wtorek, 3 listopada 2009

zombie

Ostatnio wygląda na to, że u mnie jak w kabareciku Olgi Lipińskiej, co się polepszy, to się pop... Dorwało mnie jakieś przeziębienie (nie, raczej nie świńska grypa, mówię na wszelki wypadek, bo media popadły w prawdziwą histerię na ten temat). Siły odpornościowe mam na tyle silne, że choróbsku nie udało się mnie rozłożyć, ale na tyle słabe, że nie potrafią sobie całkiem z nim poradzić. I jak to zombie, ani żywe, ani martwe, ja jestem ani zdrowa ani chora. Chodzę osłabiona, nos i czaszkę rozsadza mi katar, gardło już przestało boleć na szczęście, a temperatura waha się między normalną a 37 stopniami. Najgorzej, że nie mogę sobie pozwolić na luz, bo w piątek mija termin dostarczenia do wydawnictwa kolejnego tłumaczenia. W przerwach dziergam coś, ale niemrawo. Jak widzicie, nic ciekawego...