sobota, 13 października 2007

caponata!


Rozpędziłam się i kupiłam za dużo bakłażanów do zapiekanych roladek z mozzarellą. Został mi jeden, samotny bakłażan, sympatycznie mrugający do mnie głębokim fioletem z wnętrza lodówki. Szkoda mi go było oddać na pastwę pleśni, więc postanowiłam spróbować zrobić caponatę. Przepis zasadniczo zerżnęłam z Jamie's Italy, Jamiego Olivera, dodając kilka drobiazgów od siebie.

oliwa z oliwek
średniej wielkości bakłażan
nieduża czerwona papryka
1 czerwona, nieduża cebula
1 łyżeczka suszonego oregano
sól morska
pieprz
duży ząbek czosnku
mały pęczek natki pietruszki wraz z łodyżkami
łyżka odsączonych kaparów
ok. 8 zielonych oliwek
3 łyżki octu z czerwonego wina
1 łyżka octu balsamico
puszka (200 g) włoskich pomidorów, posiekanych
2 łyżki rodzynek namoczonych we wrzątku


Na dużej patelni rozgrzać sporo oliwy, dorzucić pokrojone w grube kawałki bakłażana i paprykę, posypać oregano i odrobiną soli i smażyć na mocnym ogniu przez ok. 6 minut. Kiedy bakłażan się przypiecze i zezłoci, dodajemy cebulę posiekaną w drobniutką kostkę i czosnek w cienkich plasterkach oraz drobno posiekane łodyżki pietruszki i smażyć jeszcze parę minut, jeśli oliwy będzie za mało, dolać jeszcze trochę. Dodać kapary, odsączone rodzynki i przekrojone na pół oliwki i polać całość octem. Gdy ocet wyparuje dodać pomidory i dusić wszystko razem jeszcze przez ok. 10 min. Na koniec doprawić solą, pieprzem i ewentualnie jeszcze odrobiną octu. Podawać polane kapką oliwy i posypane natką. Powinna być słodko-kwaśna. Caponata najlepsza jest podobno, jak się przegryzie przez dzionek - nie wiem tylko czy moja wytrzyma tyle w lodowce, bo połowa zniknęła już na etapie przekładania jej z patelni do miski ;-P

Brak komentarzy: