niedziela, 28 października 2007
Forza Italia!
Oglądałam wczoraj na EuroNews ciekawy reportaż o slow foodzie i o tym, czy w erze globalizacji jest w stanie stawić skutecznie czoła fast foodowi. I rzeczywiście okazuje się, że w Europie tak jest i można już mówić o pewnym renesansie tradycji jedzenia potraw przygotowanych z namaszczeniem i ze składników dobrej jakości i jedzonych również niemal ceremonialnie. Okazuje się, że Europejczycy po zachłyśnięciu sie amerykańskimi wynalazkami powracają do traktowania posiłków jako wydarzenia towarzyskiego, a nie czysto fizjologicznej czynności. Okazuje się też, że coraz więcej Europejczyków woli zjeść mniej, ale za to potraw przygotowanych z dobrych, naturalnych składników. Oczywiście reportaż skupiał się głównie na zachodniej części Europy i dość bogatych społeczeństwach o długiej tradycji "smakoszostwa", takich, jak Francja, czy Włochy, ale myślę, że w Polsce ten "renesans" też zaczyna być odczuwalny. Najbardziej spodobała mi sie historia pewnego piekarza z Bari. Jego niewielka piekarnia przechodziła w wielu pokoleniach z ojca na syna i specjalizowała się w wypiekaniu tradycyjnych focacci (z pomidorami, oliwkami i dużą ilością dobrej oliwy). Pewnego dnia parę metrów od jego zakładu rozpoczął pracę Mc Donalds. Oczywiście piekarzowi wróżono marną przyszłość, ale okazało się, że czar nowości szybko minął i ludzie powrócili po focaccie kupowane w ramach przekąski "lunchowej". McDonalds robił co mógł - promocje, darmowe dodatki itd. i po dwóch latach splajtował ;-P Włosi zawsze napawali mnie otuchą:-)
A to co na zdjęciu to nie focaccia, tylko przykład, że jak masz dobrą rodzinę, to z głodu nie zginiesz. Łamie mnie przeziębienie, czułam się wczoraj fatalnie, aż tu nagle koło południa dzwonek do drzwi - Mama. Ach, bo upiekła placek ze śliwkami i pomyślała, że byśmy sobie zjedli. No pewnie, że byśmy zjedli ;-P A wieczorem znów dzwonek - Babunia. Ach, bo zachciało się jej drożdżowej chałki to upiekła i pomyślała, że byśmy sobie zjedli. Matko - drożdżowa chałka mojej Babuni to jest po prostu ambrozja :-) I dlatego moje śniadanie dziś nie wygląda zbyt "zdrowo", ale za to jest przepyszne.
Notka dla samej siebie: Umówić sie kiedyś z Babcią na wieczór przepisowy i wyciągnąć od niej i uwiecznić na papierze jak najwięcej receptur. To by była niepowetowana strata, gdyby takie cuda jak chałka, czy wątróbkowe nadzienie do kurczaka przepadły w pomroce dziejów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz