłam ją na igłę i przeprowadziłam igłę przez wszystkie oczka, zdejmując je z drutu, a następnie zaciągnęłam nitkę tak, by oczka się zetknęły i zaszyłam od lewej strony. Teraz wystarczyło już tylko zeszyć szew boczny i beret gotowy :-)

Mam nadzieję, że opis jest w miarę jasny, jeśli nie - służę pomocą.

poniedziałek, 15 lutego 2010

Z pawim piórem za uchem


Weekend bardzo robótkowy był. Z resztek włóczki pozostałych po Shalomie zrobiłam sobie czapkę. Nie przepadam za czapkami, ale wygląda na to, że zima jeszcze trochę potrzyma, więc przynajmniej chcę sobie otulić głowę czymś miłym i w ładnym kolorze. Wzór wymyśliłam sama" zwykły ściągacz a później mój ulubiony "peacock plumes", czyli "pawie pióra" (niestety nie wiem, jak się nazywa po polsku). To taka wariacja na temat dość popularnego "feather and fans" czyli "piór i wachlarzy" - moim zdaniem jest jednak znacznie ładniejsza niż ta podstawowa wersja. Mam ochotę na jakiś "pawi" sweterek też - może coś wymyślę ;-)


Wciąż nie opuszcza mnie "faza" na turkusy i morskie niebieskości - niedługo większość mojej garderoby będzie w tym kolorze ;-)


Poza czapką udało mi się zacząć nowy projekt i skończyć cały tył i 1/4 przodu nowego swetra. Ale o tym następnym razem ...

piątek, 12 lutego 2010

myślę sobie, że ta zima musi kiedyś minąć...

Choć chwilowo strasznie mnie "wkurza" ;-) Nie mogę już patrzeć na biel, nie mam ochoty wciągać na siebie tych wszystkich warstw odzieży, chcę założyć kwiecistą sukienkę, rozpuścić włosy i pocałować się ze słońcem. Moja zimowa trauma objawia się również tym, że coraz bardziej gustuję w soczystych kolorach i wyszukuję w sieci blogi, których autorzy mają świetny (choć może mało tradycyjny) gust w tym względzie. Ostatnie wynalazek to {a-black-pepper} Właścicielka tego blogu projektuje różne ciekawe dziergadełka, a kolory dobiera niestandardowo i pięknie, w dodatku ma piękną cerę w kolorze ciemnej czekolady, przy której wszystkie kolory jeszcze bardziej wibrują i czarują oczy. Świetna odtrutka na tę szaro-czarno-białą grafikę za oknem.
A jeśli komuś nadal smutno, to niech sobie posłucha Kasi Nosowskiej i Voo Voo - osobiście zgadzam się z każdym słowem tej piosenki ;-)
Wychylajcie noski z zasp, kochani i węszcie wiosnę, ona musi w końcu przyjść :-)))

wtorek, 9 lutego 2010

Jak przerobiłam Shaloma i coś miłego dla oka...

Wczoraj padły pytania dotyczące tego, jak przerobiłam oryginalny wzór Shaloma. Otóż korpus zrobiłam dokładnie tak, jak przewidywał oryginalny wzór, który w j. polskim (dzięki tłumaczeniu Truscaveczki) można ściągnąć tutaj. Ponieważ moja włóczka dawała próbkę o innej szerokości i długości niż w oryginale, to we wskazówkach dotyczących rękawów uwzględniam tylko dane w centymetrach, a nie w oczkach. Oryginalne otwory na ramiona okazały się nieco za szerokie, więc zaszyłam je nieznacznie (mniej więcej po 2 cm od strony przodu i tyłu. Same rękawy robiłam na drutach prostych, a następnie je zeszyłam, jednak wyłącznie z tego powodu, że nie cierpię dziergać na drutach pończoszniczych, jeśli ktoś nie ma takiego urazu, może spokojnie odpuścić sobie zeszywanie i dziergać na pończoszniczych. Obwód dołu rękawa to 24 cm, najpierw przerabiałam 2,5 cm ściegiem francuskim (wszystkie rzędy na prawo), następnie 4 cm ściągaczem, takim jak na karczku, później jeden rząd tak, by po prawej stronie robótki były oczka lewe i dalej dżersejem prawym do końca rękawa. Gdy rękaw miał ok. 34 cm długości zaczęłam dodawać oczka tak, by na końcu rękaw miał obwód 30 cm. Całkowita długość rękawa to 53 cm (jest nieco przydługi, żeby ogrzewał także górną część dłoni). Następnie zeszyłam rękawy i ściegiem tapicerskim przyszyłam do korpusu - i to wszystko :-)

I jeszcze coś miłego dla oka - spodobał mi się ostatnio blog pt. The Craft Begins. Szczególnie przypadły mi do gustu tzw. "inspiration boards" przygotowywane przez autorkę, bo uwielbiam kolory, a zwykle mam problem z ciekawym ich zestawianiem - a tu prosty pomysł i dużo inspiracji :-)

poniedziałek, 8 lutego 2010

nareszcie coś skończyłam ;-)


No to wreszcie udało się skończyć jakieś drutowe dzieło i w dodatku trzasnąć fotki. Balkonowe, więc niepiękne i "bezpaszczowe", bo jakoś nie czułam się dziś gwiazdą ;-)))


włóczka: jagnięca, z odzysku, jakieś 350-400 g
wzór: Shalom
czas: zbyt długi ;-)
druty: 4,5
modyfikacje: dodałam długie rękawy, na dole których powtórzyłam wzór z karczku. Po wielu próbach w końcu uznałam, że najlepiej wyglądać będą rękawy wąskie na całej długości i lekko przydługie, żeby można było sobie wygodnie ogrzać nimi dłonie w zimie. Żeby wszystko pasowało musiałam też zaszyć nieco otwory na pachy (mniej więcej po 2 cm z każdej strony)


Sweterek jest mięciutki, wygodny i bardzo mi się spodobał - z pewnością "recyclingowana" włóczka będzie miała długie, drugie życie ;-)


Zdecydowałam, by przyszyć do niego duże, dziecięce guziki, bo dobrze korespondują z beztroskim kolorem swetra :-)

sobota, 6 lutego 2010

muzo, natchniuzo...

Zajrzałam na stronkę DROPSa (dawno tam nie byłam), a konkretnie do wzorów z nowego numeru - i muszę przyznać, że bardzo dużo przyzwoitych, praktycznych wzorów tym razem. Poczułam się zainspirowana :-)


słodkie bolerko w sam raz na późnowiosenne wieczory


Ten byłby świetny do rozkloszowanej spódniczki


Słodka, po prostu słodka :-)


Ta bluza wygląda na idealne, wygodne ubranie do zabrania na weekend nad morzem/jeziorem.


Chyba nie trzeba nic wyjaśniać - kimono - moje ulubione :-)


A ten po prostu chcę mieć.


Trochę w stylu Kim.


Ten sweterek idealnie by pasował do stylu vintage/pin-up.


Fantastyczny i występuje też w wersji bez rękawów.


Tu podoba mi się zastosowanie ozdobnych wzorów w tyle do tego, by ładnie dopasować sweterek do sylwetki.

A poniżej coś, czego wcześniej nie zauważyłam, a szkoda - taka sukienka w połączeniu z miękką, bawełnianą bluzką i ciepłymi legginsami z pewnością świetnie sprawdziłaby się w roli zimowego, wygodnego ubrania do chodzenia "po domu" i na pewno wyglądałaby o niebo lepiej na mnie niż moje ulubione, wyciagnięte spodnie od dresu ;-P

poniedziałek, 1 lutego 2010

Wege-rury


Wymyślona na szybko potrawa stała się jednym z ulubionych dań obiadowych Smoka i moich. Bez mięsa - ale "smakowa", jak mawia Czesio ;-)
Na dwie średnio "zżarte" osoby potrzebujemy:
1 opakowanie makaronu Cannelloni (ja lubię marki Arrighi)
1 opakowanie ricotty (biorę zwykle 250-gramowe opakowanie Galbani)
1 młoda, nieduża cukinia
1 nieduża, żółta papryka
1-2 ząbki czosnku
sól, pieprz, gałka muszkatołowa, czosnek w proszku, Vegeta Natur (to ta wersja bez glutamianu sodu)
rękaw cukierniczy lub worek do wyciskania kremu (koniecznie! Inaczej nadziewanie cannelloni będzie mordęgą)
oliwa z oliwek extra vergine
puszka posiekanych pomidorów (lubię Valfruttę, z bazylią np.)
orzechy laskowe, posiekane nożem na drobne kawałki

Na odrobinie oliwy szklimy posiekany czosnek, dorzucamy pokrojoną byle jak cukinię i paprykę, podlewamy kapką wody i dusimy pod przykryciem do miękkości. Następnie zestawiamy z ognia, dodajemy ricottę i przyprawy i miksujemy na gładką masę (w zależności od wielkości cukinii i papryki będzie mniej lub bardziej luźna, najlepiej, jeśli nie jest zbyt wodnista, bo wtedy wszystko wypływa z rur). Masę ładujemy do rękawa i napełniamy nią canelloni. Nafaszerowany makaron układamy pojedynczą warstwą na natłuszczonej oliwą, płaskiej foremce (ja wykorzystuję pokrywkę od szklanej brytfanny). Polewamy pomidorami tak, żeby dokładnie pokryły makaron (jeśli zostanie mi masa cukiniowa, to najpierw smaruję jeszcze nią makaron z wierzchu - chodzi o to, by miał wystarczająco dużo wilgoci, by zmięknąć podczas pieczenia). Pomidory posypuję przyprawami i orzechami laskowymi, delikatnie wciskając je łyżką w pomidory, jeśli leżą całkiem na wierzchu łatwo się palą podczas pieczenia. Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piekę ok. 20 min. (generalnie danie jest dobre, gdy makaron będzie miękki).
I tyle :-)
Wariacje:
1. Zamiast cukinii i papryki używam młodego szpinaku - wersja z cukinią jest jednak delikatniejsza w smaku.
2. Jeśli mam jakieś fajne, świeże zioła: bazylię, oregano, rucolę, to też daję ją do masy - staje się bardziej aromatyczna.
3. Zamiast orzechów laskowych można użyć płatków migdałów (jak na zdjęciu) - ale ja wolę laskowe - mają bardziej wyrazisty smak i pięknie się komponują z masą cukiniową.
4. Jeśli komuś przeszkadza luźna konsystencja masy, może dodać jajko (nie próbowałam, ale widziałam, że taki dodatek stosowany jest w większości włoskich przepisów).

Zdjęcie przedstawia potrawę przed upieczeniem - po upieczeniu nie wygląda może zbyt reprezentacyjnie, za to ciamka się toto z rozkoszą :-) Gdy używam rękawa cukierniczego, to przygotowanie wege-rur zabiera mi jakieś 20 min. + pieczenie (ale wtedy nie muszę już nic robić ;-)