niedziela, 30 marca 2008

sesja Błękitnego Anioła


No to wreszcie udało się zebrać w jednym miejscu fotografa, pogodę, sweterek i modelkę ;-) Oczywiście jak zwykle coś się musiało przytrafić - po pierwsze ten lodowaty odcień błękitu cudownie się prześwietla w najmniejszej nawet ilości bezpośrednich promieni słonecznych, po drugie po paru zdjęciach padły nam baterie w aparacie, na co nie byliśmy przygotowani, bo żwawo działały od ponad 5 miesięcy i przed wyłączeniem się tylko raz na krótki zaalarmowały, że mają niski poziom energii. Niemniej jednak coś tam udało się sfocić i wybrać i mam nadzieję, że widać, jak lubię Błękitnego Anioła.






Szczegółów technicznych nie będzie, bo sweter skończyłam tak dawno, że już nic nie pamiętam ;-)

sobota, 29 marca 2008

"Filatowy" sweterek


Kilka słonecznych dni i moje baterie od razu się naładowały - Dropsowy kabatek jeszcze nie zeszyty do końca, ale to dlatego, że faktycznie sprułam niedoszły płaszczyk od Laurena i zaczęłam robić rękawy do swetra z Filati. Wbrew temu, co widać na zdjęciu to bardzo ciekawy i oryginalny wzorek i włóczka też w realu ma piękniejszy kolor.
U nas dziś niestety pogoda się popsuła, ale liczę na słoneczną niedzielę i sesję foto Błękitnego Anioła. Sprawdziłam go już "w akcji" - pięknie się nosi, nie gryzie, jest leciuteńki i ciepły, bardzo go lubię.

czwartek, 27 marca 2008

skończyłam:-)

Skończyłam kolejny sweterek - ten DROPSowy. Muszę tylko doszyć rękawy, przyszyć guziki i zrobić wykończenie szydełkiem. Fotograf nadworny nadal na wylocie, więc mimo lepszej pogody brak zdjęć, ale obiecuje nadrobić zaległości w weekend i zaprezentować i Błękitnego Anioła i ten nowy sweterek. Postanowiłam też spruć płaszczyk od Laurena - wygląda na to, że nie starczy mi włóczki, aby go zrobić w oryginalnym kształcie, a że ten akurat bardzo mi się podoba, to poczekam na jakąś inną włóczkę. A z tej odzyskanej granatowej chyba zrobię kabatek z Filati, numer jesień 2006, o taki:


Skromnie, acz kobieco - powinno ładnie wyjść, próbki jakie zrobiłam wskazują na to, że nawet grubość włóczki jest idealna i chyba po raz pierwszy w życiu nic nie będę musiała przeliczać i będę mogła na ślepo podążać za instrukcją :-)

wtorek, 25 marca 2008

raks sharki


Raks sharki – czyli taniec orientalny, u nas dość mylnie zwany tańcem brzucha. To co zaczęło się dla mnie jako kaprys, żart staje się coraz większą namiętnością. Kręcę biodrami już nie tylko na zajęciach, ale i w domu, trenuję shimmy prasując, kręcę ósemki krojąc warzywa na obiad i żałuję, że nie wszystkie figury można ćwiczyć na przykład w kolejce ;-) Czuję się jakoś tak bardziej kobietą, mimo że jeszcze nie potrafię tańczyć, a jedynie wykonuję niektóre ruchy. Są urocze, seksowne, ale nie wulgarne – zaczęłam się prosto trzymać, zwracać uwagę na to jak się poruszam. I te stroje – bardzo mi się podobają – na zdjęciu widzicie fragment mojej chusty to tańca – te śmieszne pieniążki zwane przez niektóre dziewczyny „peniskami” (to z czeskiego ;-P) subtelnie pobrzękują przy każdym ruchu, pięknie go przy okazji podkreślając. Nie ma co kryć, wciągnęło mnie na amen – a najbardziej kiedy zobaczyłam tę panią – Rachel Brice – supergwiazdę tańca brzucha.

Tańczy w stylu zwanym tribal fusion, czyli nie klasycznej odmianie, lecz mieszance stylów wymyślonej w Stanach Zjednoczonych, w której znaleźć można także elementy tańca współczesnego, flamenco i tańców rytualnych z różnych stron świata. Ja uczę się klasycznego tańca orientalnego – z figurami, jakie są typowe dla tego tańca w Egipcie, ale fascynują mnie jej wężowe ruchy i absolutna kontrola nad własnym ciałem.

Tańczy już kilkanaście lat przy okazji ćwicząc jogę i myślę, że bez tego nie potrafiłaby tak perfekcyjnie używać poszczególnych mięśni. I wiecie co? Może to wariactwo, ale rozmyślam o zapisaniu się na kurs jogi 
Marzę o tym, żeby pewnego dnia wykonać taką perfekcyjną falę brzuchem jak Lady Blue na filmiku poniżej …

czwartek, 20 marca 2008

gdyby ktoś chciał wiedzieć...

co u nas słychać, to mimo buńczucznych zapowiedzi niestety - na Zachodzie bez zmian;-) Mówiąc szczerze, przesilenie wiosenne trzyma nas w swych szponach i ogólnie padamy na pysk:


Robótki leżą odłogiem stanowczym, porządki wiosenne takoż. Jedyną rzeczą, na jaką mam jeszcze ochotę jest taniec brzucha, ale o tym w osobnym poście.
Gdyby więc ktoś mógł nas obudzić ze snu zimowego - będziemy wdzięczni :-)

czwartek, 13 marca 2008

wiosenne porządki

dość lenistwa - czas się wziąć za wiosenne porządki :-)

środa, 12 marca 2008

jest już nowy Knitty :-)

Ukazał się kolejny numer internetowego pisma "drutowego" - Knitty - wydanie wiosenne. Przyznam, że parę rzeczy ucieszyło moje oko - najbardziej przesłodka, kobieca bluzeczka Yosemite i delikatna, ażurowa chusta Laminaria. Ech, tak mało czasu, tak wiele włóczek i pięknych wzorów ;-P

wtorek, 11 marca 2008

o miłych niespodziankach, leżakowaniu i niemocy absolutnej ...

Wiem, wiem, nic sie nie odzywam - ale przesilenie wiosenne dopadło mnie bezlitośnie jak głodny rekin i zamiast robić cokolwiek pożytecznego tłukę się po domu lekko otumaniona ;-) Zdjęć Błękitnego Anioła nadal nie ma, w prawdzie pogoda się zrobiła, ale mój nadworny fotograf wybywa rano i wraca, jak się już szarówka robi, więc nie ma jak mnie sfocić, a próby samodzielnej sesji z samowyzwalaczem przyniosły efekt w postaci czegoś w rodzaju Blair Witch 3 ;-P Z kolei sam sweterek powieszony na wieszaku wygląda nijako i też na zdjęciach nie wychodzi dobrze.
Poza tym jestem w robótkowej rozsypce - zaczęłam robić próbki do owijanego sweterka, ale ten moher jakoś tak niezbyt pięknie wychodzi we wzorze proponowanym w instrukcji i się zniechęciłam. Pomyślałam sobie, że ciekawie by się prezentował w jakimś ładnym ażurze (dziwnie to słowo wygląda w odmianie ;-), jednak żaden z wzorów, które posiadam mnie nie zadowala. Gdyby jakaś dobra dusza posiadała wzór mocno ażurowego ażuru to ja bym z pocałowaniem ręki wzięła.
Płaszczyk od Laurena utknął na etapie dwa gotowe rękawy i połowa tyłu - głównie z tego powodu, że mam niejakie podejrzenia, że włóczki jednak nie wystarczy - leży i czeka zmiłowania.
Bakłażanowy zeszyty i nadal czeka na moje natchnienie w kwestii haftowania.
Żeby nie było, że u mnie to już w ogóle dolce far niente, to wróciłam do tego pomysłu. Ma już prawie połowę tyłu. Do robótki użyłam włóczki Debbie Bliss, chyba mieszanki bawełny i jedwabiu (niestety etykietę mi wcięło), którą udało mi się kiedyś nabyć niezwykle korzystnie za sprawą nieocenionej Opakowanej. Opis DROPSa jest okropny, chcą żeby to robić na drutach na żyłce, których nie cierpię, więc robię po swojemu i zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Mówiąc o Opakowanej:


Wczoraj dotarł do mnie prezent od niej :-) Absolutnie cudny fartuszek - niestety z powodu nieobecności fotografa nadwornego prezentuje też tylko w kawałku i nie na modelce. Jest prześliczny i funkcjonalny i Trysiu - kocham nawet te różowe elementy :-)

wtorek, 4 marca 2008

tajemniczy projekt


Pogoda na zdjęcia w prawdzie była dziś ładna, ale nie miał mi kto zrobić zdjęć w Błękitnym Aniele, więc niestety musicie jeszcze trochę poczekać. Dziś ujawniam mój nowy projekt (oprócz płaszcza od Laurena, który chwilowo tkwi w zawieszeniu). Zakupiłam moher, taki sam, jak do Błękitnego Anioła, tylko w pięknym, nasyconym odcieniu czerwieni, trochę jakby malinowym. Chcę z niego zrobić - no właśnie nie wiem jak to nazwać - coś w rodzaju szala z rękawami. Wzór udostępniony był niegdyś za darmo na stronie niemieckiego czasopisma "drutowego" Rebecca. Niestety zdjęcie nie jest najlepszej jakości - z grubsza wygląda to tak:


Szalem owija się ciasno talię i wygląda to moim zdaniem bardzo uroczo. Wzór mam już od ładnych paru lat, bardzo chciałam go kiedyś wypróbować, ale nie miałam odpowiedniej "reszty". A teraz będzie mi pasować do nowej spódnicy o linii postrzępionego tulipana:


Kupiłam ją na allegro - świetnie leży i bardzo mi się podoba ten zakręcony dół - wszystko razem powinno tworzyć zestaw nieco w stylu flamenco ;-)

niedziela, 2 marca 2008

unikanie wyzwań


Chodzę koło tego haftowania jak koło jeża, więc bakłażanowy dalej leży. Za to w nagłym przypływie motywacji skończyłam Błękitnego Anioła - bardzo mi się podoba, tylko nie bardzo mam go do czego założyć - przydałyby się na przykład ładne białe spodnie, albo sukienka. Pełna dokumentacja fotograficzna w tygodniu, bo dziś światło było okropne i zdjęcia wychodziły niewyraźne, więc teraz tylko "teaser". Tak mi się ten moher spodobał, że kupiłam jeszcze taki sam, tylko w odcieniu malinowym na nowy sekretny projekt - wszystko wyznam wkrótce.