czwartek, 31 grudnia 2009

coś na kształt życzeń ;-)

“Naszą najgłębszą obawą nie jest to, że nie spełniamy wymagań. Naszą najgłębszą obawą jest to, że jesteśmy potężni ponad wszelką miarę. To światło, nie czający się w nas mrok najbardziej nas przeraża. Zadajemy sobie pytanie, kimże ja jestem, by być olśniewającym, zachwycającym, utalentowanym i rewelacyjnym człowiekiem? A właściwie, dlaczego nie? Jesteś dzieckiem Boga. Gdy udajesz kogoś nieważnego nie przysługujesz się światu. Nie ma nic oświeconego w tym, że kurczysz się, by inni ludzie nie czuli się niepewnie w twoim towarzystwie. Wszyscy zostaliśmy stworzeni po to, by błyszczeć, tak jak czynią to dzieci. Urodziliśmy się by demonstrować ukrytą w nas, boską wspaniałość. Nie tylko w niektórych z nas - w każdym z nas. A gdy pozwalamy, by nasze światło zabłysnęło, nieświadomie zachęcamy innych ludzi, by zrobili to samo. Gdy uwalniamy się od swoich lęków, nasza obecność automatycznie uwalnia od nich i innych."

Tekst autorstwa Marianne Williamson pochodzi z książki pt. A Return to Love, niedoskonałe tłumaczenie jest moje. Jeśli możecie potraktujcie to jako życzenia dla wszystkich na Nowy Rok :-)

środa, 30 grudnia 2009

porządki przed Nowym Rokiem i światełko w tunelu

Ech, święta były cudownie leniwe (no, prawie, bo musiałam trochę popracować nad tłumaczeniem), a wegetariańskie menu sprawiło, że raczej nic mi nie przybyło na biodrach i brzuchu i czuję się cudownie lekko :-) Dodziergałam też prawie do końca mój Charm. Muszę dokończyć połówkę rękawa, a później już tylko zszywanie i kołnierz. Zapowiada się bardzo przytulnie ten sweterek. Teraz wygląda jednak tak:


Kupiłam do niego cudne guziczki - bardzo, bardzo mi się podobają:


Poza tym mając w perspektywie wiosenny remont mieszkania zabraliśmy się ze Smokiem za odgruzowywanie różnych kątów - wynieśliśmy niezliczoną ilość worków na śmieci - ubrania, rupiecie itd. Dziś chcę się zabrać za biblioteczkę. Mój Tato wpoił mi wielki szacunek do książek, z resztą, w czasach, w których dorastałam ich nabycie było sporym problemem, więc został mi taki odruch, że za nic w świecie nie wyrzucę książki, choćby mi była bardzo niepotrzebna. A nagromadziło się takich mnóstwo. W ramach upraszczania sobie życia postanowiłam jednak pozostawić tylko takie, do których chcę co jakiś czas wracać lub które zwyczajnie są mi potrzebne (słowniki, leksykony, encyklopedie itd.). Miejscowe biblioteki nie chcą moich niepotrzebnych książek, bo nie mają miejsca, a nie wiem czy zdobędę się na wyniesienie ich na śmietnik. Nie wiecie, czy gdzieś w Poznaniu można uwolnić książki? Na Allegro raczej nie mam co ich sprzedawać, bo nie są to jakieś bestsellery i może się okazać, że będę musiała dołożyć do przesyłki, żeby ktoś to wziął, z resztą bardzo chcę się ich pozbyć od razu, inaczej będzie mi żal ;-)

środa, 23 grudnia 2009

też siedzicie w garach?

Nie obchodzę świąt, nie mają dla mnie żadnego religijnego znaczenia i choć mam do nich pewien sentyment ze względu na wspomnienia z dzieciństwa, obecnie mnie denerwują. Wszędzie kolejki, ludzie pchają się na siebie, kupują wszystko, jak leci, w sklepach tu bombka, tam kolędy na cały regulator, a obok karp zdycha w męczarniach i nikogo to nie obchodzi (bo przecież i tak ma umrzeć). Nie lubię tego festiwalu wymuszonej konsumpcji pod pretekstem świąt. Ale jeść coś trzeba, zwłaszcza, że przez parę dni restauracje i sklepy będą pozamykane. Dlatego dziś o 6:20 poderwałam umęczone ciało z łóżka (Mantra miała w nocy atak padaczki i do rana spałam w związku z tym z jednym okiem otwartym, na szczęście dość szybko doszła do siebie), ogarnęłam migiem i wybiegłam w deszcz, chlapę i ciemność, by odwiedzić po raz ostatni w tym roku moje studio jogi i się powyginać ;-) Przy okazji dostałam prezent - odkryłam, że gdy jestem dobrze rozgrzana, to potrafię już złożyć się jak scyzoryk - to znaczy wykonać skłon do przodu stojąc, położyć dłonie na ziemi, głowę na kolanach, a brzuch i klatkę piersiową na udach, zachowując przy tym wyprostowane nogi. Miło odkryć, że twoje ciało wreszcie zaczyna dostosowywać się do woli :-) Po zajęciach podładowana energetycznie wróciłam do domu, odstałam 40 minut w kolejce po chleb w towarzystwie straszliwych staruszków (wiecie, z gatunku tych, którzy cały czas w kolejce kładą ci się na plecy i potrącają cię, opowiadają pierdoły, a jak dojdą do lady to dopiero się zaczynają zastanawiać, co chcą kupić, i przebierają i grymaszą i wybierają....). Później zniknęłam w kuchni i zaczęłam gotować. Na pierwszy ogień poszedł barszcz (na warzywnym wywarze) na prawdziwym zakwasie buraczanym (zrobiony własnoręcznie, cały dom pachniał kiszonymi burakami ;-P. Mam taki osobisty rytuał - na święta by uczcić pamięć mojego Taty zawsze gotuję jego ulubiony barszcz i lepię maluteńkie i precyzyjne uszka z nadzieniem grzybowym. Uszka to jutro, dziś zupa - wyszła delikatna i pyszna - najchętniej już bym ją wychłeptała. A teraz czekam aż ostygną warzywa i jajka na twardo i za chwilę będę siekać i kroić jak dzika i przygotowywać sałatkę jarzynową... A jutro ciąg dalszy garów ;-)
To miłego, drogie Czytelniczki i Czytelnicy i wiecie co? Wiosna już za rogiem - zaczęło przybywać dnia !

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Pod urokiem...

No tak, jak człowiek wreszcie mógłby się czymś pochwalić, to znów zdjęć nie można robić :-/ Za oknem "na całej połaci śnieg", a z góry cały czas ktoś dosypuje nowe góry ;-) Efekt jest taki, że światło raczej szare i foty wychodzą w tym samym kolorze - no cóż, może jutro. Miałam przyjemny, pierwszy od dawna, zupełnie leniwy weekend i całą niedzielę dziergałam. Wydziergałam nowy szalik (jakieś 2,5 m), zaczęłam drutować eksperymentalną czapkę i prawie skończyłam sweterek, który "męczę" od początku listopada. To "Charm", czyli uroczy i czarowny model Kim Hargraeves z albumu Amber. Niby prosty i zupełnie bez "fajerwerków", ale właśnie ta prostota mnie ujęła:


Ma urocze rękawy i w ogóle wygląda na "najlepszego przyjaciela kobiety", w którego można się wtulić, gdy robi się chłodno. Wydłubałam rękawy (w wersji długiej), tył, przód - i się okazało, że w wersji długiej rękawy nie mają takich ślicznych kieliszkowych rozszerzeń, jak w wersji 3/4, więc muszę je spruć i zrobić od nowa, bo właśnie na tych rozszerzonych lekko rękawach mi najbardziej zależało. Kupiłam za to prześliczne guziki. Mam nadzieję, że wkrótce da się to wszystko sfocić i sami zobaczycie. A - mój "Charm" jest bordowy :-)

piątek, 18 grudnia 2009

zimowo i uczuciowo

Ten blog dryfuje coraz dalej od robótek - no cóż, odzwierciedla to ostatni rozwój moich zainteresowań. Coś się jednak dzieje, postaram się pokazać w weekend, co ;-)
Z nowości - zasypało nas tak jak i resztę Polski - jest pięknie, o ile nie musisz wyjść z domu, ponieważ wtedy palce u stóp odpadają ci niemal natychmiast, a skóra twarzy zamienia się w ołowianą maskę. Ale śnieg piękny, nie powiem.


Koty na zmianę aury reagują z charakterystyczną dla siebie dziwacznością - śpią jak zabite przez pół godziny wtulając się w siebie jak tłuste, zwinięte ślimaczki, po czym przez 15 minut uprawiają "dziki gon" i lepiej schodzić im z drogi ;-P

A ja dziś zachwyciłam się anonimową (dla mnie przynajmniej) tancerką To nie jest taniec brzucha, ani tribal - kobieta używa charakterystycznych dla tribalu figur, ale interpretuje je na własny sposób - jakby współczesna baletnica pokazała tribal "po swojemu". Urzekło mnie w tym tańcu wszystko - mocny przekaz emocjonalny, świadoma rezygnacja ze wszelkich "błyskotek" ("ładnego" stroju, ozdób), poświęcenie refleksji zasadności każdego ruch użytego w tej choreografii, no i oczywiście słodko-gorzka piosenka Cohena. Ładne i wruszające - przynajmniej dla mnie

czwartek, 17 grudnia 2009

wrrrr...

Mam problem z zostawianiem komentarzy na blogach blogspotowych wykorzystujących określony szablon. Próbowałam u Fanaberii - nic, próbuję u Sekutnicy - kicha. Czegokolwiek bym nie wybrała w obowiązkowym okienku "Wybierz profil" to program akceptuje, a po przyciśnięciu "Zamieść komentarz" wszystko ulatuje w kosmos :-/ Ktoś jeszcze ma ten problem? I może wie, jak temu zaradzić???

wtorek, 15 grudnia 2009

wygrzebane w otchłani netu :-)

Taki fajny tekścik, już nie pamiętam, gdzie się na niego natknęłam, ale wiem, kto jest autorem: Cooper Edens, utalentowany amerykański autor i ilustrator książek dla dzieci. Ilustracje warto obejrzeć, bo są w "oldschoolowym" stylu, trochę jak niezapomniane rysunki Szancera. A tekst, choć chyba też pochodzi z książki dla dzieci, to mądry zadziwiająco i w sam raz na zimowego doła. W oryginale podaję, bo tłumaczenie zrobiłoby więcej szkody niż pożytku jego urodzie ;-)

If tomorrow morning the sky falls… have clouds for breakfast.
If night falls… use stars for streetlights.
If the moon gets stuck in a tree… cover the hole in the sky with a strawberry.
If you have butterflies in your stomach… ask them into your heart.
If your heart catches in your throat… ask a bird how she sings.
If the birds forget their songs… listen to a pebble instead.
If you lose a memory… embroider a new one to take its place.
If you lose the key… throw away the house.
If the clock stops… use your own hands to tell time.
If the light goes out… wear it around your neck and go dancing.
If the bus doesn’t come… catch a fast cloud.
If it’s the last dance… dance backwards.
If you find your socks don’t match…. stand in a flowerbed.
If your shoes don’t fit… give them to the fish in the pond.
If your horse needs shoes… let him use his wings.
If the sun never shines again… hold fireflies in your hands to keep warm.
If you’re afraid of the dark… remember the night rainbow.
If there is no happy ending… make one out of cookie dough.

Ostatnie zdanie trafia do mnie wyjątkowo - a wy? upiekłyście już swoje szczęśliwe zakończenie (tego roku)? ;-)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

czy mnie jeszcze pamietasz?

Nooo, ale dałam plamę... taka długa przerwa. Nie wiem, czy ktoś tu jeszcze w ogóle zagląda. Przyczyna banalnie prosta - przestałam ogarniać rzeczywistość - czułam się jak ta złota rybka w akwarium w kształcie kuli - płynęłam z całych sił i wydawało mi się, że za następnym zakrętem czeka mnie już ocean, po czym okazywało się, że nadal gonię własny ogon. Więc się zatrzymałam i staram się zmobilizować, zorganizować, zdyscyplinować, żeby czas przestał mi przeciekać przez palce. Powoli gramolę się z tego akwarium i mam nadzieję, że wpisy na blogu również zaczną się pojawiać z dawną częstotliwością.
W ramach pozytywnych przedsięwzięć postanowiłam też nie powtarzać corocznego narzekania i polubić zimę... będzie trudno - macie jakieś pomysły, jak to zrobić?

PS1: Qd - ten specyfik to MSM (metylosulfonylometan - siarka organiczna).

PS2: Skrzaciku, dzięki za wyróżnienie, ale biorąc pod uwagę moją ostatnią aktywność, to tytuł chyba trochę na wyrost dostałam:



Ale oczywiście pękam z dumy i postaram się dorosnąć to tego miana :-)