Poza tym dziewiarsko zainspirował mnie projekt Pugnant marki Wunderkind. Poklikajcie sobie, żeby zobaczyć kolejne obrazki – włóczkę w tym projekcie potraktowano bardzo rzeźbiarsko. Przypomina niemal jakąś nowoczesną konstrukcję architektoniczną. Bardzo ciekawy pomysł i przykład dogłębnego zrozumienia i wykorzystania właściwości włóczki.
Na moim lokalnym froncie dziewiarskim chwilowa przerwa – skończyłam granatowy sweterek – być może uda się nam dziś nawet jakieś fotki strzelić i wkrótce się nim pochwalę. A wczoraj wyżywałam się w kuchni i jednym z moich „wytworów” stało się majerankowe pesto. Przepis wzięłam z bardzo interesującej skądinąd strony tigress in a pickle (świetne przepisy na marynaty, zaprawy i itp. w szerokim tego słowa znaczeniu, ma także swoją słodką wersję: tigress in a jam).

Majerankowe pesto jest zaskakujące – nie wychodzi dobrze na zdjęciach, za to świetnie wchodzi do mojego brzucha, na tostach, z makaronem, ze wszystkim praktycznie. Samo w sobie jest wegańskim przysmakiem – świeży majeranek jest tak intensywny, że tradycyjny dla pesto dodatek parmezanu lub pecorino staje się zbędny. Pesto jest aromatyczne, z lekko gorzkawą i pikantną nutą świeżego majeranku. Uwaga – jeśli ktoś się zapędzi tak jak ja i zje za dużo sote, to może zacząć dziwne ciepło w żołądku (olejki aromatyczne z majeranku robią swoje).
Wprowadziłam kilka modyfikacji do oryginalnego przepisu – zamiast orzechów włoskich czy pinii użyłam laskowych (po prostu nie miałam innych w domu) i odpuściłam całkowicie dodatek soli, ponieważ moim zdaniem było jej dostatecznie dużo w kaparach. A tu przepis po polsku:
1/2 szklanki listków i kwiatostanów świeżego majeranku obranych z gałązek
Szklanka posiekanej natki pietruszki
3 łyżki kaparów z zalewy
1 mała kromka chleba z okrojoną skórką, podarta na kawałki
3 łyżki octu z czerwonego wina
1/2 szklanki orzechów laskowych zmielonych
1 duży ząbek czosnku
½ szklanki oliwy z oliwek extra vergine
Wszystkie składniki oprócz oliwy miksujemy, gdy utworzą już masę o grudkowatej strukturze, małym strumyczkiem dolewać oliwę, aż uzyskamy odpowiednią konsystencję. Pesto nie powinno być zbyt gładkie i jednolite. Wychodzi z tego jakaś szklanka gotowego produktu. Można trzymać w lodówce, albo zamrozić, ale u mnie nie zdążyło zbyt długo postać. Jutro zmierzam wprost na ryneczek, na stoisko, gdzie mają świeży majeranek w pęczkach i zakupię nowy zapas, może nawet coś się uchowa na zimowe czasy? ;-)
Do tej pory robiłam zawsze klasyczne pesto genovese, ale ten majeranek mnie zaintrygował. Dokonałam uzgodnionego zaboru mienia u sąsiadki i mam zamiar jutro wyprodukować obiadek :)
OdpowiedzUsuńNo to nie pozostaje mi nic innego, jak trzymać kciuki za powstanie Twojego Aideza :)
OdpowiedzUsuńJa tez uwielbiam takie warkocze. Tyl przypomina mi troche uklad wzoru z St. Brigid Alice Starmore: http://www.ravelry.com/patterns/library/st-brigid
OdpowiedzUsuńUwielbiam ksiazki Alice o Aran knitting i Fishermen sweaters. Wlasnie takie rzezbienie warkoczy sprawilo ze nagle zapragnelam sie nauczyc robic na drutach kiedy bylam mala dziewczynka:)
IntensywnieKreatywna - daj znać, jak Ci smakowało :-)
OdpowiedzUsuńZulko - dziękuję.
Hannah - miałam tak samo, a arany do dziś są moją ulubioną formą dziewiarską.
Czy ja mogę sobie zamówić do zamrażalnika takie? Bardzo ciekawa smaku jestem.
OdpowiedzUsuńA zobaczę, czy "babunia" na ryneczku ma jeszcze pęczki świeżego majeranku - jeśli ma, to oczywiście zrobię ci zapasik na spróbowanie w listopadzie :-)
OdpowiedzUsuń