poniedziałek, 22 czerwca 2009
telegram
zapracowana po czubek głowy - stop - przemęczona - stop - brak czasu na bloga - stop - bardzo przepraszam - stop - wracam w lipcu - stop - nie zapomnijcie o mnie - stop
piątek, 12 czerwca 2009
roztkliwiam się ;-)
Wiem, że przemawia przeze mnie ślepa miłość, ale uważam, że Pulpecja to ucieleśnienie słodyczy. Jej pocieszna nieporadność i "pluszowość" zawsze mnie całkowicie rozbrajają. Nie wyobrażam sobie, o ile smutniejsze byłoby nasze życie bez niej. A tak wyglądała całość kota:
Smok oczywiście się nabija i śpiewa Pulpecji słynną piosenkę Grzegorza Halamy "Ja wiedziałem, że tak będzie", a konkretnie ten fragment, w którym Pan Halama udaje Greenpeace i mówi: "chodź wielorybie, chodź nie schnij tu na tej plaży!" ;-PPP
czwartek, 11 czerwca 2009
Co się stało z Knitty?
Dostałam dziś newsletter z informacją, że jest już letnie wydanie Knitty i warto zajrzeć, bo przygotowali mnóstwo letnich wzorów. Zaglądam i co widzę? Mniej więcej połowa z tych wzorów to rękawiczki (także zimowe - sic!), ogrzewacze na nadgarstki, skarpetki i czapki... Rozumiem, że w Polsce aura może nie najlepsza, ale czy naprawdę macie ochotę nosić czapki latem???
A wczoraj po deszczu, nad dachem sąsiedniego bloku rozciągał się taki widok.
To chyba dobra wróżba na długi weekend - odpoczywajcie :-)
A wczoraj po deszczu, nad dachem sąsiedniego bloku rozciągał się taki widok.
To chyba dobra wróżba na długi weekend - odpoczywajcie :-)
środa, 10 czerwca 2009
torba, w której zmieści się pół świata ;-P
Obiecałam się pochwalić tym, co udało mi się uszyć w weekend, ale tak mną życie zakręciło, że wtorek mi uciekł z kalendarza, więc nadrabiam dopiero dziś ;-) A powstała taka oto torba, mniejsza wersja poprzedniej. Materiał wygrzebany za grosze na Allegro - grubsza bawełna - miała być z tego spódniczka, ale wzór wydał mi się nieco zbyt krzykliwy i bardziej odpowiedni na dodatek do ubrania, niż na samo ubranie. Uszyłam ją (jak na mnie) w rekordowym tempie, skrojenie i wykończenie trwało od niedzielnej prognozy pogody w Faktach, do końca filmu z Jackie Chanem ;-P (czyli jakieś 3 godziny. Bardzo praktyczna, gdy nie muszę przemieszczać się obładowana jak wielbłąd i noszę nieco mniej dobytku ze sobą.
A zdjęcie bez głowy, bo głowa dziś jakaś niewyjściowa była ;-)
poniedziałek, 8 czerwca 2009
Ciągle ten ryż i ryż...
Był kiedyś taki dowcip, w którym na końcu występowała ta fraza i przypomniałam ją sobie w weekend, bo właśnie tak zupełnie nieekscytująco dziergam sobie nową robótkę podwójnym ryżem :-) Miła odmiana po ostatnich ażurach Violet i Londyńskiej Mgły. Choć całkiem się wyłączyć nie mogę, ponieważ moje nowe dzieło to projekt Kim Hargreaves, z książki "Heartfelt - The Dark House Collection".
Już od dawna chodziłam wokół modelu o nazwie Elizabeth, ale jakoś się nam ta przyjaźń z Elką nie składała. A w piątek wygrzebałam z zapasów piękną, stalowo-błękitną bawełnę i okazało się, że próbka odpowiada idealnie wymiarom podanym w książce Kim. W tym przypadku to ważne, bo model jest dopasowany, dużo tam "short rows" i zwężania robótki wyłącznie dzięki zmianie rozmiaru drutów, więc aby robić to bez stresu i wielu godzin kalkulacji dobrze jest mieć włóczkę idealnie odpowiadającą tej, użytej w oryginale. Po raz pierwszy chyba robię sweter dokładnie tak, jak prowadzi opis. Idzie mi całkiem nieźle - na tyle nieźle, że przez weekend podciągnęłam plecki Elki aż do wykroju pach :-) I już nie mogę się doczekać na resztę. Teraz tempo pewnie spadnie, bo tydzień mam gęsty od pracy, ale postaram się pchać sprawę do przodu (pewnie zabiorę Elkę na spotkanie 14 czerwca, a co - niech sobie powstaje publicznie ;-)
Weekend był produktywny także pod kątem krawiectwa, ale o tym może jutro ....
sobota, 6 czerwca 2009
Kocia sobota
Muszę powiedzieć, że moje koty bardzo poważnie tratują swoje obowiązki - nikt się nie obcyndala - rano wyciągają mnie z łóżka, żeby im zrobić szybkie śniadanie i do razu biegną do "pracy", czyli sadowią się na fotelu i bez grymaszenia odbębniają te swoje 18-20 godzin snu dziennie ;-P Poza tym, ku mojemu zadowoleniu grubkowa miłość i sielanka trwa. Staszek traktuje tę miłość specyficznie i po swojemu - niemal wymuszając na Pulpecji czułości - typowa scena - Stach startuje w pełnym biegu i głową robi "baranka" taranując niemal Pulpecję - chodzi o to, że chce, żeby mu łepek wylizała, ale niewtajemniczeni mogą pomyśleć, że to atak ;-P Poza tym, jak się okazuje najlepszym miejscem, by ułożyć skołataną kocią głowę i nieco pomyśleć, jest Pulpecjowy ogon ;-P
Taka uwaga przed następnymi fotkami - proszę nie zwracać uwagi na kompletnie zakłaczoną kanapę - było akurat przed sprzątaniem, a Pulpecja naprawdę się stara ;-)
Pulpa "hard at work".
"Proszę nie robić zdjęć!"
Zawsze się zastanawiam, o czym śnią...
Taka uwaga przed następnymi fotkami - proszę nie zwracać uwagi na kompletnie zakłaczoną kanapę - było akurat przed sprzątaniem, a Pulpecja naprawdę się stara ;-)
Pulpa "hard at work".
"Proszę nie robić zdjęć!"
Zawsze się zastanawiam, o czym śnią...
czwartek, 4 czerwca 2009
Violet o różanych policzkach
Pogoda taka, że strasznie mnie prześwietliło podczas strzelania fotek, a w dodatku przewiało, więc raczej dokładnie sobie mojej fryzury nie obejrzycie - raczej efekt szarpaniny z wiatrem ;-P
No to kilka szczegółów:
włóczka: Supreme Cotton, nr 65 (śliwkowy), ok. 500 g
wzór: Cotton Eco - Impulse, zeszyt nr 604 (niemiecki pisemko Schachenmayr nomotta)
druty: nr 4
czas: 04.05.-02.06.2009 (29 dni)
Modyfikacje: brak jednego kwiatka na lewym ramieniu - jakoś mi taki samotny nie pasował.
Uwagi: Violet jest prześliczna, najchętniej bym jej nie zdejmowała :-) Uwielbiam ten kolor ten krój, te ażury i przesłodkie, szydełkowe kwiatuszki i malutkie guziczki - chcę więcej takich kobiecych dziergadełek :-)
Na porzuconych działkach znaleźliśmy krzewy pięknie kwitnących róż - pachniały tak upojnie, że postanowiliśmy kilka zerwać i zabrać do domu - przy okazji zagrały z Violet.
Mantra się nimi delektuje, w duchowym tego słowa znaczeniu - wsadza w różany gąszcz swój mały nosek i się napawa :-)
środa, 3 czerwca 2009
siąpi, plumka, leje...
.. i niestety nici z sesji foto Violet :-( Nawet dla was nie wyjdę na ten 13-stopniowy "upał" ubrana tylko w bawełniany sweterek, klapki i letnie spodnie ;-) Mam nadzieję, że jutro się uda. Za to byłam dziś u fryzjera i jestem w pozytywnym szoku. Po raz pierwszy poczułam, że fryzjer naprawdę mnie słuchał i brał pod uwagę, to co mówiłam. Po raz pierwszy dokładnie i cierpliwie tłumaczył mi, co może się udać z moimi włosami, a co na pewno nie będzie wyglądać tak, jak sobie wyobrażam, po raz pierwszy fryzjer nie obciął ani milimetra więcej ponad to, co ustaliliśmy na wstępie, nie zastosował tony kosmetyków, by ukryć kiepskie cięcie. Moja fryzurka jest krótsza, ale IMHO ładniejsza - generalnie pan fryzjer wziął pod uwagę, że chce zapuścić jeszcze dłuższe włosy, ale chciałabym, żeby nie były takie biedne i cienkie na końcach oraz to, że chciałabym dojść kiedyś do dłuższej grzywki zaczesywanej na bok i podciął ją bardzo delikatnie, tylko tyle, by się układała. Najbardziej zaskoczył mnie jednak stwierdzeniem, że mam się u niego pokazać dopiero za pół roku, bo trzeba dać włosom czas, żeby urosły, a nie podcinać ciągle, bo nigdy ich nie zapuszczę. Niby logiczne, ale od fryzjerów słyszymy to chyba dość rzadko. Generalnie, choć wizyta nie była tania, to uważam, że dobrze wydałam pieniądze :-)
wtorek, 2 czerwca 2009
już za chwileczkę, już za momencik
Znacie te złośliwości losu, kiedy bardzo potrzebujecie wolnego czasu, a tu akurat wszystko się wali i pali? Miałam nadzieję, że po zakończeniu szału przedwystępowego i maratonu krawieckiego będę mogła ze spokojem zająć się robótkami i w ogóle wyluzować, Nic z tego - rozwiązał się worek z pilnymi sprawami i gonię w piętkę, jak zwykle ;-/ A przyznaję, że mały urlop przydałby się bardzo (inna sprawa, że pogoda taka, że człowiek nie ma ochoty nosa z domu wyściubiać). Bardzo się starałam wykończyć Violet w weekend, ale do końca mi się nie udało. Zeszyłam wszystko oprócz jednego rękawa, który udało mi się również wydziergać do końca, a wczoraj skończyłam jego naciąganie. Przyszyłam również 19 (sic!) maluteńkich guziczków, którym prawie udało się wykończyć mnie psychicznie. Uwielbiam małe guziczki w dużych ilościach, jak przy XIX-wiecznych sukniach, jednak przyszywanie tego draństwa powinno być stosowane jako kara za ucieczkę z koszar, czy coś w tym stylu ;-P W każdym razie zostało mi wszycie ostatniego rękawa, obrębienie dekoltu i listew guzikowych ściegiem rakowym i wyszydełkowanie kwiatków oraz przyszycie ich wokół dekoltu. Mam nadzieję, że uda mi się na to wygospodarować godzinkę dziś wieczorem i że jutro zrobię jakąś sesję foto. Przymierzałam już taką niekompletną Violet i zapowiada się bardzo ciekawie. Na zdjęciu oczywiście widzicie dziwaczne kolory, bo pogoda u nas pod psem i dobre światło w deficycie ;-)
PS: A z zupełnie innej beczki - można już zobaczyć pokaz slajdów z Wieczoru Orientalnego - tutaj.
Subskrybuj:
Posty (Atom)