sobota, 29 listopada 2008

sobotnie zachwyty

Przeglądałam sobie wczoraj w nocy blog Craftzine - erupcja twórczych pomysłów ludzie jest powalająca, człowiek wręcz zaczyna się czuć nieswojo, że nie potrafi tak kreatywnie podejść do różnych materiałów. Podczas wczorajszego surfowania najbardziej zachwyciła mnie torebka-rybka w japońskim klimacie. To nie tylko niecodzienny pomysł, lecz również mistrzowskie wykonanie - te wyszywane detale - po prostu uczta dla oczu - szkoda, że nie mam talentu ani zacięcia zbytniego do szycia.
Drugi zachwyt, to niesamowite pierścionki zrobione z ... książki :-) Coś w sam raz dla każdego mola książkowego :-))
I trzeci, ciekawy pomysł: sympatyczne, dziergane "kimonko" - jedna z tych rzeczy, które warto mieć w szafie i które świetnie sprawdzają się w różnych konfiguracjach i czynią z codziennej garderoby coś nieco bardziej "ekstra". Autorka dodała także opis, jak kimonko wydziergać, więc chyba rozejrzę się za jakimś delikatnym moherkiem :-)Ale najpierw zrobię sweterek ze szmaragdowej włóczki, a później (HURA!!!) Sylvi, bo wszystko wskazuje na to, że dzięki pomocy Weroniki nareszcie znalazłam swój święty Graal, czyli piękną, czerwoną włóczkę o właściwym składzie i odpowiedniej grubości :-)

piątek, 28 listopada 2008

miłość, szmaragd i ... guacamole

Ponieważ włóczki na Sylvi nie widać, tureckie śliczności jeszcze do mnie nie dotarły, a śliwkowa kolczuga nieuchronnie i statecznie zmierza ku końcowi, przejrzałam wczoraj swoje zapasy w porywie wyrzutów sumienia, że tyle tego mam, a nic nie wykorzystuję. I na samym dnie jednego z pojemników natrafiłam na dawno zapomnianą włóczkę w głębokim odcieniu szmaragdu:


Nie dajcie się zwieść mojemu aparatowi fotograficznego, to jest szmaragd, zielonkawa niebieskość, a nie turkusik ;-) Skład ma dość nobliwy: 20% wełny, 40% alpaki i 40% akrylu. Całkiem miła w dotyku. Upolowałam ją na allegro za jakieś psie pieniądze. Leżała w moich zapasach ładnych parę lat i nie mogła się doczekać, bo ten kolor wydawał mi się zbyt wyrazisty i odpustowy. No i nagle zaczął mi się podobać ;-P Fakt, odcień jest "mocny", jednak gdyby połączyć go z jakąś spokojną formą, to mogłoby wyjść z tego coś ciekawego. Chwilowo waham się między dwoma wzorami z DROPSa:


Elegancko i minimalistycznie - od dawna się czaję na ten wzór, jednak dotychczas nie pasowała mi do niego żadna włóczka, oraz:


nieco bardziej swobodnie, a nawet jakby zalotnie. I co ja biedna sierota mam zrobić?
Na razie zrobiłam guacamole, bo udało mi się kupić olbrzymie i porządnie dojrzałe awokado:


Nie pieszczę się z nim zbytnio, rozgniecione awokado traktuję sokiem z połowy limetki, dodaję do tego malutki ząbek czosnku roztarty ze solą, jedną papryczkę piri-piri, posiekaną na cieniuteńkie paseczki, bez pestek, miksuję toto, dodaję małą, czerwoną cebulkę pokrojoną w drobną kostkę i voila! Do tego pomidory, jeśli są dojrzałe, a że teraz pomidory już blee, to nieortodoksyjnie - kiszone ogórki (smakują w tym zestawieniu, poważnie). Szkoda tylko, że nie mam tortilla chips.
PS: W kwestii szmaragdowej włóczki jeszcze: Bardzo podoba mi się też Charm Kim Hargreaves i chyba pasowałby do mojej alpaki, tylko że nie mam tego wzoru i nie chcę wydawać 16 funtów na książkę, z której interesuje mnie jedna rzecz. Nie wiecie, czy można gdzieś ten wzór kupić osobno? Bo on niby łatwy jest, ale nie do końca ;-)

czwartek, 27 listopada 2008

na tarczy

Oj - wygląda na to, że z Sylvi łączy mnie trudna miłość ;-) Wróciłam z rajdu po sklepach włóczkowych w realu. Z pustymi łapkami, nie licząc motka Kartopu potrzebnego mi do skończenia śliwkowej kolczugi. W pierwszym sklepie wybór był aż za duży, dostałam 4 włóczki w różnych odcieniach czerwieni i kiwałam się nad nimi dłuższy czas, w przerwach wybiegając na dwór, żeby porównać odcienie w świetle dziennym. Najbardziej kolorystycznie i "dotykowo" podobała mi się Polo z YarnArtu - 100% mikrofazy, super przyjemna w dotyku, odcień nr 576. Niestety jest nieco zbyt cienka na Sylvi, może jakby połączyć dwie nitki? Druga, całkiem fajna była Charisma, też z YarnArtu, 80% wełny, 20% akrylu. Nie tak miła w dotyku, jak Polo i w nieco jaskrawszym odcieniu (nr 156), ale za to odpowiedniej grubości. Moje dywagacje zostały jednak brutalnie przerwane przez panią sprzedającą, która oświadczyła, że wszystkich włóczek ma po 400 g :-/ A następna dostawa 11 grudnia dopiero. 11 grudnia? Czy Pani wie, ile to dni czekania? Stanowczo zbyt wiele ;-P
W drugim sklepie natrafiłam na dwie włóczki w przepięknych odcieniach czerwieni, odpowiedniej grubości, z nieco "kontrowersyjnym" dla mnie składem (80% akrylu w jednym przypadku i 100% akrylu w drugim), ale byłam tak napalona na Sylvi, że gotowa byłam przymknąć oko na sztuczności. I co? Ano, mieli ich po 400 g. Co jest - wprowadzili u nas jakąś nową normę, dotyczącą maksymalnej ilości włóczki, które można mieć w sklepie? W trzecim sklepie kompletna porażka, tylko czyste akryle, do tego jarzeniowo czerwone ;-/
I tym sposobem nie mam włóczki na Sylvi. Myślę sobie, że chyba poczekam w takim razie do 11 grudnia i kupię milutkie Polo, albo Charismę. A tak mnie druty świerzbią, no.... Nic to - trzeba kończyć kolczugę ;-)
A z miłych zdarzeń, to Shetland znalazł nową Panią - Martę "Sprężynę". Zaraz pakuję motki i gnam na pocztę.

środa, 26 listopada 2008

nie ma to jak mądrość zbiorowa

Bardzo wszystkim dziękuję za uwagi w sprawie Shetlanda. Macie absolutną rację - jeśli człowiek ma marzenie, to w miarę możliwości powinien dążyć do tego, żeby spełnić je od A do Z, bez kompromisów, a ja wymarzyłam sobie ostro czerwoną Sylvi i mogę taką mieć. Shetland jako kolejne CKO ląduje w szafie i czeka na lepsze czasy. Chyba, że ktoś chciałby go mieć. [początek reklamy] Mogę przesłać próbki, żeby się lepiej przyjrzeć kolorowi. Kosztował 12 zł za motek 100 g, mam tego kilogram, gdyby się ktoś zdecydował, nie doliczę kosztów wysyłki. [koniec reklamy].
W tym tygodniu wybiorę się do realnego sklepu z włóczkami i postaram się wybrać coś makowego albo malinowego na Sylvi, ma być intensywnie i namiętnie czerwona ;-) Poza tym tak, czy inaczej wizyta w sklepie mnie czeka, bo wygląda na to, że zabraknie mi włóczki na dokończenie śliwkowej kolczugi, która nota bene ma już gotowy tył, przód i jeden rękaw. Mam nadzieję, że do weekendu ją skończę i uraczę was jakąś sesją zdjęciową.
A dziś zupełnie przypadkowo trafiłam do Szuwarkowa i zobaczyłam tam tutorial, jak wyplatać z papierowej wikliny. I oczywiście mnie "wzięło" strasznie, bo te wyplatanki są przepiękne. Potencjalnie jest to materiał na moją kolejną manię ;-PP Teraz tylko muszę nazbierać trochę makulatury, bo jako porządna obywatelka regularnie wynoszę ją do odpowiednich pojemników na śmieci i w domu nie ma zbędnych papierków. Teraz to się nie będę mogła doczekać nowych, papierowych materiałów reklamowych i gazet ;-P

wtorek, 25 listopada 2008

tak zwana zagwozdka

Przyszła do mnie wczoraj paczka z Shetlandem na płaszczyk Sylvi. Włóczka jest mięciutka, bardzo miła w dotyku. Zrobiłam próbkę pojedynczym ryżem i pracuje się z nią naprawdę przyjemnie. Jest tylko jedno "ale". Kolor. Na zdjęciu wszystko wygląda ok:


Wygląda czerwono, prawda? Na zdjęciu, które dostałam od sprzedawcy też tak wyglądała. W rzeczywistości kolor można opisać jako bordo zezujące w stronę kasztanowego brązu ;-P Wiem, niełatwo sobie do wyobrazić, ale to bardzo wyciszona, brązowawa czerwień. A mnie się marzył jednak Czerwony Kapturek. I teraz siedzę i dumam, robić tę Sylvi z Shetlanda, czy nie robić...

poniedziałek, 24 listopada 2008

wylepianki


Przedstawiam jedno z moich ostatnich "dzieł" ceramicznych - w stanie nieco już podsuszonym, lecz ciągle przed wypaleniem. To takie naczyńko do odkładania łyżki w czasie gotowania, kiedy muszę coś mieszać wielokrotnie. Mam nadzieję, że przeżyje wypalanie, bo całkiem mi się podoba. Inspiracji dostarczyła kolba kukurydzy :-)



piątek, 21 listopada 2008

eskalacja? jaka eskalacja?

Pamiętacie pięknego Celtica i moje z nim boje? Przyjrzałam się wczoraj tej robótce, co leży odłogiem od lata. Przód i tył zrobione do wysokości dekoltu, zaczęte rękawy i wiecie co? Nie podoba mi się. Nie wiem, czy to wina mojego braku sprawności, czy włóczki, ale rzędy są nierówne, czasem jakby wyciągnięte i warkocze nie wyglądają dobrze, o rezultatach robienia rękawa na drutach pończoszniczych nawet nie wspomnę. Więc postanowiłam wszystko spruć i spróbować na nowej włóczce. (no, to Kath teraz sobie na mnie poużywa za wydziwianie, prucie i szukanie dziury w całym ;-P) No i oczywiście musiałam kupić nową włóczkę, musiałam. Zwłaszcza, że na moje konto wpłynęła zapłata z dwóch wydawnictw i należała mi się odrobina luksusu ;-P Wybór padł na polecany przez Brahdelt turecki sklep YarnParadise i cudowną, ciemnozieloną Mayę (80% alpaki, 20% jedwabiu), na którą czaiłam się od dłuższego czasu. Nie powiem, ile wydałam, zwłaszcza przy obecnym kursie dolara ;-P


Teraz będę siedzieć, jak na szpilkach, a później pewnie nie będę wiedziała, w co ręce włożyć, bo jak znam życie Maja i włoczka na Sylvi przyjdą jednocześnie.
Poza tym pracuję dzielnie nad śliwkową kolczugą, ma już gotowe plecy i jedną połówkę przodu :-) A w nocy przyśnił mi się płaszczyk dziergany, rano biegiem popędziłam do pokoju po kartkę papieru i ołówek, wszystko sobie rozrysowałam i chyba go zrobię ... i może nawet użyję jakiejś włóczki z zapasów ;-)
Wczoraj podziwiałam też delikatny szal na blogu Mantua Maker. I pomyśleć, że w oryginalnym wydaniu Berroco (darmowy wzór) wygląda dość zwyczajnie, a ona zrobiła z tego leciutkie, niemal koronkowe cudo. Myślicie o tym samym, co ja? Taaa, nie mam odpowiedniej włóczki na ten szal, LOL

czwartek, 20 listopada 2008

eko-czekolada i eskalacja CKO

Dawno żadnej czekolady nie recenzowałam, a ostatnio testowałam nową - o taką:


Organiczna czekolada z zieloną herbatą marki Vivani. Gdy patrzę na skład i opis, to wydaje się, że produkt wprost idealny: 70% kakao z upraw ekologicznych, cukier trzcinowy zamiast rafinowanego i dodatek zielonej herbaty. Cenowo powyżej średniej, ale nieco mniej niż za cuda Lindta na przykład. Biorę kawałek do ust, rozpływa się, atakuje moje kubki smakowe i... lekkie rozczarowanie. Chyba ta zielona herbata zawiniła, bo czekolada Vivani smakuje, jakby była nieco zwietrzała, choć przydatność do spożycia ma do 2010 roku. Szkoda, że to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej, za to ciamkam ją z błogim poczuciem, że jem zdrowe słodycze ;-PP
Poza tym dogadałam się wreszcie z allegrowiczem od włóczki na czerwony płaszczyk Sylvi. Niestety na Incę nie mam szans (wzdycha), zgodziłam się na YarnArt Shetland, taki:


i mam poczucie, że zrobiłam to w kolejnym ataku CKO (czysto kolekcjonerskiego odruchu). Kolor wygląda ok, ale włóczka jest na druty 4,5 (a do Sylvi potrzebne są szóstki), a po drugie skład: 45% dziewiczej wełny i 55% akrylu - zestaw jakby mało "mój". Ja chyba po prostu bardzo chcę mieć ten płaszczyk ;-)
A'propos wiecie skąd się bierze dziewiczą wełnę? ...z brzydkich owiec ;-PP

środa, 19 listopada 2008

co na drutach...

Miał być Camden, ale chodzę koło niego, jak wokół jeża, bo włóczka jest w pięknym niebieskim kolorze i na razie nie miałabym do czego sweterka założyć (a spódniczka mi się do tego marzy, romantyczna). Chciałam sobie zrobić poncho "nietoperza", które niedawno opisywałam, ale w końcu zaintrygował mnie model z jesienno-zimowej edycji Filati Handstrick, o taki:


Wygląda na coś, w co można przyjemnie zawinąć w długi, zimowy wieczór, w jednej dłoni książka, w drugiej filiżanka herbaty i człowiek czuje, że będzie dobrze ;-) Zakupiłam na to cieniutką włóczkę Kartopu Firenze Tiftik (skład 25% moheru, 75% akrylu, no wiem dużo sztuczności, jak na mnie, ale to się nosi na wierzchu, nie będzie mieć kontaktu ze skórą, więc chyba nie będę narzekać). Kolor ma pięękny - śliwkowy, jak dojrzałe renklody (jak widać, weszłam chyba w fazę fioletową ;-P):


Nazywam go czule "kolczugą", bo wzorek przypomina mi nieco dawne stroje rycerskie ;-) Robi się toto całkiem przyjemnie, zaczęłam w niedzielę, mam prawie gotowy tył, co biorąc pod uwagę cienkość nitki jest, myślę, całkiem niezłym wynikiem.
PS: Szkoda, że nie mogę przeprowadzić transmisji z mojego pokoju, kolega nagrał mi całą płytę arabskiej muzyki i teraz rozbrzmiewa u mnie i trudno mi ciało utrzymać w spokoju :-) Tańczyłyście kiedyś taniec orientalny z drutami w ręku? ;-PPP To jest pomysł na oryginalną choreografię, można z woalem, mieczem, laseczką, to dlaczego nie z drutami i kłębkiem ? ;-P

wtorek, 18 listopada 2008

zapasy na zimę

Ni z tego, ni z owego wygrałam na allegro dwie aukcje, oczywiście z włóczkami. Moje zapasy znów więc się zwiększą. Tak całkiem "na zimę" to one nie są, bo nabyłam dwie bawełny. Pierwsza jest cudna - lekko nabłyszczana i ma przepiękny odcień stalowego błękitu:


Druga to matowa, kilkunitkowa bawełna w kolorze ciemnoniebieskim, nierówno barwiona - niecodzienny efekt i jestem ciekawa, jak wyjdzie w robótce:


Oczywiście obie kupione w czysto kolekcjonerskim odruchu włóczkoholizmu i nie mam jeszcze pojęcia, co z nich zrobić. Choć w sumie może to i zapasy na zimę, w końcu w zimie najlepiej robić już projekty na wiosnę, żeby z pierwszymi promieniami słońca móc się wystroić i zadawać szyku ;-)
Sytuacja z czerwonym płaszczykiem z Twist Collective się skomplikowała, okazało się, że człowiek, który sprzedał mi na allegro Incę ma jej tylko 0,5 kg (czego nie zaznaczył w aukcji), próbuję się porozumieć z nim, może trzeba tylko trochę poczekać i będzie mieć kolejną dostawę, a może zamienię na inną włóczkę. Tak, czy inaczej, chwilowo płaszczyk odpłynął z horyzontu. Ale nie próżnuję o nie, oczywiście to, co na drutach, znalazło mi się tam dość niespodziewanie i robię teraz coś innego, niż miałam w planach ;-P, ale o tym jutro ...

niedziela, 16 listopada 2008

śliwkowo się zrobiło


Fioletowy kabatek miał dziś swoją sesję foto :-) Milusi jest, ciepły, nawet zimny, niemal zimowy wiatr na moście dziś musiał długo z nim walczyć, zanim dobrał mi się do skóry. Mimo swojej grubości układa się całkiem nieźle na figurze. No to parę szczegółów:


włóczka: Marlen, ciemnofioletowa (100% wełny) i melanżowa (wrzosowy, czarny i biały) wełna z jakimś dodatkiem sztuczności, ale nie pamiętam dokładnie z jakim
ilość: ok. 550 g
druty: 5
wzór: Sandra Specjalna zima 2008
modyfikacje: guzik zamiast broszy, nieco inny układ kolorystyczny
czas: 8-15.11.2208 (8 dni - chyba mały rekord ;-P)
A tutaj można zobaczyć pokaz slajdów z resztą zdjęć.

sobota, 15 listopada 2008

wszystko przez Opakowaną

Byłam grzeczna, dziubdziałam kabatek z recyclingowanej włóczki. Aż tu nagle objawia się Opakowana, zwana również Pierzem i pokazuje mi w najnowszym wydaniu Twist Collective coś takiego. No i oczywiście zapadłam mocno na ten czerwony płaszczyk, bo piękny jest i w dodatku ma kapturek, a ja mam słabość do czerwonych kapturków. I niby nic, niby odsunęłam myśl o nim na bok, a jednak kurczę skubane polazłam na allegro, a tam jakby specjalnie na mnie czekała taka włóczka:


W dodatku ma bardzo przyjemny skład: 70% wełny, 20% alpaki i 10% akrylu. I ten kolor... sami rozumiecie, że to było zrządzenie losu i musiałam ją kupić, prawda? Są i inne kolory tutaj i niebieskości tutaj. I teraz czekam na tę Incę i palce mnie już świerzbią ;-P A w Twist Collective podoba mi się jeszcze bardzo ta filcowana Heroine. Ech, tak wiele wzorów, tak mało czasu. Wszystko przez ciebie, Pierzu ;-P

piątek, 14 listopada 2008

w słodkim i gorącym uścisku powoju

Pewnie się właśnie zastanawiacie:"o so chozi?" z tym tytułem. Podpowiem - chodzi o wilca ziemniaczanego ;-PP Nadal nic? To może batat, albo słodki ziemniak wam coś powie? Uległam urokowi tej bulwy z rodziny powojowatych. Wczoraj na zakupach zamiast skupić się na tym co trzeba co chwila "rozmarzałam" się nad kolorami warzyw i owoców. Pomyślałam o tym, jak optymistyczne, wesolutkie i pomarańczowe jest wnętrze batata, a później zauważyłam także przepiękny bukiet jarmużowych liści w powalającym na kolana, głębokim odcieniu purpury i wiedziałam już, że chcę coś z tego ugotować. Sami popatrzcie, czy nie wyglądają razem wprost zniewalająco ?


Poza tym postanowiłam ostatnio nieco zmienić swoje menu, bo od jakiegoś czasu mnie i zdrowemu odżywianiu jakoś nie po drodze było. Wiem, głupie to, bo idzie zima i zacznie brakować warzyw i owoców, ale może coś wymyślę. Na razie zakupiłam jeszcze awokado, pomidory, selera łodygowego, cukinię, ogórki, brązowy ryż i inne cuda.
A z batatów i jarmużu zrobiłam szybką zupkę "lunchową". Batata (ważył ok. 0,5 kg) pokroiłam w kostkę, wrzuciłam do garnka z pokrojoną w kostkę czerwoną cebulą i czubatą łyżką startego imbiru, zalałam 3 szklankami wody, dodałam bulionu wege, zagotowałam i czekałam, aż słodkie ziemniaki zmiękną (miękną w okamgnieniu). Wtedy dodałam dwie duże garście posiekanych liści jarmużu, garnek przykryłam pokrywką i pozwoliłam im się dusić jeszcze minutkę, czy dwie. Na koniec odlałam ze zupy nieco płynu, dodałam do niego solidną łychę niesłodzonego masła orzechowego, dokładnie rozmieszałam i wlałam ponownie do zupy. Wyszło coś takiego:


Lekka, ale sycąca, słodko-pikantna. Niezła, całkiem niezła :-)

czwartek, 13 listopada 2008

fioletowy grzybek po deszczu


Takie robótki to lubię :-) Ex-poncho zamienia się w błyskawicznym tempie w kabatek ze specjalnego wydania Sandry. Zaczęłam go w sobotę wieczorem, dłubałam z doskoku, bo sporo czasu w długi weekend spędzałyśmy z sekutnicą poza domem, do wtorku miałam gotowy przód i tył, wczoraj wieczorem jednym rzutem na taśmę wydziergałam rękaw. Mam nadzieję, że dziś "popełnię" drugi, a jutro wykończę całość. Kabatek będzie musiał być dwukolorowy, bo samej śliwkowej włóczki mi nie starczy, ale nawet mi się podoba taki zestaw. Włóczka jest bardzo miła i mięsista, ma tylko jedną wadę, czepiają się jej wszelkie kłaczki, nitki i pyłki, a przy trzech kotach w domu, to wiadomo ;-)


Tutaj fotka tyłu - rękawy nabierane są bezpośrednio z brzegów tyłu i przodu i robi się je od góry do dołu.


Przy okazji - nareszcie kupiłam sobie odpowiednie szpilki do blokowania robótek - mają duże główki, długość ok 5 cm, nie wyginają się, nie łamią i nie giną w upinanej robótce, jednym słowem łatwo i przyjemnie :-)

środa, 12 listopada 2008

wspomnienie po pięknym weekendzie


To był naprawdę miły weekend wypełniony przyjemnymi zdarzeniami i pięknymi obrazami. A na zakończenie zobaczyliśmy księżycowo-słoneczno-chmurowy spektakl, którym chciałam się z wami podzielić. Takie widoki to tylko jesienią ;-)

poniedziałek, 10 listopada 2008

I wanna dance like my sister Kate ;-P


No to chusta skończona i przetestowana - zdała egzamin zupełnie dobrze - nieco się poluźniła w pasie, ale nie na tyle, żeby to było uciążliwe lub utrudniało tańczenie. Gdzieś w połowie drogi nieco mi się jej "tribalowość" zagubiła, bo dodałam monetki (jednak!) i frędzle nie są aż tak długie (i dobrze, bo i tak zdążyłam je już sobie kilka razy przydepnąć ;-), ale bardzo mi się podoba i dobrze mi się w niej tańczy.


Sekutnica chwyciła dziś aparat i pomogła mi uwiecznić dzieło na fotach - było nieco zbyt zimno na sesję w plenerze, więc tylko kilka szybkich zdjęć na balkonie, a że pora poranna, to i cienie się kładą - ale i tak dobrze, że słoneczko było - w końcu straszą nas deszczem na Św. Marcina.


Zbliżenie monetek, wyszło całkiem nieźle, szkoda, że zostało tak mało włóczki, że chyba nie wystarczy na "górę" stroju.


I wiecie co, mam już pomysł na nowa chustę, też szydełkową, ale w czarne, ażurowe kwiaty i duuużo frędzli :-)

piątek, 7 listopada 2008

Uwaga! Zaczynam frędzlić ;-)


Tribalowa chusta ma już "korpus zasadniczy", jak widać (choć może niezbyt dokładnie) na fotce. Wiecie jak trudno jest sfotografować coś takiego szerokiego w dodatku w listopadowym, szarym świetle? Musi więc wam wystarczyć to, co jest ;-) Zaczynam więc "frędzlić", czyli przyprawiać chuście miliony frędzelków, a poza tym mam nadzieję, że rozszyfruję technikę naszywania monetek i koralików i dodam je także do chusty. Jest szansa, że zdążę na jutro - trzymajcie kciuki. Niestety z "górą" już nie jest tak łatwo i jutro raczej w niej nie wystąpię, bo po prostu nie mam szans na jej skończenie, a po nocy siedzieć nie chcę zwłaszcza, że dziś zawita do mnie miły gość - Sekutnica i będą lepsze rzeczy do robienia ;-)
PS: dziękuję wszystkim, którzy podzielili się ze mną doświadczeniem (lub jego brakiem) związanym zz jogą :-)

czwartek, 6 listopada 2008

yoga anyone?

Intensywnie myślę nad zapisaniem się na zajęcia ashtanga jogi - dlaczego akurat tej zapytacie? A to dlatego, że ponoć daje szybkie rezultaty, a ja nie ukrywam, że chcę tę jogę potraktować bardzo instrumentalnie. Wiem, wiem, zła motywacja, ale ja naprawdę przede wszystkim chcę zapanować nad swoim ciałem, żeby być lepszą tancerką i już. Wybrałam już sobie nawet centrum, do którego chciałabym się zapisać, a później okazało się, że to to samo miejsce, w którym w sobotę będę mieć warsztaty z American Tribal Dance - zbieg okoliczności? Fataliści byliby przeciwnego zdania ;-P Myślę także o innych aspektach jogi i dlatego chciałam Was zapytać, drogie Czytelniczki i Czytelnicy - czy mieliście jakieś doświadczenia z jogą? Jeśli tak to jakie? Coś zmieniła w waszym życiu? Jakoś wpłynęła na was fizycznie, psychicznie? Interesuje mnie wszystko, co macie do powiedzenia na ten temat :-)

środa, 5 listopada 2008

w sieci...


W przenośni i dosłownie ;-) Nie ukrywam, że nieco się miotam między projektami. Wczoraj w nagłym przypływie optymizmu stwierdziłam, że może jednak zdążyłabym skończyć tribalową chustę na warsztaty ATS, na które idę w sobotę, więc nawet nie tknęłam śliwkowej Marlen na kabatek (żakiecik - przypis dla "Patosa" ;-), tylko chwyciłam za szydełko i pracowicie dłubałam siateczkę. Dziś ciąg dalszy. W dodatku wymyśliłam, że zrobię do tego także górę, czyli jak to mówili w jednym filmie "uprzęż na cycki", tylko w tym wypadku będzie ona miała srebrne pieniążki i może będzie dwukolorowa. Wszystko to na razie pobożne życzenia, ponieważ kompletnie nie wiem nawet, jak uda mi się chusta - robię ją wszakże kompletnie "freestyle'owo", bez planu i schematu. Taki "free crochet" trochę, można powiedzieć ;-) Przyznam, że przy dobrej herbacie w moim nowym kubku z kotami (stary się wykruszył ;-/) praca to całkiem miła, jednak nie wiedzieć dlaczego, szydełkowa robótka zwykle przyrasta mi wolniej niż "drutowa", choć powinno być raczej odwrotnie. Tez tak macie?

wtorek, 4 listopada 2008

opar nie wiem skąd....

Mgła trzyma się dzielnie :-) W związku z tym koty przeszły w tryb "stand by" i doprowadzają do perfekcji trudną sztukę relaksu. Stanisław najwyraźniej pragnie zostać joginem, ponieważ zwykle podczas snu wykręca się w skomplikowanych asanach, np. takich:


Górą coś jakby vrksasana, dołem bardziej supta padangusthasana :-P
A ja odzyskałam śliwkową włóczkę Marlen, poncho jest już tylko wspomnieniem, zrobiłam próbkę i dziś chyba zacznę dziergać kabatek ze specjalnego wydania Sandry :)

poniedziałek, 3 listopada 2008

owinięta w promyk słońca

Drugi dzień otacza nas gęsta mgła - nie narzekam, ta bardziej mroczna część mojej duszy aż piszczy z zachwytu. W mgle jest coś uspokajającego, tak litościwie otula brzydotę szarego, listopadowego świata, czyniąc z niego miejsce pełne tajemnic, znane krajobrazy stają się wielką niewiadomą, wieżowce wyrastają nagle, niczym szczyty górskie, prawie spodziewam się, że za zakrętem spotkam jakiegoś melancholijnego wampira, mgła owija się wokół rękawa mego płaszcza i szepcze mi do ucha - skręć tutaj, zobacz jak wszystko inaczej wygląda ;-)
A tak bardziej prozaicznie to staram się powykańczać różne zaczęte projekty. Efektem weekendowej dłubaniny jest szalik ze słonecznej Azteki:


Wzór ściągnęłam od Grumperiny. Mocno pasiasty wyszedł, miałam nadzieję, że przejścia kolorystyczne będą bardziej rozmyte, ale jest niezwykle optymistyczny i powinien stanowić dobre oręże w walce z zimową deprechą ;-) W kolejce czeka Mały Czerwony Kapturek, który wciąż nie ma rękawków. Tribalowa chusta chwilowo leży, choć powinnam się nią zająć - w sobotę mam warsztaty z ATS i chciałam w niej wystąpić. Poza tym jestem w rozsypce robótkowej - mam ochotę zacząć Camden i mam ochotę zrobić ten warkoczowy kabatek z Sandry Specjalnej. I się nie mogę zdecydować. Mam odpowiednią włóczkę do Camden i do kabatka chyba też. Kupiłam kiedyś u praskiej Marlen wełnę w przepięknym ciemnośliwkowym odcieniu. Zrobiłam z niej poncho, ale wzór był jakiś taki nieszczęśliwy, że w ogóle go nie noszę. Myślę o recyclingu włóczki i wykorzystaniu jej do kabatka sandrowego. Poza tym wymyśliłam kolejny własny model, wiem dokładnie co to ma być i jak ma wyglądać, Wybróbowałam wczoraj kilka włóczek i żadna się nie nadaje - wyobrażacie sobie ? Szafa pełna motków i nic się nie nadaje ;-P

sobota, 1 listopada 2008

zeznanie czytelnicze

Obiecałam Brahdelt, że się wyspowiadam i się nie wywiązałam. Nadrabiam więc teraz:

1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Wieczorem, jako wstęp do snu oraz zawsze podczas długiej podroży.

2. Gdzie czytasz?
W łóżku i w środkach komunikacji vide zeznanie powyżej.

3. Jeśli czytasz (na leżąco) w łóżku, to czytasz najchętniej na plecach czy na brzuchu?
Generalnie co chwila zmieniam pozycję, ale staram się czytać na siedząco.

4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Ciekawe powieści obyczajowe, wybraną fantastykę, literaturę faktu.

5. Jaką książkę ostatnio kupiłaś/-eś?
”Tajemną historię Moskwy” Ekateriny Sedii

6. Co czytałaś/-eś ostatnio?
”Greywalkera” Kat Richardson i „Z wąskim psem do Carcasonne” Terrego Darlingtona

7. Co czytasz aktualnie?
”Trzynastą noc” Alana Gordona i „Tajemną historię Moskwy” Ekateriny Sedii

8. Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, to jakie one są?
Nigdy nie zaginam rogów, mam zakładki, kilka nawet bardzo ładnych (z reprodukcjami Muchy np.), ale zwykle się zawieruszają, więc moimi ulubionymi zakładami są zwykle bilety MPK.

9. Co sądzisz o książkach do słuchania?
Są pożyteczne, choć trochę ograbiają człowieka z przyjemności lektury. Korzystam z nich, jeśli jednocześnie chcę robótkować albo biegać na orbitreku, w tym drugim przypadku pozwalają zapomnieć, że biegam już 30 minut i moje ciało ma dosyć ;-)

10. Co sądzisz o ebookach?
Mam ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony pozwalają na przechowywanie większej ilości książek i niezagracanie przestrzeni oraz oszczędzają papier, jednak z drugiej strony wzrok wyjątkowo szybko męczy mi się podczas czytania z ekranu komputera. Poza tym książki to nie tylko treść, lecz także zapach papieru, jego faktura itd., szkoda to tracić.