czwartek, 28 sierpnia 2008

Japońskie klimaty w Biskupinie

A czy wy wiecie, że tematem przewodnim tegorocznego festynu archeologicznego w Biskupinie będzie Japonia? Bardzo lubimy ze Smokiem jeździć do Biskupina, bo zawsze można tam zobaczyć coś ciekawego, ale w tym roku to po prostu przestępuję z nogi na nogę z niecierpliwości. Chcę zobaczyć pokazy sztuki walki i zakładania kimona i tradycyjnego makijażu, pokazy ikebany i origami, kaligrafii walki latawców i wszystkie te fascynujące rzeczy. Szczegóły można przeczytać tutaj.

wtorek, 26 sierpnia 2008

powrót córki marnotrawnej


Ha! Udało mi się wreszcie coś wydziergać :-) A mianowicie połowę przodu Artemisii. Sweterek na wątłą pensjonarkę, więc dużo dziergania nie było;-) Niemniej jednak jest już nawet napięty i wysuszony. Wygląda zachęcająco, mam nadzieję, że nic nie pozajączkowałam w projekcie i wyjdzie tak jak chcę. Włóczka w rzeczywistości jest ciemniejsza niż na zdjęciach, na których wpada jakby w lekki róż nawet, jest bordowo-winna (bardziej tak, jak na zdjęciu w tym poście). Światło dziś u nas nieco pokręcone, może to dlatego (tło na zdjęciach było oliwkowe w oryginale, jakby kto pytał ;-P). Wczoraj wieczorem zmolestowałam Smoka, żeby mi pomógł włóczkę porozkręcać, bo oryginalna jest nieco zbyt gruba, więc rozplataliśmy każdy motek na dwa nowe. Świetna zabawa, zwłaszcza dla kotów, które miały darmowe kino w postaci kłębków szybko turlających się po podłodze i nici śmigających w powietrzu :-)
Ciąg dalszy z pewnością nastąpi...

niedziela, 24 sierpnia 2008

dla miłośników Orientu

Szukałam wczoraj wykroju chińskiego płaszczyka i znalazłam taką perełkę: Max Tilke, Oriental costumes their designs and colors. Jeśli ktoś lubi etniczne wzory, to tam może czerpać inspirację wręcz garściami - klikając na strzałki po prawej i lewej stronie na górze przenosimy się na kolejne strony, a tam pod linkami zaznaczonymi na niebiesko rysunki najprzeróżniejszych ubrań z Afryki i Azji. Bez wykrojów, ale kolory, wzory i kroje po prostu przyprawiają o zawrót głowy. Zastanawiam się czy dałoby się to jakoś ściągnąć na dysk, bo jeśli strona kiedyś zniknie z sieci, to będzie niepowetowana strata.
PS: Z lektury tej książki wychodzi mi, że gustowne "fartuszki" panów ze zdjęcia we wczorajszym poście, to tradycyjny strój indyjskich muzułmanów, zwany: angarkha.

sobota, 23 sierpnia 2008

wokół pełno inspiracji


"Wysokie Obcasy" nr 33(486), foto: K. Domagalska

To zdjęcie jest na okładce dzisiejszych Wysokich Obcasów (przy okazji, od dziś przez 4 soboty do Wyborczej dodają płytę z piosenkami z Kabaretu Starszych Panów w oryginalnym wykonaniu - hura, hura! :-) Panowie brudni i nieco wymięci, ale zwróćcie uwagę na krój ich "fartuszków" - bardzo ciekawe rozwiązanie dekoltu i generalnie bardzo mi się podoba pomysł. A gdyby tak spróbować zrobić coś podobnego?
A druga inspiracja dopadła mnie wczoraj w Solarze - był tam płaszczyk z cieniutkiego flauszu, obrębiony włóczką, a pewne jego elementy (stójka, wykończenie zapięcia) zrobione były koronką szydełkową z lekko moherowej włóczki, generalnie większość szwów maszynowych zastąpiono tam "obrębieniem" włóczkowym, co przy flauszu nie sprawia problemu, bo materiał się nie "siepie". Wyglądało to wszystko bardzo ciekawie i sobie pomyślałam, że może taką właśnie technikę można by zastosować do zrobienia chińskiego płaszczyka, który ciągle chodzi mi po głowie.

piątek, 22 sierpnia 2008

Praga na horyzoncie :-)


Zarezerwowałam wczoraj pokoje i 18 września ruszamy na parę dni do Pragi. Cóż poradzę, że mam osobowość bumerangową ;-P uwielbiam wracać do miejsc, które lubię, a Pragę uwielbiam i nawet udało mi się kiedyś pomieszkać tam nieco dłużej. Już się nie mogę doczekać, chcę zajrzeć w stare kąty, odwiedzić cudowny sklepik z przyprawami "Pod Złotym Strusiem" na Malej Stranie i mój ulubiony sklep włóczkowo-tkaninowy Marlen koło Opery i zjeść fantastycznego bajgla "ze wszystkim" przy stacji metra Pavlova i wyskoczyć do mojej ulubionej, włoskiej (sic!) knajpki na Zizkovie, gdzie nie dość, że niestandardowo serwują na życzenie herbatę do włoskich potraw, to jeszcze podają ją w niemal półlitrowych kubkach (to chyba jedyna restauracja na świecie, w której jedna porcja herbaty wystarcza na moje potrzeby ;-D
Praga jest dla mnie magiczna, kojarzy mi się z wampirami, legendami i wszystkim, co tajemnicze - z resztą nie tylko mnie - Viona, której zdjęciami się napawam świetnie uchwyciła ten klimat w swoich fotkach - tutaj i tutaj.
Ja chcę do Pragi, podładować akumulatory :-)

czwartek, 21 sierpnia 2008

rozkosze podniebienia


Jestem czekoladowym nałogowcem, a najbardziej lubię mocno gorzką czekoladę. Na zdjęciu moja najnowsza faworytka - czekolada 70% Lindta z wiśniami i chili. Idealna harmonia smaków - słodycz cukru, gorzkość kakao, kwaskowa nuta wiśni i pikantny akcent chili. Najlepsza po lekkim schłodzeniu w zamrażalniku. Kubki smakowe wpadają w euforię. Polecam miłośnikom nieco mniej codziennych smaków, choć moją najulubieńszą nadal pozostaje 70% czekolada Lindta, jednak tylko z dodatkiem chili - ci Aztecy to się jednak znali na rzeczy, że wymyślili takie połączenie ;-)

środa, 20 sierpnia 2008

od przybytku...

... głowa podobno nie boli ;-) Choć mój zapas włóczkowy ma wyraźną tendencję do rozrastania się, a nie kurczenia, wczoraj dołączyły do niego dwie nowe włóczki, zakupione na allegro od agadag. Pierwsza to ponad 900 g bawełny w dość nietypowym kolorze:


W opisie aukcji podano, że to kolor "bordowofioletowy (buraczkowy?", ja bym powiedziała, że jest gdzieś wpół drogi między amarantem a bordo, z lekką wycieczką w kierunku magenty ;-)I ładnie mi w tym odcieniu - choć chyba nigdy w czymś tam wyrazistym nie chodziłam. Bawełna jest miękka, ale niestety nieco widać, że to włóczka recyclingowana , mam nadzieję, że jakoś to sprytnie ukryję w robótce.
Drugi nabytek to aż 1200 g cieniutkiej, granatowej wełny:


Na zdjęciu wygląda na "zmechaconą", ale nie jest, ma drobny, jakby nieco moherowy "kłaczek", nie jest super miękka w dotyku i ewidentnie nadaje się na jakieś wierzchnie odzienie, typu płaszczyk. Myślę, że druty w tym przypadku to maks. nr 3, wiec z tej ilości włóczki wyjdą pewnie ze dwa płaszcze ;-)
Nie zdecydowałam jeszcze, co powstanie z nowych włóczek, tylko się nimi napawam, ale plany pewnie wkrótce;-)
A tak w ogóle, gdy patrzę na obie włóczki razem, to dochodzę do wniosku, że podoba mi się zestawienie amarantu z granatem.

wtorek, 19 sierpnia 2008

jesienne inspiracje

Byłam dziś w sklepie i kupiłam Sabrinę nr 3/2008. Zasadniczo niewiele mi się tam podoba, ale jedna rzecz przyciągnęła moją uwagę:


Taki jesienny, romantyczny i nieco hippisowski płaszczyk - w sam raz dla mnie :-) Troszkę bym go uprościła (za dużo ażurów), ale poza tym bardzo mi się podoba i już mnie palce świerzbią, żeby zacząć dziergać. Niestety chwilowo mój warsztat robótkowy jest w opłakanym stanie. Miałam długą przerwę w dzierganiu i wczoraj z przerażeniem stwierdziłam, że już nie potrafię się odnaleźć w Celtiku, któremu brakuje raptem 1.5 rękawa i dekolt (to będzie mozolna praca, żeby odcyfrować własne notatki i pozbierać się mentalnie w tym projekcie). Artemisia leży zaczęta, też już nieco zapomniałam, co tam mam zrobić, na szczęście są notatki i jakoś chyba w końcu dojdę co do czego, jednak konieczność odgrzebywania w pamięci różnych szczegółów jakoś odbiera mi ochotę na dokończenie projektu. Leży też próbka bąbelkowego bolerka z "cyranki" i też by już chciała się ziścić ;-) Muszę jak najszybciej uporać się z pracą i ostro zabrać do roboty - w końcu już niedługo zacznie się najlepszy sezon do noszenia dziergadeł i swetrów wszelakich.

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

wiadomość w butelce


Tak właśnie powinien się nazywać tekst opowiadający o moim weekendzie w Łagowie, bo wokół pełno było wody, a i parę butelek osuszyliśmy w te deszczowe dni ;-) Pogoda nie dopisała tak bardzo, jak tylko mogła, a ja sierota w zamieszaniu przedwyjazdowym nie wzięłam żadnej robótki. Na szczęście zabrałam ze sobą pracę, więc w tym tygodniu nie muszę już tłumaczyć dniami i nocami, żeby zdążyć na ostateczny termin ;-) Mimo wszystko odpoczęliśmy, wymasowaliśmy sobie przepony od śmiechu i dobrze się bawiliśmy, bo towarzystwo było zacne. Ze strugami deszczu radziliśmy sobie "siłom i godnościom osobistom", lekkim alkoholizowaniem się, grą w Quake'a w sieci (panowie .. i tak - jesteśmy takimi maniakami, co na urlop biorą laptopy i kable sieciowe ;-P i plotami (panie). Poniżej kilka fotek, które udało mi się zrobić w krótkich przerwach między jedną a drugą ulewą.





środa, 13 sierpnia 2008

Bałoszyce ole!


Nawet nie wiem od czego by tu zacząć. Bałoszyce były wspaniałe, energetyczne, zabawne, relaksujące i aktywizujące za razem – po prostu kilka dni, które rozprasowują duszę. W wiejskim pałacyku spotkały się dwie grupy – jedna z Bydgoszczy + jeden poznański rodzynek, czyli ja – dziewczyny ćwiczące na co dzień taniec orientalny i druga z Olsztyna – ćwicząca flamenco. Do tego dwie fenomenalne instruktorki, a prywatnie świetne kobiety : Monika Marchel „Donya” mistrzyni tańca orientalnego i Magdalena Faszcza doskonała tancerka flamenco. Przez trzy dni ćwiczyłyśmy podstawy flamenco i tańca orientalnego oraz wspólny układ choreograficzny to utworu sympatycznej grupy Radio Tarifa pt. „Ay Tatara”. Oprócz tego śmiałyśmy się co niemiara, piłyśmy, gadałyśmy – jednym słowem babski sabat  Była i ciężka praca, już w czwartek, choć wszyscy zjechali wieczorem miałyśmy pierwszą godzinę tańca, w piątek trzygodzinny trening przed południem, taki sam po południu, a wieczorem impreza i…. tańce do północy. Wierzcie lub nie, ale atmosfera była taka, że moje mięśnie ani pisnęły i wszystko dzielnie wytrzymały. W sobotę cztery godziny treningu i w niedzielę jeszcze dwie i wyjazd. A, że zebrały się same babki z charakterem to i dyskusje były głośne i śmiechu dużo i nowe przyjaźnie się zawiązały (Andzia, ja i tak kiedyś się z tobą ożenię ;-) Przyznaję, że były trudne momenty, bo flamenco i TO to dwie różne formy ekspresji i ciężko mi było zmusić ciało, żeby nagle zamiast miękkich ruchów zaczęło wykonywać zamaszyste, zamiast dłońmi podkreślać ruch nóg, ustawiać je kontrastowo itd. Magda Faszcza była bardzo cierpliwa i wyrozumiała i świetnie wszystko tłumaczyła, jednak ja jak ostatnia sierota ciągle myliłam kroki. Wniosek mam jeden: nadal uwielbiam słuchać muzyki flamenco i patrzeć jak ci, co umieją, je tańczą, natomiast ewidentnie nie jest to taniec, który chciałabym sama „uprawiać”. Było to jednak bardzo ciekawe doświadczenie, a przy okazji nauczyłam się śpiewać piosenkę po hiszpańsku ;-) Z Bałoszyc przywiozłam obolałe stopy (tańczyłam na boso), dużo dobrych wspomnień, trochę nowych umiejętności, dużą potrzebę codziennej porcji tańca, kilka nowych nazw (np. figura zwana ósemką andaluzyjską już na zawsze zostanie dla mnie ósemką „co to kuźwa jest? ;-), praktyczne wskazówki (na kaca najlepszy jest masaż zapitego pyszczka ;-), sporo nowej muzyki do tańca i mnóstwo nowych kontaktów, które mam nadzieję uda mi się utrzymać. Są zdjęcia i film, ale ponieważ kobiety nie chciały zostać gwiazdami Internetu i nie mam zgody na ich upublicznienie, pokazać nie mogę, przykro mi. Musicie użyć wyobraźni ;-)
Uciekam znów na parę dni do Łagowa, z laptopem i tłumaczeniem pod pachą, odezwę się w poniedziałek.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

coraz mniejsza orbita

Kochani,
terminy wiszą nade mną jak ostrze gilotyny i nie mam głowy niemal do niczego poza pracą. Nie martwcie się, pracoholizm mi nie grozi, dla zachowania równowagi umysłowej pozwalam sobie od czasu do czasu na krótkie wypady, podczas których rozkoszuję się spotkaniami z dawno niewidzianymi znajomymi (spotkanie z Qd i jej mężem - muszę wam kiedyś o tym opowiedzieć, ale to był miód na duszę moją skołataną ;-), albo scrabbluję w równie miłym towarzystwie (choć intensywna praca intelektualna wpływa na mnie tak, że zdobywałam w każdej rozgrywce mniej więcej połowę punktów w porównaniu z innymi uczestnikami). Drutowo i szydełkowo nie dzieje się nic - nie mam siły.
Się rozgadałam, a wpadłam tylko powiedzieć, że zamykam "herbimanię" do 12.08. muszę jakoś oddać pierwszą partię tłumaczenia do środy, a w czwartek wyruszam tańczyć flamenco arabe do Bałoszyc :-))) Opowiem, jak wrócę - obiecuję.
Buziaki
Herbi