czwartek, 11 października 2007
tyk-tyk
Mój eksperyment polegający na próbie wyhodowania na balkonie tykw się nie powiódł. To znaczy owszem rośliny ładnie wyrosły, nawet kwitły, ale owoce nie chciały się zawiązywać. Jednak sadzonki, które podarowałam teściowi na jego działce wpadły w amok ;-P Rosły, kwitły, owocowały. No i mam je :-) Dostałam część zbiorów w postaci przepięknych, butelkowatych tykw dwóch rodzajów - jedne są niezbyt duże i seledynowo-zielone, a drugie wielkie, ciemnozielone i cętkowane. Wyglądają niczym współczesne rzeźby, a te mniejsze przypominają mi też trochę pierwotne figurki Bogini Matki - te krągłe kształty, elipsoidalne zakrzywienia, jak u paleolitycznych Wenus. W zasadzie zostały zebrane trochę za wcześnie, powinny wisieć na roślinach aż do ich uschnięcia, a nawet pierwszych mrozów, ale mam nadzieję, że mimo to uda mi się je ładnie wysuszyć i że przejdą też ten normalny proces "gnicia", podczas którego usuwana jest miękka warstwa skóry, a na twardej tworzą sie malownicze plamy. A co później? Później mam nadzieje wyczarować z nich jakieś ciekawe hendmejdy ;-) Może je pomaluje, wyrzeźbię, albo zrobię z nich domki dla ptaków... zobaczymy co mi same podpowiedzą, jak wyschną. Zima zapowiada się pracowicie ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
ja nie wiedziałam że one taaakie ładne!
chcesz jakąś?
Prześlij komentarz