środa, 31 grudnia 2008

myśleliście, że będzie o noworocznych postanowieniach?

A nic z tego, o postanowieniach będzie jutro ;-P Dziś będą guziki! Stałam dziś w pasmanetrii jak ten osiołek, co mu w żłoby dano i nie mogłam wybrać guzików do Celtica. Ogólna koncepcja była taka, że mają być proste, rustykalne, kościane, może drewniane. Dobierałyśmy z moją ulubioną panią sprzedawczynią dziesiątki różnych wzorów i nic... bez objawień. Już się prawie zdecydowałam na takie ciemne kwadraty drewniane, gdy sprzedawczyni powiedziała: "Wie pani co, niech pani sobie tu wejdzie do mnie za ladę i sama się porozgląda, może znajdzie się coś lepszego". Taka fajna kobita - po jakiejś minucie już wiedziałam, czego chcę - tylko, że koncepcja zmieniła się o 360 stopni ;-P Kupiłam takie:


Trochę się bałam, że to będą "dwa grzyby w barszcz", że takie ozdobne, jasne guziołki będą się gryzły z ornamentami na Celticu, ale teraz wydaje mi się, że pasują. A tutaj jeszcze zbliżenie guzika:


A przy okazji, wszystkim, którzy lubią się bawić, tanecznego szaleństwa dziś życzę, a tym, co jak ja i Smok wolą się zaszyć w domu, miłego chilloutowania ;-) Mnie czeka pilnowanie kotów, które potwornie się stresują petardami i fajerwerkami (zwłaszcza petardami, one mają słuch wielokrotnie lepszy od ludzi i takie bezsensowne hałasy, to dla nich tortura), ramiona Smoka, martini z cytrynką, jakiś dobry film i kilogram homarców (kupiłam jakiś czas temu i leżały w zamrażalniku, dziś sobie zrobię ucztę. I do siego :-)

wtorek, 30 grudnia 2008

Celtic (i) frost ;-)

Nie, nie będzie o dość znanej kapeli ze Szwajcarii grającej awangardowy metal, więc wszyscy, którzy trafili tu po wystukaniu tej nazwy w googlach mogą spokojnie zamknąć stronę - będzie o swetrach i pogodzie ;-P
Mamy dziś przepiękną zimową pogodę, niemal jak z pocztówki - bezchmurne niebo, dużo słońca, szadź wymalowująca wzorki na drzewach i krzewach i lekki mróz - do szczęścia brakuje tylko trochę śniegu. Mam mnóstwo energii, co objawiło się m.in. w wykończeniu rękawów Celtica:
\
Zrezygnowałam z użycia rekomendowanych przez DROPSa drutów pończoszniczych i zrobiłam je tradycyjne, a następnie zeszyłam - wyszło całkiem nieźle, a przynajmniej nie ogarnia mnie desperacja na widok powyciąganych oczek, jak poprzednim razem, gdy Celtica robiłam z kremowej wełny. Po południu mam zamiar wyciągnąć kadłubek sweterka, połączyć go z rękawami i zacząć dłubanie karczku (karczka?) oraz kapturka. A jutro postaram się skoczyć do miasta po guziki, bo jeśli nie, to na otwartą pasmanterię trafię dopiero w przyszły poniedziałek, o ile nie będzie akurat inwentury ;-)
Celtic z tureckiej Mayi zapowiada się bardzo ciekawie - wiem, że trzymam się tych pochwał dla Mayi jak pijany płotu, ale ona jest cudowna po prostu - w zestawieniu z celtyckimi warkoczami i krojem sweterka będę się czuła, jakbym nosiła na sobie jakąś elfią szatę co najmniej :-)

poniedziałek, 29 grudnia 2008

słodziak poświąteczny



Fotka autorstwa: tanneicasey
Buszuję w Internecie i znalazłam coś takiego - to chyba najsłodszy sweterek, jaki ostatnio widziałam. I oczywiście go chcę i może nawet obejdzie się bez kupowania nowej włóczki, bo coś z zapasów powinno się nadać :-)
Poza tym wypchnęłam wreszcie gotowe tłumaczenie kolejnej książki i oczekuję na dosłanie egzemplarza następnej - czyli mam trochę wolnego czasu i zabrałam się za Celtica - postępy może sfocę jutro - ta alpakowo-jedwabna włóczka jest bosska - aż się chce dotykać :-)

piątek, 26 grudnia 2008

ogłoszenia "parafialne" ;-)

Okropnie zaniedbałam odpowiadanie na wasze komentarze, a nawarstwiło się ich trochę i pytań różnych i wypowiedzi, na które wypadałoby zareagować, więc teraz nadrabiam hurtem i w poście, bo część komentarzy już dość dawno była.
Przede wszystkim wszystkim dziękuję za życzenia świąteczne - to, że nie obchodzę Bożego Narodzenia nie znaczy, że nie jest mi miło, gdy ludzie o mnie pamiętają - jest mi bardzo miło :-)

Brahdelt - pas do tańca fajny, bardzo ATSowy, "klasyczny" można powiedzieć :-)

Kath - chyba nie ma szans, żeby Smok został etatowym testerem włóczek, ale te Kid Mohairy z YarnParadise mają dużą domieszkę sztuczności i są bardzo miłe w dotyku. To chyba też ważna wiadomość dla Joanny, która pytała, czy nie są gryzące.

Fiubździu - gratuluję nowego pasa do tańca :-) Bardzo chętnie złożę z tobą zamówienie w YarnParadise, szczerze mówiąc chciałabym to zrobić już na początku stycznia, jeśli by ci to odpowiadało. Persjanko - może do nas dołączysz?

Lucille - mam nadzieję, że lektura była przyjemna, a szczęka rozdziawiała się od rzeczy przyjemnych.

Grażyno (gracho) - cena wysyłki w YarnParadise jest uzależniona od wagi włóczki, którą kupujesz, ale można sobie wszystko z góry dokładnie skalkulować, ponieważ mają tam specjalny kalkulator, w którym wybierasz wagę włóczki i kraj, a on ci pokazuje, ile kosztowałaby wysyłka różnego rodzaju paczek. Kliknij tutaj i sobie zobacz.

wtorek, 23 grudnia 2008

zachwyt dnia

Zachwyciły mnie dziś przepiękne, niezwykłe, twórcze quilty-mapy Leah Evans. Nie umiem tego nawet opisać - musicie to zobaczyć Tutaj jest jej stronka.

niedziela, 21 grudnia 2008

Przesilenie Zimowe


Nie obchodzę Świąt Bożego Narodzenia, ten cały szał i amok przedświąteczny zwykle omija mnie łukiem. Szanuję moich bliskich i znajomych na tyle, żeby brać udział w rodzinnej Wigilii, czy wymieniać świąteczne życzenia. Jednak nie ma to dla mnie duchowego wymiaru. Za to dzisiejszy dzień ma :-) Dziś mamy najkrótszy dzień w roku. Przełom - jeden z kilku w roku, ale ten jest szczególny. Od jutra zaczyna przybywać światła, nadziei, optymizmu i pozytywnej energii. Dziś symbolicznie odbijamy się od dna, żegnamy z "ciemną stroną mocy", z przeszłością, która nas unieruchamia, zamiast dawać napęd. Nieważne, co was przygniata, dołuje i podcina wam skrzydła - w końcu nastąpi przesilenie i będzie można znów zacząć się wspinać - czego Wam wszystkim Kochani życzę :-)

sobota, 20 grudnia 2008

jak dobrze, że już koniec tygodnia...

Uff, to był tydzień pełen pośpiechu i biegania - i to wcale nie ze względu na święta - wypełniły mi go wizyty w urzędach, u lekarzy, podróż do Bydgoszczy na warsztaty taneczne oraz imponderabilia, w które obfituje każdy, szary (ostatnio bardzo szary) dzień. Czy uwierzycie, że w tym tygodniu nie przerobiłam nawet jednego rzędu robótki???? Dramat, odwyk mi wyraźnie nie służy. Niemal do płaczu doprowadziły mnie próby sfotografowania zakupionych ostatnio włóczek - ten grudniowy półmrok jest dobijający. Tak, czy inaczej w końcu zrobiłam - optymalne nie są, ale cóż, nie będziemy czekać do czerwca chyba ;-)
A zakupy zrobiłam w tureckim Yarn Paradise. Mieli wyprzedaż, więc zaszalałam z cieniutkimi włóczkami. Pierwszy był Shrimp Kid Mohair w kolorze granatowym, brązowym i kremowym.


To zdjęcie nie oddaje jego delikatności i piękna koloru - fotka w sklepie chyba jednak jest lepsza. Chcę z niej zrobić "motylka":



Druga włóczka to też Shrimp Kid Mohair tylko w odcieniu turkusowym:


Jeszcze nie wiem, co z niej będzie, ale "ulejbam" ten odcień ;-)
Trzecia jest włóczka Kid Mohair w odcieniu, UWAGA! liliowym ;-P


Nie mam bladego pojęcia, co mnie "wzięło", ale chcę z niej zrobić coś ultraażurowego, ultraseksownego i ultrakobiecego ;-)

środa, 17 grudnia 2008

tribalowe psoty

Miałam wam dziś pokazać coś ładnego, ale że w tym czymś dużą rolę odgrywa kolor, a mamy typowy, grudniowy, smętny dzień, taki co to od samego rana trzeba sztuczne światło włączyć, żeby w ogóle było coś widać, to nijak porządnych fotek zrobić nie mogę (to jest chyba lite motive ostatnich tygodni, brak warunków do robienia zdjęć :-P Więc poczekam z ładnościami i pokażę wam przy czym zacieszam ostatnio strasznie. Oczywiście chodzi o tribal fusion. Pierwszy teledysk to The Indigo (Rachel Brice, Zoe Jakes i Mardi Love, którą uwielbiam, za wygląd gwiazdy niemego kina, za stroje, za "mięciutki" styl tańczenia i za to, że w świecie żylastych, tribalowych joginek jest rozkosznie zaokrąglona - to ta z loczkiem na samym środku czoła) - wygłupiają się strasznie do muzyki Man Man, a konkretnie do utworu Spider Cider. Może to i głupie, ale bardzo mi się przy tym poprawia humor:


A drugi teledysk to fragment występu Rachel Brice i Mardi Love - kompletnie zwariowana muzyka, kabaretowe klimaty i śmieszna choreografia. Uwielbiam, gdy "tribalki", zwykle mroczne niczym sztolnie Morii, nie biorą się zbyt poważnie i robią takie "wygłupy" ;-)

wtorek, 16 grudnia 2008

Pulpecji "Poradnik żywota szczęśliwego"...


Aby właściwie odpocząć, należy zwrócić uwagę na to, by stopy ułożyć w pozycji nieco uniesionej, najlepiej też oprzeć je na czymś miękkim, typu kuper Stanisława. Nie należy się przejmować tym, że niektórym może się to nie podobać ;-P

poniedziałek, 15 grudnia 2008

wieści z haremu ;-P


Laura mówi, że jestem nierzeczywista, to dziś będzie nieco więcej bajek z tysiąca i jednej nocy ;-P W sobotę siedziałam do północy i szyłam haremki. No i się udało :-) Przeszły chrzest bojowy podczas wczorajszych warsztatów i zdały go celująco - nic się nie rozpruło, nic nie rozeszło w szwach, żadnych katastrof, nie było mi za gorąco, ani niewygodnie :-) Oczywiście nie obyło się bez przygód - o mało co, a nie weszłabym w te spodnie, bo robiąc wykrój zmierzyłam się dokładnie, ale później zapomniałam, że biodra to jednak mam powyżej kroku spodni, a nie poniżej ;-P Na całe szczęście w ostatniej chwili udało mi się całość uratować. Maszyna, którą podarowała mi sekutnica jest po prostu świetna. Wybaczyła mi całą niedoskonałość i brak wprawy, niczego nie wciągała, nie marszczyła, satyna mimo, że śliska trzymała się pięknie i wszystkie szwy i obrębienia wyszły prosto i tak jak chciałam - no prawie, ale to już wina mojego braku doświadczenia. W każdym razie było na tyle dobrze, że chcę szyć dalej. Proste rzeczy, ale kiedyś może coś bardziej skomplikowanego, kto wie ;-)


Zdjęcia robiliśmy przy grudniowym świetle, stad szumy i generalnie niezbyt dobra jakość, ale cóż zrobić - może przynajmniej będziecie mieć ogólne pojęcie, jak te moje haremki wyglądają. Z przyczyn oczywistych nie mogliśmy też udać się w plener, więc musicie mi wybaczyć "sceny balkonowe" i dziwny format zdjęć (nie chciałam wam pokazywać elementów balkonu, nieco zbyt mało orientalne były ;-)


Wnioski na przyszłość - następne haremki powinny mieć nieco dłuższe nogawki i być sporo szersze - a co, jak szaleć, to szaleć :-)

sobota, 13 grudnia 2008

Salam alejkum i do przodu ;-)

Nie rozpieszczam was w tym tygodniu postami o robótkach, o nie - a wszystko dlatego, że postępów praktycznie brak. Nie mam czasu - nawarstwiła się praca i czynności poboczne, w tym moje "ulubione" wizyty u lekarza i w urzędach różnej maści, czyli absolutne pożeracze czasu. Niby mogłabym dziergać w kolejkach, ale jakoś wolę wziąć książkę. Celtic czeka więc na lepsze czasy. Skroiłam haremki i nie mam kiedy ich uszyć :-/ Może dziś po południu? Są i dobre "pożeracze", np. zajęcia z tańca orientalnego :-) Sporo czasu im teraz poświęcam, a koniec grudnia i pierwszy kwartał zapowiadają się interesująco, bo oprócz zwykłych zajęć szykuje się kilka ciekawych warsztatów. Jutro za to idę na 7 godzin warsztatów z ATS i tribal fusion. Ciekawe, czy przeżyję? Byłam już na takich zajęciach, ale z tradycyjnego tańca orientalnego, z którego coś umiem, a w ATS jestem nadal bardzo początkująca... No nic, do odważnych świat należy. A w czwartek robię sobie wagary i jadę do Bydgoszczy na warsztaty z choreografii z elementami "podłogowymi" ;-) Uzbrojona w siatkarskie nakolanniki oczywiście, bo moje kolana odpowiadają na taką zniewagę siniakami utrzymującymi się miesiącami ;-P Chwilowo zaś rozpływam się nad cudowną choreografią Ansui, też "podłogową" mocno:


Inspirująca arabska muzyka w wykonaniu Orkiestry Kairskiej i hipnotyzujące wręcz ruchy Ansui - kiedyż moje ciało wydobędzie z siebie taką grację i zmysłowość? Nieprędko pewnie, ale jak już to zrobi, to będę najseksowniejszą osiemdziesięciolatką na świecie :-) Miłego weekendu.

piątek, 12 grudnia 2008

refleksja nad wszechogarniającą szarością...


Grudzień mamy, a śniegu nie tylko nie ma na całej połaci, ale nawet na skrawku krajobrazu. Deszcz pada, słońce się wyprowadziło chyba na dobre, człowiek budzi się rano z wielkim kamieniem na sercu i pustką w głowie. A ja... ja myślę sobie, że..
Ta zima kiedyś musi minąć
Zazieleni się
Urośnie kilka drzew
Niedojedzony chleb
W ustach zdąży się rozpłynąć
A nie dopity rum
Rozgrzeje nieco krew

Zimny poniedziałek
Gorącą stanie się niedzielą
Co niepozmywane
Samo zmyje się
Nieśmiały dotąd głos
Odezwie się jak dzwon w kościele
A tego, czego mało
Nie będzie wcale mniej

Choć mało rozumiem
A dzwony fałszywe
Coś mówi mi, że
Jeszcze wszystko będzie możliwe
Nim stanie się tak
Jak gdyby nigdy nic nie było.


Słów użyczył Pan Waglewski, a koloru orchidea z Ogrodu Botanicznego w Pradze :-)

czwartek, 11 grudnia 2008

szybkie pytanie o filcowanie

Panie i Panowie doświadczeni w filcowaniu, a zaszczycający mojego bloga swoją uwagą - mam pytanie. Czy istnieje jakiś uniwersalny współczynnik, określający (plus/minus) o ile zmniejszy się udziergana robótka po filcowaniu? Chcę sobie zrobić filcową kurteczkę, ale nie wiem, ile mam kupić włóczki. Gdybym wiedziała na przykład, że przeciętnie robótka kurczy się o jakieś powiedzmy 30% to mogłabym już coś z tą informacją zrobić. Czy można przyjąć jakieś bezpieczne założenie ogólne, czy też każda wełna kurczy się inaczej i po prostu trzeba zrobić próbkę, wymierzyć, sfilcować, ponownie wymierzyć i dopiero wtedy ustalić ostateczną ilość włóczki? Oczywiście i tak trzeba to zrobić rysując wzór, ale wolałabym wiedzieć z góry ile mniej więcej muszę kupić włóczki, żeby później nie biegać z rozwianym włosem i szukać jednego dodatkowego motka na przykład ;-)

Z wyrazami szacunku

Wasza Kompletnie Kopnięta w Sprawie Włóczek Herbatka

środa, 10 grudnia 2008

ratunku, słoniocy!

Jestem kompletnie niepoprawna. Byłam wczoraj z Matulą mą ukochaną w Leroy Merlin po wykładzinę do jednego z pokojów w jej mieszkaniu. I jakoś tak zdryfowałam do działu z firankami i tkaninami na obicia i zasłony. Bogini, jakież oni mają tam piękne materiały i kolory! No i nie wyszłam z gołymi rękami, lecz z kawałkiem opalizującej delikatnie tafty na... spódnicę ;-PP Taaa... Na swoje usprawiedliwienie mam, że jest przepiękna - niestety aparat w żaden sposób nie chce złapać tego piękna, więc muszę ją chyba opisać. Wątek zrobiony jest z nici intensywnie turkusowo-niebieskich, a osnowa z nici fioletowych (albo na odwrót, nie znam się), w każdym razie całość subtelnie zmienia kolor w zależności od tego, jak pada światło. Mogę patrzeć i patrzeć. Tafta, jak to tafta - jest nieco sztywna, ale nie szkodzi, bo chcę z niej spódnicę "architektoniczną". Najbardziej bym chciała taką zmodyfikowaną tiurniurę, ale po pierwsze materiału mam chyba za mało, a po drugie nie wierzę tak bardzo w swoje możliwości krawieckie ;-) Podoba mi się też taka spódnica. Nie wiem tylko jak to zrobić. Czy dobrze kombinuję, że to jest po prostu spódnica o linii A, zrobiona z klinów, a później w niektórych miejscach podszyto gumki, względnie zrobiono tuneliki ze sznurkami do zmarszczenia całego interesu?
Podoba mi się też taka i intuicyjnie wiem, jak to zrobić, tylko się boję, bo jednak wykroju na to nie mam.

wtorek, 9 grudnia 2008

o upadku moralnym i pożytkach z deprechy ;-)

Jak prawdziwy ćpun nie mam dumy ani poczucia godności, jeśli chodzi o włóczki ;-) Pamiętacie, jak mnie (i nie tylko mnie) hurtownia "Basior" załatwiła z czerwonym Woolim? Po czymś takim normalny człowiek trzymałby się z daleka. Ale nie ja ;-P Ja zamówiłam tam też Wooliego w kolorze butelkowej zieleni. I o dziwo - wszystko przebiegło bez najmniejszych problemów i wczoraj na moich kolanach spoczęła paczka z mięciutkimi motkami w bardzo przyjemnym odcieniu.


A rozczarowania związane z próbą "popełnienia" Sylvi natchnęły mnie do zaprojektowania innego płaszczyka - roboczo nazwałam go Etnopunkiem, bo ma elementy chińskie, mongolskie i zadziorne ;-) Czeka w kolejce, aż skończę Celtica, który nota bene raźno zmierza do przodu i jest gdzieś w okolicach pach ;-)
A Basior chyba chciał się zrehabilitować za wpadkę, bo w paczce dostałam też gazetkę robótkową Kartopu:


Całkiem ciekawe modele w środku - oto kilka wybranych:




Niestety opisy są po turecku, schematów nie ma, tylko rozpiska bardziej skomplikowanych ściegów, ale za to można zobaczyć, jaka włóczka Kartopu nadaje się na jakiego typu robótki najlepiej.
PS: Tak się zastanawiałam, czy nie powinnam zacząć pisać bloga także po angielsku - co sądzicie?

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Steampunk!

Surfowałam sobie wczoraj troszkę w Internecie oglądając modę tribalową, poszukując inspiracji do kostiumów do tańca i oczywiście w końcu zawędrowałam na strony steampunkowe. Molom książkowym, zwłaszcza tym, lubiącym fantastykę, steampunk kojarzy się jednoznacznie z literaturą, ale część drogich czytelników pewnie właśnie drapię się w głowę, w której kołacze pytanie: "A co to niby jest?". Piękną, długą i obszerną definicję znajdziecie na Retrostacji, która jest polską skarbnicą wiedzy o steampunku. Mnie literatura i rzemiosło interesują mniej, za to bardzo podoba mi się steampunktowa moda - sporo zapożyczeń z epoki wiktoriańskiej, szczypta gotyckich klimatów, fascynacja mechaniką, trochę współczesnego szaleństwa, trochę industralu, trochę "trashion" - dziwaczne i piękne. Beautiful freaks, chadzają w spódnicach o XIX-wiecznym kroju uszytych na przykład... z czasz spadochronów z demobilu, ich biżuterię wykonano z zegarowych trybików, kolie na szyjach.. z zamków błyskawicznych. Przykładów wiele - mnie podoba się choćby ten zestaw i pomysły Abney Park. Muszę coś wykombinować, żeby moja garderoba nieco bardziej oszalała ;-)
PS: A jeśli chodzi o modę tribalową, to polecam stronę Kathleen Crowley - link w menu mojego bloga po prawej stronie.

piątek, 5 grudnia 2008

dużo planów, mało konkretów

Zapomniałam napisać, że w ramach przełamywania mojego lęku przed maszyną do szycia kupiłam sobie wczoraj kawałek pięknej, mięsistej, lejącej satyny:


Jak widać fioletowej - coś ten kolor ostatnio się do mnie przykleił ;-) mam zamiar uszyć z niej haremki, bo materiał ma sari, z którego pierwotnie planowałam zrobić te spodnie jest jednak nieco zbyt sztywny i gotowe haremki mogłyby wyglądać dość teatralnie. Inspiracja chyba popłynęła od Ishtar Alabiny, choć dawno tego teledysku nie oglądałam (przy okazji, to sympatyczny arabski pop ;-)



Mam wykrój, materiał, nici i gumki oraz sprawną maszynę do szycia - wygląda na to, że nie mam już wymówki ;-) Nie wiem tylko kiedy to zrobię, bo ostatnio znów wpadłam w wirówkę i dni mijają bez ostrzeżenia. No właśnie - tłumaczenie łypie na mnie złym okiem z biurka, bo je zaniedbuję - a więc - do pracy rodacy - jutro weekend (mój też już zapełniony, ale nie szkodzi) ;-)

czwartek, 4 grudnia 2008

kołomyjka

Zabiegany mam koniec tygodnia, dużo spraw do załatwienia, problemów do rozwiązania i innych takich, mało fascynujących rzeczy, które trzeba zrobić. I wygląda na to, że kołomyjka przeciągnie się jeszcze na początek przyszłego tygodnia. Biedny Celtic, będzie samotnie leżeć w robótkowym kuferku ;-) Ale żeby wam przykro nie było, to wrzucam fotki Brygady Kryzys, która wygląda na nich niewinnie, a faktycznie bisurmani straszliwie ;-)


Pulpecja się namyśla, boję się zapytać nad czym ;-)


Staszek i Mantra, jak zwykle zwinięci w jakiś skomplikowany precel.

I komunikat specjalnie dla Kath - Smok wczoraj z narażeniem życia i zdrowia nosił na szyi malowniczo owinięte druty na żyłce z fragmentem Celtica, który zdołałam już udziergać. Twierdził, że nie gryzie, ale "gniecie" - w końcu doszliśmy do konsensusu, że on generalnie nie lubi, jak coś mu się owija wokół szyi (golfom, półgolfom, szalikom i krawatom śmierć!), więc nie jest obiektywny, dlatego owinęłam mu tę robótkę wokół przedramienia i jak ponosił, to stwierdził, że nie drapie nic a nic, nawet na wewnętrznej stronie przedramienia, gdzie skóra jest delikatna. Tym samym komisja stwierdziła, że Maya jest włóczką niegryzącą :-)

środa, 3 grudnia 2008

Celtic - podejście drugie


Moje pierwsze zmagania z Celtikiem, jak nazwałam piękny wzór z DROPSa, były mało satysfakcjonujące. Pisałam już, że postanowiłam wszystko spruć i zacząć z inną włóczką, bo poprzednia po wydzierganiu jakoś tak nierówno wyglądała. Zdecydowałam, że użyję tym razem włóczki Maya, która właśnie doleciała do mnie z Turcji. Ma boski, ciemnozielony kolor, mogę na nią patrzeć bez końca. Oto próbka warkocza:


Wybaczcie tę ilość szpilek, ale jakoś tak zwijała mi się strasznie ta próbka i musiałam zastosować środki przymusu bezpośredniego ;-) Wracając do włóczki, skład ma luksusowy: 20% jedwabiu, 80% alpaki i muszę przyznać, że wrażenia dotykowe są niepokojąco podniecające ;-P Maya jest gładka i miękka, przyjemnie prześlizguje się między palcami. Piszę jak prawdziwa fetyszystka włóczkowa ;-)
Tak, czy inaczej, zaczęłam dziergać Celtica, robótki nie przybywa jak przy poprzedniej włóczce, ale mam nadzieję, że efekt końcowy będzie powalający. Tym razem potrwa to pewnie nieco dłużej, bo dostałam nowy, dość duży projekt tłumaczeniowy i praca odbiera swój haracz czasowy ;-)

wtorek, 2 grudnia 2008

kolczuga na szybko i śliwkowo ;-)


włóczka: Kartopu Firenze Tiftik (25% moheru, 75% akrylu) w kolorze śliwkowym
ilość: ok. 250 g
druty: 5
wzór: Filati Handknitting Fall/Winter 2008/09
modyfikacje: brak
czas: 19-30.11.2208 (12 dni)


Miałam ciekawy pomysł na sesję zdjęciową, ale pogoda dalej stroi fochy, do chmur dołączyły deszcz i wiatr, więc wszystko na co nas dziś było stać to kilka szybkich zdjęć bez specjalnej aranżacji, trzaśniętych ad hoc na balkonie. Brak przygotowania widać zwłaszcza po głupawej minie modelki ;-)


Szczerze mówiąc, to kolczuga podoba mi się "tak se". Dzianina strasznie się "ciągnie", brzegi przodów zawijają, mam wrażenie, że wyglądam w tym nieco "paniusiowato".


Niewątpliwym plusem jest jej lekkość i niesamowita ilość ciepła, jaką generuje. Gdy tylko się nią otulę czuję, jakby zanurzyła się w przyjemnie ciepłej wodzie. Nawet jeśli nie będę chciała w kolczudze chodzić wśród ludzi, to z pewnością się przyda w domu - kiedy siedzę parę godzin przy laptopie i stukam tłumaczenie zwykle zamarzam, a w tej otulance na pewno będzie mi ciepło.

poniedziałek, 1 grudnia 2008

no chyba się rozpłaczę...

Właśnie dzwonił Pan z hurtowni, w której w piątek kupiłam tę piękną czerwoną włóczkę Wooly na płaszczyk. Jeden pan w piątek odłożył dla mnie ostatnie 1,5 kg, a drugi nie wiedział, że odłożone i sprzedał w sobotę :-// Więcej tego koloru mieć nie będą. Ja chyba nie mam nosić tej Sylvi, słowo daję :-( Najgorzej, że tak mi się Wooly podobał, że już nie mam ochoty na te, co widziałam w realnym sklepie, ech żyzń ....

ostra jazda

Miały być zdjęcia śliwkowej kolczugi. Ale pogoda się na nas pogniewała, od rana mamy zmierzch, więc o rozsądnych zdjęciach mowy nie ma, zwłaszcza, że kolczuga to raczej w ciemnej tonacji, więc w tej szarówce niemal znika, a lampa błyskowa sytuacji nie polepsza. Z tego samego względu nie pokaże wam dziś także absolutnie cudownej, mięciutkiej włóczki Maya, która właśnie dziś przyjechała do mnie z YarnParadise z Turcji. Ma boski, głęboki, zielony kolor. Cóż, może jutro aura będzie łaskawsza, a ja zdążę z Mayi wykonać próbki do Celtica. Cóż jeśli nie o drutowaniu, to o pichceniu będzie - w sobotę naszło mnie na coś wege i coś pikantnego. W lodówce o litość błagała zielona, kenijska fasolka, kupiona "na próbę". No to w rezultacie wyszło coś takiego:


A przygotowujemy taką ostrą jazdę bardzo prosto:
400 g obranych strąków zielonej fasolki szparagowej (może być i mrożona),
2 łyżki oliwy z oliwek extra vergin,
2 łyżki octu balsamico,
1 łyżka świeżego soku z cytryny,
1 łyżeczka musztardy rosyjskiej (albo innej pikantnej)
1 drobno posiekany ząbek czosnku
2 drobno posiekane papryczki piri-piri bez pestek (albo wymieszane 0,5 łyżeczki chili z 0,5 łyżeczki słodkiej papryki)
1/4 łyżeczki soli
Fasolkę wrzuciłam na wrzątek i ugotowałam do miękkości, następnie odcedziłam
i zanurzyłam w zimnej wodzie i znów dobrze odcedziłam. Pozostałe składniki
wymieszałam dokładnie trzepaczką w miseczce i powstałym sosem polałam
fasolkę, następnie wstawiłam do lodówki na 3 godz. (niecierpliwi mogą polać sosem gorąca fasolkę, wtedy wystarczy 1,5 godziny marynowania). Przed podaniem wymieszałam. Bardzo pikantne niebo w gębie :-)

sobota, 29 listopada 2008

sobotnie zachwyty

Przeglądałam sobie wczoraj w nocy blog Craftzine - erupcja twórczych pomysłów ludzie jest powalająca, człowiek wręcz zaczyna się czuć nieswojo, że nie potrafi tak kreatywnie podejść do różnych materiałów. Podczas wczorajszego surfowania najbardziej zachwyciła mnie torebka-rybka w japońskim klimacie. To nie tylko niecodzienny pomysł, lecz również mistrzowskie wykonanie - te wyszywane detale - po prostu uczta dla oczu - szkoda, że nie mam talentu ani zacięcia zbytniego do szycia.
Drugi zachwyt, to niesamowite pierścionki zrobione z ... książki :-) Coś w sam raz dla każdego mola książkowego :-))
I trzeci, ciekawy pomysł: sympatyczne, dziergane "kimonko" - jedna z tych rzeczy, które warto mieć w szafie i które świetnie sprawdzają się w różnych konfiguracjach i czynią z codziennej garderoby coś nieco bardziej "ekstra". Autorka dodała także opis, jak kimonko wydziergać, więc chyba rozejrzę się za jakimś delikatnym moherkiem :-)Ale najpierw zrobię sweterek ze szmaragdowej włóczki, a później (HURA!!!) Sylvi, bo wszystko wskazuje na to, że dzięki pomocy Weroniki nareszcie znalazłam swój święty Graal, czyli piękną, czerwoną włóczkę o właściwym składzie i odpowiedniej grubości :-)

piątek, 28 listopada 2008

miłość, szmaragd i ... guacamole

Ponieważ włóczki na Sylvi nie widać, tureckie śliczności jeszcze do mnie nie dotarły, a śliwkowa kolczuga nieuchronnie i statecznie zmierza ku końcowi, przejrzałam wczoraj swoje zapasy w porywie wyrzutów sumienia, że tyle tego mam, a nic nie wykorzystuję. I na samym dnie jednego z pojemników natrafiłam na dawno zapomnianą włóczkę w głębokim odcieniu szmaragdu:


Nie dajcie się zwieść mojemu aparatowi fotograficznego, to jest szmaragd, zielonkawa niebieskość, a nie turkusik ;-) Skład ma dość nobliwy: 20% wełny, 40% alpaki i 40% akrylu. Całkiem miła w dotyku. Upolowałam ją na allegro za jakieś psie pieniądze. Leżała w moich zapasach ładnych parę lat i nie mogła się doczekać, bo ten kolor wydawał mi się zbyt wyrazisty i odpustowy. No i nagle zaczął mi się podobać ;-P Fakt, odcień jest "mocny", jednak gdyby połączyć go z jakąś spokojną formą, to mogłoby wyjść z tego coś ciekawego. Chwilowo waham się między dwoma wzorami z DROPSa:


Elegancko i minimalistycznie - od dawna się czaję na ten wzór, jednak dotychczas nie pasowała mi do niego żadna włóczka, oraz:


nieco bardziej swobodnie, a nawet jakby zalotnie. I co ja biedna sierota mam zrobić?
Na razie zrobiłam guacamole, bo udało mi się kupić olbrzymie i porządnie dojrzałe awokado:


Nie pieszczę się z nim zbytnio, rozgniecione awokado traktuję sokiem z połowy limetki, dodaję do tego malutki ząbek czosnku roztarty ze solą, jedną papryczkę piri-piri, posiekaną na cieniuteńkie paseczki, bez pestek, miksuję toto, dodaję małą, czerwoną cebulkę pokrojoną w drobną kostkę i voila! Do tego pomidory, jeśli są dojrzałe, a że teraz pomidory już blee, to nieortodoksyjnie - kiszone ogórki (smakują w tym zestawieniu, poważnie). Szkoda tylko, że nie mam tortilla chips.
PS: W kwestii szmaragdowej włóczki jeszcze: Bardzo podoba mi się też Charm Kim Hargreaves i chyba pasowałby do mojej alpaki, tylko że nie mam tego wzoru i nie chcę wydawać 16 funtów na książkę, z której interesuje mnie jedna rzecz. Nie wiecie, czy można gdzieś ten wzór kupić osobno? Bo on niby łatwy jest, ale nie do końca ;-)

czwartek, 27 listopada 2008

na tarczy

Oj - wygląda na to, że z Sylvi łączy mnie trudna miłość ;-) Wróciłam z rajdu po sklepach włóczkowych w realu. Z pustymi łapkami, nie licząc motka Kartopu potrzebnego mi do skończenia śliwkowej kolczugi. W pierwszym sklepie wybór był aż za duży, dostałam 4 włóczki w różnych odcieniach czerwieni i kiwałam się nad nimi dłuższy czas, w przerwach wybiegając na dwór, żeby porównać odcienie w świetle dziennym. Najbardziej kolorystycznie i "dotykowo" podobała mi się Polo z YarnArtu - 100% mikrofazy, super przyjemna w dotyku, odcień nr 576. Niestety jest nieco zbyt cienka na Sylvi, może jakby połączyć dwie nitki? Druga, całkiem fajna była Charisma, też z YarnArtu, 80% wełny, 20% akrylu. Nie tak miła w dotyku, jak Polo i w nieco jaskrawszym odcieniu (nr 156), ale za to odpowiedniej grubości. Moje dywagacje zostały jednak brutalnie przerwane przez panią sprzedającą, która oświadczyła, że wszystkich włóczek ma po 400 g :-/ A następna dostawa 11 grudnia dopiero. 11 grudnia? Czy Pani wie, ile to dni czekania? Stanowczo zbyt wiele ;-P
W drugim sklepie natrafiłam na dwie włóczki w przepięknych odcieniach czerwieni, odpowiedniej grubości, z nieco "kontrowersyjnym" dla mnie składem (80% akrylu w jednym przypadku i 100% akrylu w drugim), ale byłam tak napalona na Sylvi, że gotowa byłam przymknąć oko na sztuczności. I co? Ano, mieli ich po 400 g. Co jest - wprowadzili u nas jakąś nową normę, dotyczącą maksymalnej ilości włóczki, które można mieć w sklepie? W trzecim sklepie kompletna porażka, tylko czyste akryle, do tego jarzeniowo czerwone ;-/
I tym sposobem nie mam włóczki na Sylvi. Myślę sobie, że chyba poczekam w takim razie do 11 grudnia i kupię milutkie Polo, albo Charismę. A tak mnie druty świerzbią, no.... Nic to - trzeba kończyć kolczugę ;-)
A z miłych zdarzeń, to Shetland znalazł nową Panią - Martę "Sprężynę". Zaraz pakuję motki i gnam na pocztę.

środa, 26 listopada 2008

nie ma to jak mądrość zbiorowa

Bardzo wszystkim dziękuję za uwagi w sprawie Shetlanda. Macie absolutną rację - jeśli człowiek ma marzenie, to w miarę możliwości powinien dążyć do tego, żeby spełnić je od A do Z, bez kompromisów, a ja wymarzyłam sobie ostro czerwoną Sylvi i mogę taką mieć. Shetland jako kolejne CKO ląduje w szafie i czeka na lepsze czasy. Chyba, że ktoś chciałby go mieć. [początek reklamy] Mogę przesłać próbki, żeby się lepiej przyjrzeć kolorowi. Kosztował 12 zł za motek 100 g, mam tego kilogram, gdyby się ktoś zdecydował, nie doliczę kosztów wysyłki. [koniec reklamy].
W tym tygodniu wybiorę się do realnego sklepu z włóczkami i postaram się wybrać coś makowego albo malinowego na Sylvi, ma być intensywnie i namiętnie czerwona ;-) Poza tym tak, czy inaczej wizyta w sklepie mnie czeka, bo wygląda na to, że zabraknie mi włóczki na dokończenie śliwkowej kolczugi, która nota bene ma już gotowy tył, przód i jeden rękaw. Mam nadzieję, że do weekendu ją skończę i uraczę was jakąś sesją zdjęciową.
A dziś zupełnie przypadkowo trafiłam do Szuwarkowa i zobaczyłam tam tutorial, jak wyplatać z papierowej wikliny. I oczywiście mnie "wzięło" strasznie, bo te wyplatanki są przepiękne. Potencjalnie jest to materiał na moją kolejną manię ;-PP Teraz tylko muszę nazbierać trochę makulatury, bo jako porządna obywatelka regularnie wynoszę ją do odpowiednich pojemników na śmieci i w domu nie ma zbędnych papierków. Teraz to się nie będę mogła doczekać nowych, papierowych materiałów reklamowych i gazet ;-P

wtorek, 25 listopada 2008

tak zwana zagwozdka

Przyszła do mnie wczoraj paczka z Shetlandem na płaszczyk Sylvi. Włóczka jest mięciutka, bardzo miła w dotyku. Zrobiłam próbkę pojedynczym ryżem i pracuje się z nią naprawdę przyjemnie. Jest tylko jedno "ale". Kolor. Na zdjęciu wszystko wygląda ok:


Wygląda czerwono, prawda? Na zdjęciu, które dostałam od sprzedawcy też tak wyglądała. W rzeczywistości kolor można opisać jako bordo zezujące w stronę kasztanowego brązu ;-P Wiem, niełatwo sobie do wyobrazić, ale to bardzo wyciszona, brązowawa czerwień. A mnie się marzył jednak Czerwony Kapturek. I teraz siedzę i dumam, robić tę Sylvi z Shetlanda, czy nie robić...

poniedziałek, 24 listopada 2008

wylepianki


Przedstawiam jedno z moich ostatnich "dzieł" ceramicznych - w stanie nieco już podsuszonym, lecz ciągle przed wypaleniem. To takie naczyńko do odkładania łyżki w czasie gotowania, kiedy muszę coś mieszać wielokrotnie. Mam nadzieję, że przeżyje wypalanie, bo całkiem mi się podoba. Inspiracji dostarczyła kolba kukurydzy :-)



piątek, 21 listopada 2008

eskalacja? jaka eskalacja?

Pamiętacie pięknego Celtica i moje z nim boje? Przyjrzałam się wczoraj tej robótce, co leży odłogiem od lata. Przód i tył zrobione do wysokości dekoltu, zaczęte rękawy i wiecie co? Nie podoba mi się. Nie wiem, czy to wina mojego braku sprawności, czy włóczki, ale rzędy są nierówne, czasem jakby wyciągnięte i warkocze nie wyglądają dobrze, o rezultatach robienia rękawa na drutach pończoszniczych nawet nie wspomnę. Więc postanowiłam wszystko spruć i spróbować na nowej włóczce. (no, to Kath teraz sobie na mnie poużywa za wydziwianie, prucie i szukanie dziury w całym ;-P) No i oczywiście musiałam kupić nową włóczkę, musiałam. Zwłaszcza, że na moje konto wpłynęła zapłata z dwóch wydawnictw i należała mi się odrobina luksusu ;-P Wybór padł na polecany przez Brahdelt turecki sklep YarnParadise i cudowną, ciemnozieloną Mayę (80% alpaki, 20% jedwabiu), na którą czaiłam się od dłuższego czasu. Nie powiem, ile wydałam, zwłaszcza przy obecnym kursie dolara ;-P


Teraz będę siedzieć, jak na szpilkach, a później pewnie nie będę wiedziała, w co ręce włożyć, bo jak znam życie Maja i włoczka na Sylvi przyjdą jednocześnie.
Poza tym pracuję dzielnie nad śliwkową kolczugą, ma już gotowe plecy i jedną połówkę przodu :-) A w nocy przyśnił mi się płaszczyk dziergany, rano biegiem popędziłam do pokoju po kartkę papieru i ołówek, wszystko sobie rozrysowałam i chyba go zrobię ... i może nawet użyję jakiejś włóczki z zapasów ;-)
Wczoraj podziwiałam też delikatny szal na blogu Mantua Maker. I pomyśleć, że w oryginalnym wydaniu Berroco (darmowy wzór) wygląda dość zwyczajnie, a ona zrobiła z tego leciutkie, niemal koronkowe cudo. Myślicie o tym samym, co ja? Taaa, nie mam odpowiedniej włóczki na ten szal, LOL

czwartek, 20 listopada 2008

eko-czekolada i eskalacja CKO

Dawno żadnej czekolady nie recenzowałam, a ostatnio testowałam nową - o taką:


Organiczna czekolada z zieloną herbatą marki Vivani. Gdy patrzę na skład i opis, to wydaje się, że produkt wprost idealny: 70% kakao z upraw ekologicznych, cukier trzcinowy zamiast rafinowanego i dodatek zielonej herbaty. Cenowo powyżej średniej, ale nieco mniej niż za cuda Lindta na przykład. Biorę kawałek do ust, rozpływa się, atakuje moje kubki smakowe i... lekkie rozczarowanie. Chyba ta zielona herbata zawiniła, bo czekolada Vivani smakuje, jakby była nieco zwietrzała, choć przydatność do spożycia ma do 2010 roku. Szkoda, że to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej, za to ciamkam ją z błogim poczuciem, że jem zdrowe słodycze ;-PP
Poza tym dogadałam się wreszcie z allegrowiczem od włóczki na czerwony płaszczyk Sylvi. Niestety na Incę nie mam szans (wzdycha), zgodziłam się na YarnArt Shetland, taki:


i mam poczucie, że zrobiłam to w kolejnym ataku CKO (czysto kolekcjonerskiego odruchu). Kolor wygląda ok, ale włóczka jest na druty 4,5 (a do Sylvi potrzebne są szóstki), a po drugie skład: 45% dziewiczej wełny i 55% akrylu - zestaw jakby mało "mój". Ja chyba po prostu bardzo chcę mieć ten płaszczyk ;-)
A'propos wiecie skąd się bierze dziewiczą wełnę? ...z brzydkich owiec ;-PP

środa, 19 listopada 2008

co na drutach...

Miał być Camden, ale chodzę koło niego, jak wokół jeża, bo włóczka jest w pięknym niebieskim kolorze i na razie nie miałabym do czego sweterka założyć (a spódniczka mi się do tego marzy, romantyczna). Chciałam sobie zrobić poncho "nietoperza", które niedawno opisywałam, ale w końcu zaintrygował mnie model z jesienno-zimowej edycji Filati Handstrick, o taki:


Wygląda na coś, w co można przyjemnie zawinąć w długi, zimowy wieczór, w jednej dłoni książka, w drugiej filiżanka herbaty i człowiek czuje, że będzie dobrze ;-) Zakupiłam na to cieniutką włóczkę Kartopu Firenze Tiftik (skład 25% moheru, 75% akrylu, no wiem dużo sztuczności, jak na mnie, ale to się nosi na wierzchu, nie będzie mieć kontaktu ze skórą, więc chyba nie będę narzekać). Kolor ma pięękny - śliwkowy, jak dojrzałe renklody (jak widać, weszłam chyba w fazę fioletową ;-P):


Nazywam go czule "kolczugą", bo wzorek przypomina mi nieco dawne stroje rycerskie ;-) Robi się toto całkiem przyjemnie, zaczęłam w niedzielę, mam prawie gotowy tył, co biorąc pod uwagę cienkość nitki jest, myślę, całkiem niezłym wynikiem.
PS: Szkoda, że nie mogę przeprowadzić transmisji z mojego pokoju, kolega nagrał mi całą płytę arabskiej muzyki i teraz rozbrzmiewa u mnie i trudno mi ciało utrzymać w spokoju :-) Tańczyłyście kiedyś taniec orientalny z drutami w ręku? ;-PPP To jest pomysł na oryginalną choreografię, można z woalem, mieczem, laseczką, to dlaczego nie z drutami i kłębkiem ? ;-P

wtorek, 18 listopada 2008

zapasy na zimę

Ni z tego, ni z owego wygrałam na allegro dwie aukcje, oczywiście z włóczkami. Moje zapasy znów więc się zwiększą. Tak całkiem "na zimę" to one nie są, bo nabyłam dwie bawełny. Pierwsza jest cudna - lekko nabłyszczana i ma przepiękny odcień stalowego błękitu:


Druga to matowa, kilkunitkowa bawełna w kolorze ciemnoniebieskim, nierówno barwiona - niecodzienny efekt i jestem ciekawa, jak wyjdzie w robótce:


Oczywiście obie kupione w czysto kolekcjonerskim odruchu włóczkoholizmu i nie mam jeszcze pojęcia, co z nich zrobić. Choć w sumie może to i zapasy na zimę, w końcu w zimie najlepiej robić już projekty na wiosnę, żeby z pierwszymi promieniami słońca móc się wystroić i zadawać szyku ;-)
Sytuacja z czerwonym płaszczykiem z Twist Collective się skomplikowała, okazało się, że człowiek, który sprzedał mi na allegro Incę ma jej tylko 0,5 kg (czego nie zaznaczył w aukcji), próbuję się porozumieć z nim, może trzeba tylko trochę poczekać i będzie mieć kolejną dostawę, a może zamienię na inną włóczkę. Tak, czy inaczej, chwilowo płaszczyk odpłynął z horyzontu. Ale nie próżnuję o nie, oczywiście to, co na drutach, znalazło mi się tam dość niespodziewanie i robię teraz coś innego, niż miałam w planach ;-P, ale o tym jutro ...

niedziela, 16 listopada 2008

śliwkowo się zrobiło


Fioletowy kabatek miał dziś swoją sesję foto :-) Milusi jest, ciepły, nawet zimny, niemal zimowy wiatr na moście dziś musiał długo z nim walczyć, zanim dobrał mi się do skóry. Mimo swojej grubości układa się całkiem nieźle na figurze. No to parę szczegółów:


włóczka: Marlen, ciemnofioletowa (100% wełny) i melanżowa (wrzosowy, czarny i biały) wełna z jakimś dodatkiem sztuczności, ale nie pamiętam dokładnie z jakim
ilość: ok. 550 g
druty: 5
wzór: Sandra Specjalna zima 2008
modyfikacje: guzik zamiast broszy, nieco inny układ kolorystyczny
czas: 8-15.11.2208 (8 dni - chyba mały rekord ;-P)
A tutaj można zobaczyć pokaz slajdów z resztą zdjęć.

sobota, 15 listopada 2008

wszystko przez Opakowaną

Byłam grzeczna, dziubdziałam kabatek z recyclingowanej włóczki. Aż tu nagle objawia się Opakowana, zwana również Pierzem i pokazuje mi w najnowszym wydaniu Twist Collective coś takiego. No i oczywiście zapadłam mocno na ten czerwony płaszczyk, bo piękny jest i w dodatku ma kapturek, a ja mam słabość do czerwonych kapturków. I niby nic, niby odsunęłam myśl o nim na bok, a jednak kurczę skubane polazłam na allegro, a tam jakby specjalnie na mnie czekała taka włóczka:


W dodatku ma bardzo przyjemny skład: 70% wełny, 20% alpaki i 10% akrylu. I ten kolor... sami rozumiecie, że to było zrządzenie losu i musiałam ją kupić, prawda? Są i inne kolory tutaj i niebieskości tutaj. I teraz czekam na tę Incę i palce mnie już świerzbią ;-P A w Twist Collective podoba mi się jeszcze bardzo ta filcowana Heroine. Ech, tak wiele wzorów, tak mało czasu. Wszystko przez ciebie, Pierzu ;-P

piątek, 14 listopada 2008

w słodkim i gorącym uścisku powoju

Pewnie się właśnie zastanawiacie:"o so chozi?" z tym tytułem. Podpowiem - chodzi o wilca ziemniaczanego ;-PP Nadal nic? To może batat, albo słodki ziemniak wam coś powie? Uległam urokowi tej bulwy z rodziny powojowatych. Wczoraj na zakupach zamiast skupić się na tym co trzeba co chwila "rozmarzałam" się nad kolorami warzyw i owoców. Pomyślałam o tym, jak optymistyczne, wesolutkie i pomarańczowe jest wnętrze batata, a później zauważyłam także przepiękny bukiet jarmużowych liści w powalającym na kolana, głębokim odcieniu purpury i wiedziałam już, że chcę coś z tego ugotować. Sami popatrzcie, czy nie wyglądają razem wprost zniewalająco ?


Poza tym postanowiłam ostatnio nieco zmienić swoje menu, bo od jakiegoś czasu mnie i zdrowemu odżywianiu jakoś nie po drodze było. Wiem, głupie to, bo idzie zima i zacznie brakować warzyw i owoców, ale może coś wymyślę. Na razie zakupiłam jeszcze awokado, pomidory, selera łodygowego, cukinię, ogórki, brązowy ryż i inne cuda.
A z batatów i jarmużu zrobiłam szybką zupkę "lunchową". Batata (ważył ok. 0,5 kg) pokroiłam w kostkę, wrzuciłam do garnka z pokrojoną w kostkę czerwoną cebulą i czubatą łyżką startego imbiru, zalałam 3 szklankami wody, dodałam bulionu wege, zagotowałam i czekałam, aż słodkie ziemniaki zmiękną (miękną w okamgnieniu). Wtedy dodałam dwie duże garście posiekanych liści jarmużu, garnek przykryłam pokrywką i pozwoliłam im się dusić jeszcze minutkę, czy dwie. Na koniec odlałam ze zupy nieco płynu, dodałam do niego solidną łychę niesłodzonego masła orzechowego, dokładnie rozmieszałam i wlałam ponownie do zupy. Wyszło coś takiego:


Lekka, ale sycąca, słodko-pikantna. Niezła, całkiem niezła :-)