niedziela, 30 grudnia 2007

surdut uwieczniony

Udało się dziś zrobić kilka fotek gotowego wdzianka z Lany Grossy. Niestety wszechobecne zimno pozwoliło mi jedynie na krótki wypad na balkon, w związku z czym kadry są takie sobie i cienie dziwne na mnie, ale za to wiadomo mniej więcej o co chodzi ;-)


Surdut z Lany Grossy
włóczka: recyclingowana wełna od Raweny
ilość: ok. 1000 g
druty: 4,5
wzór: Merino Nr 2/2007 (wersja niemiecka)
czas: 8 listopada - 23 grudnia 2007 (46 dni)


Trochę się powygłupialiśmy i próbowaliśmy zaaranżować jakąś scenkę.


Tył wygląda dość masywnie, ale w rzeczywistości sprawie lżejsze wrażenie.


W całej okazałości - guziki są srebrne, na nóżce i mają wytłoczony jakiś herb - generalnie wyglądają jak guziki od dawnych mundurów.


A tutaj ten.. no "Człowiek z marmuru" ;-P

piątek, 28 grudnia 2007

surdut gotowy

Surdut z Lany Grossy jeszcze przed świętami został zeszyty i wyposażony w śliczne, srebrne guziki przypominające te od dawnych mundurów. Nieskromnie powiem, że bardzo mi się podoba. Niestety lenistwo okołoświąteczne oraz popaprana dość pogoda nie pozwoliły mi zrobić zdjęć, musicie mi wierzyć na słowo ;-) Mam nadzieję, że wkrótce się zbiorę i coś powieszę na blogu tym bardziej, że kolejny sweter, ten z "gołębiej włóczki" jest już w dość zaawansowanym stanie (gotowy przód i tył).
A dziś byłam w Solarze i oglądałam przepiękną bluzkę z jedwabiu z oryginalnymi falbankami i mnie natchnęło - teraz potrzebuje tylko jakiejś cieniutkiej i delikatnej włóczki.. hmmm - chyba będzie trzeba jednak odwiedzić sklep ... koniecznie;-P

wtorek, 25 grudnia 2007

drobiazg dla Gosh


Jednej przemiłej osobie bardzo się spodobały moje "tybetańskie" guziki. Nie w jakimś określonym celu, jakoś tak po prostu się spodobały. Obiecałam kupić i dać w prezencie - na urodziny. Jednak później stwierdziłam, że podarowanie komuś kilku guzików w torebce nie byłoby w zbyt dobrym guście. I wymyśliła mi się taka zabawna bransoletka - trochę pastisz "gotyckich" gadżetów. Zrobiona ze wspomnianych wyżej guzików, wstążki i kilku wyszydełkowanych kwiatków. Bardzo szybki hendmejd. Obdarowana wydawała się zadowolona, a ja chyba zrobię podobną dla siebie :-)

niedziela, 23 grudnia 2007

tykwowe metamorfozy


Pamiętacie moje tykwy? Większość z nich nadal wygląda tak samo, ale jedna w ciągu ostatnich paru miesięcy przeszła poważną metamorfozę. Nastąpił proces na który liczyłam, czyli wyschła w środku, a jednocześnie na zewnętrznej powierzchni zaszły procesy pleśniowe. Pleśń jeszcze trochę żyje, ale to już jej ostatnie podrygi ;-) Dziś obmyłam tykwę dokładnie i już widać, że będzie mieć ciekawy wzór. Najbardziej podoba mi się rodzaj spirali, czy słońca jaki powstał na tykwowym brzuszku - wygląda tak:


Mam nadzieję, że pozostałe tykwy pójdą za przykładem pierwszej i będę mieć mnóstwo materiału do hendmejdów.

sobota, 22 grudnia 2007

Szczodre Gody :-)


Dziś Przesilenie Zimowe :-) Wszystkim życzę powrotu światła w każdym wymiarze.

wtorek, 18 grudnia 2007

jestem, jestem

Wszystko w porządku, tylko praca przysypała mnie ze szczętem. Staram się to jakoś ogarnąć, ale nie starcza już czasu na żadne robótkowanie, focenie, ani nic innego - wybaczcie. Planowany termin wznowienia aktywności - koniec tego tygodnia :-)

piątek, 14 grudnia 2007

komunikat zdrowotny


Ludzie pytają, to zeznaję: Mantra (odpukać)nadal czuje się dobrze. Dziś zgodnie z wcześniejszym zarządzeniem weta zwiększyłam jej dawkę Relanium (miała dostawać po pół tabletki rano i wieczorem przez tydzień, a później po jednej tabletce dwa raz dziennie) i... od razu tego pożałowałam. Kicia była wyraźnie naćpana - zataczała się lekko, miała lekkie zaburzenia równowagi przy wykonywaniu skoków itp. - ewidentnie ta dawka zbytnio ja obciążyła. Dodatkowo Mantra nie stała się wcale ospała, jak zapowiadał wet, tylko próbowała szaleć po drapaku, szafce i gdzie się tylko dało. Oczywiście co chwila się osuwała po czymś, a ja biegałam za nią jak druga wariatka i próbowałam asekurować. Później na szczęście trochę się przespała i teraz już zachowuje się normalnie, ale postanowiłam samowolnie, że nie będę jej podawać zwiększonej dawki - nie chcę mieć kota, który obija się o ściany.

czwartek, 13 grudnia 2007

surdut niemal gotowy


Jakoś udało mi się wreszcie skończyć dłubanie tego surduta z Lany Grossy. Wszystkie części zostały napięte i czekają na zeszycie. Zanabyłam także odpowiednie druty na żyłce do zrobienia kołnierza. Brakuje tylko jakichś ładnych guzików. Zeszyję go pewnie dziś lub jutro, więc może w weekend uda sie zrobić jakieś fotki.

wtorek, 11 grudnia 2007

zdrada ideałów ;-)

Niestety nie wytrwałam w postanowieniu zapuszczania moich siwych włosów. Podobały mi się, ale kontrast między odrostami, a kasztanową resztą mnie dobijał - wyglądałam na strasznie zaniedbaną. Teraz wiem, że mogę zapuścić "swoje" włosy, ale tylko wtedy, gdy je obetnę, a na to nie jestem gotowa. A skoro już poświęciłam odrosty, to postanowiłam przy okazji poeksperymentować z nowym kolorem. Zastosowałam mieszankę henny, indygo i amli - efekt to taki kolor gorzkiej czekolady, bardzo ładny, choć po pierwszym farbowaniu spod spodu przebija jeszcze czerwień, a góra - tam gdzie były włosy w moim naturalnym kolorze, ma taki lekko kasztanowy odcień. Ale myślę, że to się bez problemu wyrówna przy następnym farbowaniu. Efekt uboczny henny i amli to po protu niesamowity połysk włosów - nie widać tego dobrze na zdjęciu, ale lśnią cudownie. I wydają się nieco grubsze. Podoba mi się też, że brązowy kolor włosów wydobył więcej niebieskości z moich oczu.
A jak wam się podoba czekoladowa Herbatka? ;-)

poniedziałek, 10 grudnia 2007

czas wziąć się w garść


Sytuacja na froncie domowym się normuje. Mantra bierze leki, na szczęście połyka je bez problemu roztarte w odrobinie majonezu, więc choć gwałcenie kota dwa razy dziennie w celu podania tabletek mam z głowy ;-) Kitka wydaje się dobrze znosić silne w końcu prochy (Diazepam, czyli Relanium) - jest równie aktywna, co przedtem, tylko apetyt ma większy (wet uprzedzał, że tak będzie), ale to nas specjalnie nie martwi, bo Mantra całe życie wyglądała jak nitka, więc jak trochę przytyje, to jej nie zaszkodzi. Mam tylko nadzieję, że uda nam się powstrzymać ataki na długi czas. Mantra wykorzystuje nasze chuchanie i dmuchanie na nią i rozpuściła się jak dziadowski bicz. Ale nie tylko ludzka część rodziny ją hołubi, reszta kotów też :-) Jak widać na zdjęciach, dziewczyny śpią sobie nawet trzymając się za łapki :-)))
Ja już też chyba mentalnie się pozbierałam, więc herbimania ponownie wraca do życia - a jest trochę nowych rzeczy do pokazania ;-) ...ale cdn.

środa, 5 grudnia 2007

konserwacja nadajnika

Herbimania na jakiś czas zamyka swoje podwoje. Niestety potrzebuję nieco czasu dla siebie, żeby oswoić się z nową sytuacją. Wczoraj Mantra miała pierwszy po prawie 4 miesiącach napad padaczkowy, a później drugi i trzeci i czwarty. Ostry dyżur o północy, wprowadzanie w narkozę, żeby przerwać ten zły krąg, kotka kompletnie wyczerpana, my też. Od jutra musimy się zacząć uczyć żyć z kotem cierpiącym na padaczkę, podawać jej dwa razy dziennie leki, pomóc przejść ewentualne ataki i liczyć się z tym, że każdy następny może być ostatni. To trudne, muszę to jakoś przerobić, przetrawić, pogodzić się z tym i opanować sytuację i wrócę do was tak szybko, jak tylko się da.

poniedziałek, 3 grudnia 2007

patates me skortho


Takie greckie pieczone ziemniaki - zdrowsza alternatywa dla frytek. Ja robię je tak:
70-80 dkg ziemniaków
3 łyżki soku z cytryny
oregano (jeśli ktoś lubi więcej aromatów, to mogą też być zioła prowansalskie)
kilka gałązek świeżego rozmarynu
kilka szczypt ostrej papryki
2 duże ząbki czosnku drobiuteńko posiekane
4 łyżki oliwy z oliwek extra vergine
sól morska gruboziarnista
Ziemniaki obieramy ze skórki i kroimy w ósemki, a nawet "dziesiątki" ;-) Wrzucamy do formy do pieczenia placka, albo na blachę wyłożoną folią aluminiową, posypujemy przyprawami, polewamy oliwą i sokiem z cytryny, posypujemy czosnkiem i posiekanym rozmarynem. Obtaczamy ziemniaki w tym wszystkich tak, aby dodatki i oliwa równomiernie pokryły kawałki "patates". Wstawiamy do pieca nagrzanego do 180 stopni Celsjusza na ok. 40-45 minut, na kilka ostatnich minut możemy im jeszcze puścić termoobieg, aby się ładnie zezłociły.

niedziela, 2 grudnia 2007

jestem pod wrażeniem

Jestem nieustająco oczarowana stylem, jaki prezentuje Dita von Teese. Fakt, jest dość specyficzny, mocno stylizowany, ale z pewnością kobieta ma tyle klasy, co żadna hollywoodzka gwiazda. I nie interesuje mnie zupełnie, że na życie zarabia rozbieraniem się i fetyszystycznymi fotkami. Prywatnie zawsze wygląda jak dama (dokładnie odwrotnie, niż hollywoodzkie sławy, które wykonują zawód o wysokim prestiżu społecznym, a w życiu prywatnym zachowują się poniżej wszelkiej krytyki, że o wyglądzie nie wspomnę ;-) Dita chyba wzięła sobie do serca moje ulubione powiedzenie Mae West: "Lubię, aby moje ubrania były na tyle obcisłe, żeby było widać, że jestem kobietą i na tyle luźne, żeby było widać, że jestem damą" ;-)
A Dita ostatnio zaskoczyła mnie przepięknym płaszczykiem i rewelacyjną fryzurą. Można je zobaczyć tutaj i tutaj (uwaga, zdjęcia są duże, po załadowaniu trzeba na nie kliknąć, aby zobaczyć mniejszą wersję). I jeszcze ta sukienka - skromna, ale podkreślająca wszystkie atuty Dity i do tego te kwiaty we włosach - staromodne, ale mnie się podobało. Sukienkę widać tutaj i tutaj.
17.07.2008 - niestety linki do zdjęć się zdezaktualizowały, więc je usunęłam :-/

sobota, 1 grudnia 2007

czerwień czy amarant


... a raczej bordo czy amarant ;-) Od dawna szukałam cienkiej, delikatnej bawełny na mały letni top, który dobrze by się komponował z moją falbaniastą, cygańską spódnicą w hippisowskie mazaje, w kolorze wina bordeaux i bardzo rozbielonej kawy z mlekiem. Znalazłam taką jasnokawową właśnie, ale chciałam też bordo, żeby się przy nim ładnie moja blada skóra odcinała. Ostatnio dojrzałam na allegro właśnie taki wymarzony kolor. Kupiłam, przyjechało i klapa :-( Bo to nie jest bordo, raczej ciemny, nasycony amarant. Sam kolor ładny, ale nie pasuje do spódnicy i do mnie chyba też. Trzeba oddać sprawiedliwość sprzedawcy, że faktycznie jak tę włóczkę sfocić, to na zdjęciu wychodzi bordo (to powyżej musiałam zmanipulować, żeby kolor zaczął przypominać rzeczywisty).
Gdyby ktoś miał ochotę na taką włóczkę, to zapraszam - to jest 20 dkg, kosztowała 18 zł w sumie. Jeśli nikt nie będzie reflektował to może zaeksperymentuję i spróbuję ją przefarbować - mam jeszcze paczkę barwnika bordo - może się uda nadać jej odcień bardziej zbliżony do wina.