sobota, 30 maja 2009

zamówienie w YarnParadise

Chcę znów coś kupić w YarnParadise - czy ktoś chciałby się przyłączyć?

czwartek, 28 maja 2009

natycha, najwyraźniej :-)

Ostatnio u Sartorialista zobaczyłam tę spódnicę i się zakochałam - jest wesoła, zadziorna, prowokująca - świetna jednym słowem. Może tylko do mnie nie pasowałaby w wersji z nieobrębionymi brzegami ;-) I chyba sobie taką uszyję. W zasadzie, to pomyślałam sobie, że taka spódnica mogłaby być pretekstem to zrobienia małej bloggerskiej akcji :-) Gdyby zebrało się kilka osób chcących uszyć taką spódnicę, każda przekopałaby swoje zasoby i znalazła resztki materiałów, powymieniałyby się nimi i wykorzystały, każda w swojej interpretacji kolorystycznej, to powstały by takie "kolektywne spódnice" - niby takie same, ale jednak każda inna. Ktoś miałby ochotę?

wtorek, 26 maja 2009

Rusz tyłek ;-P

Nie, nie krzyczę na nikogo, ani nawet na siebie - po prostu trafiłam na fantastyczny tekst na temat motywacji, jak ją zdobyć i utrzymać - i to na 16 sposobów :-)) Warto przeczytać (po angielsku, ale wierzę, że zmobilizujecie się i przypomnicie sobie parę słówek przy okazji ;-)

poniedziałek, 25 maja 2009

i po wszystkim :-)


Wieczór Orientalny za nami - dla mnie wielce satysfakcjonujący - miałam okazję napaść oczy występami pięknych tancerek (od bollywood, przez klasyczne belly, taniec cygański po tribal fusion) - naprawdę było warto to zobaczyć. Nasze stroje zdały egzamin i robiły wrażenie oraz zasłużyły na parę przychylnych komentarzy, więc moja żmudna dłubanina przy maszynie miała jakiś sens. Występ Ouled Nail udał się całkiem przyzwoicie, a przynajmniej wreszcie przemogłyśmy się i zatańczyłyśmy prawdziwą improwizację, a nie choreografię - i było cudnie i miałam dużo mniejszą tremę, niż kiedyś i wiem, że popełniłam parę błędów, ale będę nad tym pracować :-) I udało się przy okazji zarobić kilkaset złotych na pompę dla Bożenki :-) I rozmawiałam z paroma osobami zainteresowanymi tribalem, a dwie może nawet zaczną przychodzić na zajęcia :-)
Same plusy. Zdjęcia dopiero się pojawią, więc teraz prezentuję pierwszą jaskółkę w postaci foty moich Nailek :-) Fotograf poszalał z Photoshopem, więc kolory mają mało wspólnego z rzeczywistością ;-)
Ogólnie dostałam takiego energetycznego kopa, iż mimo, że cały weekend upłynął mi na pracy i ten tydzień też zapakowany tłumaczeniami, to wyrabiam się ze wszystkim w olimpijskim tempie i nawet wygospodarowałam nieco czasu na Violet - ma już połowę pierwszego rękawa. Chciałabym skończyć ją w przyszły weekend :-)

piątek, 22 maja 2009

Ostatnia spódnica....


Gotowa :-) Cygańska dość wyszła - odważne kolory zestawione razem, ale w ATSowej stylistyce to wskazane :-) Do występu zostało niecałe 11 godzin, a ja wciąż nie mam haremek. Czekałam do ostatniej chwili, bo materiał, który pofarbowałam jakoś mi do reszty stroju nie pasował - niby był w odpowiednim kolorze, ale za to matowy, a reszta błyszcząca i jakoś tak na jej tle ubogo wyglądał. Zakupiłam na allegro na ostatnią chwilę dupattę z materiału gnieciucha, ryzykując, że rzeczywisty kolor będzie inny, no i że nie starczy jej na haremki. Poczta zadbała o suspens, ale na szczęście wczoraj po 19:00 pan listonosz dostarczył mi paczkę. Gnieciona dupatta okazała się gnieciuchem do entej potęgi, ale po rozprasowaniu żelazkiem z parą moim oczom ukazał się przepiękny wzór i kolory idealnie korespondujące z moim kostiumem na występ.


Tło w głębokiej czerwieni, na tym drobne kółeczka, białe, żółte, miejscami z zielonym akcentem; całość przetykana złotą nicią. Zaraz zabieram się za szycie, już się nie mogę doczekać, Chyba po raz pierwszy w życiu nie tylko będę miała na sobie mnóstwo kolorów, ale jeszcze jednocześnie różne wzory, ale takie "przeładowanie kolorem i wzorem" to dobry sposób, żeby przełamać swój konserwatyzm i zacząć wycieczki w barwny świat :-)


Grubki dalej się czulą - tu na balkonie (Mantra oczywiście zbiegła z kadru, akurat ;-P) - zauważcie te wtulone w siebie ogonki :-))))

środa, 20 maja 2009

czerwony pas, za pasem broń ;-P


No nie - broni to tam nie ma, chyba, że "nasza broń kobieca: ;-PP Skończyłam dziś pracowite szydełkowanie pomponowego pasa na występ - elementu niezbędnego w kostiumie ATS. Bardzo mi się podoba, na zdjęciu nie wyszedł tak ładnie, jak w rzeczywistości - jest jednocześnie "prymitywny" i koronkowy :-) A piękne pompony zrobiła mi Aireen, bo mnie one wychodzą krzywawe i jakoś nie mam do nich serca.
Ostatnia spódnica na występ "się robi", w kolejce czekają haremki, więc zdążę rzutem na taśmę na piątkowy występ. Dostałam trzy zlecenia od wydawnictwa, w tym jedno "na wczoraj" - o odpoczynku po występie mogę więc tylko pomarzyć, a w przyszłym tygodniu mamy też kolejny koncert dla Bożenki - tym razem chóralny, więc przypadnie mi jedynie rola przedstawicielki organizatora "czuwającej nad wszystkim".
Cóż, wyśpię się, gdy umrę ;-P


Aaaa, zapomniałabym - moje koty chyba poczuły wiosnę - grubki strasznie się czulą ostatnio i wylizują sobie pyszczki ;-P

poniedziałek, 18 maja 2009

Noc Muzeów oraz szwalnia działa na całego :-)

Byliście na Nocy Muzeów? Mnie stanie w kilometrowych kolejkach, by w tłumie obejrzeć jakąś wystawę mało pociągało, jednak wśród imprez towarzyszących Nocy Muzeów w Poznaniu wybrałam kilka ciekawostek - muzyczno-tanecznych:
- Pokaz i nauka dawnych tańców w Muzeum Narodowym,
- Koncert Balkan Sevdah w Zamku. To zespół grający bałkańską muzykę folkową, inspirowaną tradycjami muzycznymi wywodzącymi się z różnych regionów Półwyspu Bałkańskiego. Tutaj można posłuchać fragmentów ich utworów,
- występ zespołu Yankadi wykonującego tradycyjną muzykę z rejonu Afryki zachodniej na bębnach afrykańskich w Muzeum Etnograficznym (Ich muzyki można posłuchać na MySpace)

Miałyśmy się wybrać większym gronem tancerek, ale się nie udało, więc ruszyłam sama.
Zaczęłam w Muzeum Narodowym od pokazu tańców dawnych we wnętrzu z barokowymi obrazami i kompanią sarmacką, ubraną bardzo stylowo i niezwykle sympatyczną - okazało się, że się spóźniłam w sumie, bo chwilę przedtem opowiadali o swoich strojach :-/ Ale tańce były cudne - uczyliśmy się średniowiecznego branle maltańskiego, tańczonego w kole do coraz szybszego tempa i z klaskaniem - kroki prościutkie i "tuptane", ale miało to swój urok. Drugi taniec pochodził z XVII w. i był uroczy, tańczony częściowo w parach, częściowo w kole, ze zmianą partnerów, trzymaniem się za ręce w górze. Pokaz skończył się na tyle wcześnie, że wychodząc z Muzeum zahaczyłam jeszcze o część wystawy z dziełami Malczewskiego i innych malarzy młodopolskich :-)Obejrzałam też stoisko, na którym prezentowano, jak odrestaurowuje się dzieła wykonanie w technice pasteli - imponująca praca. Do Zamku dotarłam w sam raz na początek koncertu Blakan Sevdah i spotkałam się z Kaoruaki z mojego plemienia, jej chłopakiem i znajomymi. Przybyły tłumy i żeby potańczyć musiałyśmy się przebić pod scenę. Ale udało się nam (z resztą nie tylko nam) - ludzie się na nas gapili, bo oczywiście pląsałyśmy ATSowo :-) Muzyka Balkan Sevdah jest świetna. Potem wszyscy uczyliśmy się takie prostego macedońskiego tańca, przypominającego trochę "Zorbę" - chciało się go nauczyć mnóstwo ludzi, więc było wesoło. Niestety, chcąc zdążyć na afrykańskie bębny w Etnograficznym musiałam wyjść już po godzinie. Bębniarze nie spieszyli się do wyjścia, więc weszłam jeszcze do Muzeum obejrzeć wystawę tekstyliów z Laosu. Miałam ochotę zwinąć pół wystawy i wykorzystać jako kostiumy do występów z Ouled Nail :-)) Piękne tribalowe tkaniny, a do tego biżuteria - ciężka, wielka, srebrna, z cudownymi ornamentami. Tak się zagapiłam, że dopiero po chwili skojarzyłam, że koncert się już zaczął. Organizatorzy chyba nie liczyli na dużą frekwencję, bo ustawili niewielki namiot przed muzeum - namiot był tak nabity ludźmi, że widziałam tylko czubki głów muzyków i tancerki - ale kobieta szalała - tańczyła typowo afrykański taniec, do tego ubrana tylko w spódniczkę z trawy i taki hmm, jakby stanik - gratuluję odwagi i żywiołowości. I wtedy naprawdę pożałowałam, że nie było ze mną koleżanek z "trajbu" - przed namiotem na placu mnóstwo miejsca, rytmy na bębnach transowe i w sam raz do ATSowych figur - trudno mi było nogi w miejscu utrzymać. Do tego stopnia, że kiedy stałam już na przystanku przed muzeum (a koncert ciągle trwał) zauważyłam, że ludzie mi się dziwnie przyglądali. Podążyłam za ich wzrokiem, patrzę, a ja bezwiednie sobie biodrami "shimmuję" na całego :-PPP


Poza tym w weekend zdążyłam skończyć malachitową spódnicę - właścicielka zadowolona :-) Została mi jeszcze jedna, przy której muszę trochę pokombinować, żeby materiału starczyło i moje nieszczęsne haremki - kupiłam batyst, ceniutki, śliczny - pofarbowałam na kolor bordowy, ale jakiś taki sprany wyszedł w porównaniu ze spódnicą. Wczoraj zrobiłam drugie podejście do farbowania - tym razem poprawiłam czerwonym i wyszło całkiem, całkiem - teraz trzeba tylko jeszcze uszyć to wszystko ;-P


A Mantra jak widać ma już dość na głowie i musiała to wszystko przemyśleć ;-)

czwartek, 14 maja 2009

kolejny dzień, kolejna spódnica..


Dni ograniczają się ostatnio do pracy zawodowej i towarzystwa maszyny do szycia, z której wyciskam ostatnie poty, by zdążyć na czas z kostiumami dla mojego plemienia. Powstała już moja "dziesięciojardowa" spódnica, wczoraj skończyłam piękną dla Scarabee. Być może materiał wyda się wam znajomy - to moje sari, ale jej było bardziej potrzebne, więc odstąpiłam - choć spódniczka wyszła prześliczna i bardzo mi się podoba. Zaczęłam trzecią spódnicę, tym razem w pięknym odcieniu malachitu. Czekają mnie jeszcze dwie i haremki. Wygląda na to, że stanę się doświadczoną szwaczką ;-)
"Violet" ma przód i tył - może w weekend zacznę rękawy :-)


A niektórzy odpoczywają, ech ;-P

wtorek, 12 maja 2009

Sny rodzą rzeczywistość...


...powiedział kiedyś Monteskiusz i właśnie wczoraj miałam okazję przekonać się, że to prawda. Wiecie, że zachorowałam na ATS i jest to ten rodzaj szaleństwa, z którego rezygnować nie chcę nigdy. Od samego początku fascynowała mnie najbardziej oryginalna forma tego stylu, stworzona prze Carolenę Nericcio, która prowadzi też "ikonę" ATS, czyli zespół Fat Chance Belly Dance. Gromadząc informacje na ich temat i na temat tego tańca popadałam w coraz większą fascynację tą kobietą - jest nie tylko genialną tancerką, ale i fascynującą osobowością, człowiekiem o wielkiej charyzmie i taneczną wizjonerką. Mój podziw dla jej dokonań wzrósł jeszcze bardziej, gdy dowiedziałam się, że od lat walczy ze stwardnieniem rozsianym. Jest dla mnie wzorem - jeśli można tyle dokonać przy takiej chorobie, to ja - szczęściara z dobrym zdrowiem mogę swobodnie wycisnąć z siebie równie dużo - muszę tylko chcieć.
Na początku roku dowiedziałam się, że Carolena rozwija swój program "certyfikacji" - to znaczy, aby zachować styl wymyślonego przez nią tańca w "czystej formie" wprowadziła kursy, na których uczy wszystkich kroków i kolejne, po ukończeniu których można stać się "trenerem", a później otworzyć nawet tzw. "siostrzane studio Fat Chance Belly Dance", czyli miejsce, które ma oficjalny patronat FCBD i uczy tylko ich stylu ATS. Oczywiście o certyfikacie trenera jeszcze długo nie mam co marzyć, ale certyfikat General Skills, czyli ogólnych, podstawowych umiejętności wydawał się osiągalny. W Europie kurs miał się odbyć pod koniec października w Wielkiej Brytanii. Trochę nie miałam odwagi spróbować, ale kiedy w lutym byłam w Krakowie i za kulisami udało mi się podyskutować z Sharon Kiharą o ATS i podzielić moimi wątpliwościami ona spojrzała na mnie, roześmiała się i powiedziała: "Oczywiście dziewczyno, że powinnaś spróbować! Więc wysłałam zapytanie do UK - okazało się, ze oprócz (niemałej) kwoty trzeba mówić płynnie po angielsku (OK) i przygotować coś w rodzaju aplikacji/listu do Caroleny (eee, no dobrze, spróbuję). Udział w kursie bierze tylko 25 osób i Carolena miała wybierać, kto to będzie. Szybka konsultacja ze Smokiem w sprawie finansów przyniosła dwa wnioski: mam absolutnie fantastycznego faceta :-) i nie ma przeszkód, żebym nie spróbowała (Smok powiedział po prostu, że mamy te pieniądze i że to unikalna okazja dla mnie, więc nie mam się zastanawiać, bo nasze inne plany możemy zrealizować później, a tego pewnie nie uda się powtórzyć). Wpłaciłam zaliczkę, wysłałam papiery i czekałam, czekałam - do końca kwietnia. A później przyszła wiadomość, że niestety z przyczyn niezależnych od organizatora, kurs w UK się nie odbędzie. Ech, żyzń... Pogrzebałam jeszcze trochę w Internecie i ze zdziwieniem odkryłam, że w Europie ma być jeszcze jeden kurs z Caroleną - tym razem we Finlandii - w sierpniu i zapisy właśnie się skończyły. Do odważnych świat należy, więc napisałam i do nich. Okazało się, że jednak jest jeszcze miejsce, że Hannele - organizatorka jest wyjątkowo przyjazną osobą, że nic straconego.. jednym słowem - JADĘ!!!!! Wczoraj dostałam oficjalne potwierdzenie - w sierpniu spędzę 3 długie dni w mieście Pori, na wybrzeżu Finlandii, w towarzystwie samej Caroleny i będę miała zaszczyt uczyć się od mojej mistrzyni. Czy muszę dodawać, że od wczoraj unoszę się nad ziemią, a banan nie schodzi mi z twarzy???

poniedziałek, 11 maja 2009

dum dum tek dum tek...


Weekend upłynął bardzo twórczo - w sobotę joga na trawie na Cytadeli. Bardzo polecam - ze względu na mieszany poziom grupy robiliśmy proste ćwiczenia, ale z dużym naciskiem na prawidłowe wykonanie. Dzięki temu myślałam o każdym, najmniejszym szczególe i ćwiczyłam bardzo intensywnie, do tego stopnia, że do dziś czuję tricepsy, choć niby nic takiego nie robiłam. Meszki nieco nam psuły atmosferę medytacji, ale nie było źle. Jednak kiedy człowiek stoi w asanie, czuje trawę pod stopami, słyszy ptaki, podnosi głowę, a tam przestrzeń po horyzont i błękitne niebo, to joga staje się naprawdę duchowym przeżyciem.
W niedzielę dla odmiany znów przybyłam na poznańską Cytadelę, tym razem, żeby z moim plemieniem poćwiczyć grę na saggatach. Miałam okazję wypróbować moje nowe prześliczne, duże saggaty marki Turqoise International. Świat belly z grubsza dzieli się na tych, którzy grają na Turqoise i na tych, którzy graja na Saroyanach - obie marki to instrumenty z wyższej półki. I to wyraźnie słychać. Moje orientalne saggaty brzmią tak, że można by ich używać jako broni dźwiękowej ;-P Ale mają piękny dźwięk, długo wybrzmiewający - wcale nie trzeba mocno uderzać, żeby osiągnąć spektakularny efekt. Ich brzmienie przypomina mi trochę dźwięk tych uzdrawiających mis tybetańskich. W każdym razie w piątkę miałyśmy tyle mocy, że płoszyłyśmy ptaki i ściągałyśmy uwagę wszystkich przechodniów, którzy próbowali nam robić zdjęcia, koniecznie chcieli wiedzieć, co to i czy tańczymy bollywood (wrrrrrrrrrrr ;-P Dużo pracy jeszcze przede mną, ale z takimi instrumentami mam dodatkową motywację do nauki :-)
Poza tym pracowałam trochę nad Violet, ale okazało się, że była to robota pt. "dwa kroki w przód, trzy kroki w tył" - kończyłam właśnie drugą część przodu, gdy zauważyłam, że w jednym miejscu, na samym froncie przesunęłam nieco wzór i nie wygląda tak ładnie, jak powinien. Oczywiście nie zdzierżyłam i sprułam wszystko, więc jestem w punkcie wyjścia. Jednak to bardzo wdzięczna robótka, więc pewnie szybko znów jej przybędzie :-)
PS: A "dum dum tek dum tek" to zapis arabskiego rytmu o nazwie "beledi", który również można grać na saggatach (gdyby ktoś się zastanawiał, co to za tytuł od czapy)

piątek, 8 maja 2009

Nie próżnuję


Choć niektórzy, jak widać, nie odmawiają sobie porządnego relaksu ;-P Staszek wie, jak znaleźć wygodną pozycję ;-)
A ja - ja od wczoraj zasiadam przy maszynie do szycia, która furkocze bez przerwy. I o dziwo, nie ma żadnych nerwów, przekleństw itd. - zaczynam to lubić ;-) Tym razem na tapecie poważne zadanie - muszę uszyć cztery dziesięcojardowe spódnice na występ mojego plemienia oraz przynajmniej dwie pary haremek - reszta wyjdzie w praniu ;-) A występ już 22 maja... Dziś skończyłam swoją spódniczkę - chyba nigdy w życiu nie miałam na sobie czegoś tak kolorowego ;-)


Mam już także część biżuterii, ale oprócz strojów dla sióstr z plemienia muszę jeszcze zrobić sobie nowe pompony, wykończyć stanik monetkami i koralikami, pofarbować materiał na haremki i je uszyć, zdecydować się wreszcie na jedną wersję turbanu - tak, tak - postanowiłyśmy nawiązać do najlepszych tradycji ATSu i wystąpić w turbanach - co powiecie o takim?


A poza tym muszę przygotować sobie "włosy" (czyli takie dredowate pęki włóczki, które będą spływać spod turbanu na plecy). Jak widać pracy jest sporo, jednak damy radę :-)
PS: A Violet dalej rośnie, tylko nieco wolniej ;-)
PS2: A jutro idę na pierwsze zajęcia jogi na trawie. Udział w zajęciach jest za darmo - taka akcja, w dodatku w kilku większych miastach Polski, co tydzień w sobotę o 10:00 przez półtora godziny ludzie będą pod okiem instruktorów ćwiczyć na świeżym powietrzu. Szczegóły tutaj.

czwartek, 7 maja 2009

Tak zwane pozytywne przesłanie :-)

Siostra z plemienia, Bellizz - podesłała taki fajny utworek - tekst mnie rozwalił :-))) Tutaj teledysk, a poniżej tłumaczenie.



Wiecie, ludzie ciągle mówią, ze kobiety powinny być szczupłe
powinny być na diecie
Ale mnie to nie obchodzi
Po prostu uwielbiam jeść!

Lubię kawę z mnóstwem śmietany
Lubię jeść późną nocą
Lubię jajecznicę po słodkich snach
Lubię ziemniaki smażone w głębokim tłuszczu
Lubię nieco cukru w lemoniadzie
Lubię kurze skrzydełka na ostro
Lubię gęsty sernik, ale domowej roboty
Lubię dłuuugie przerwy na lunch

Daj mi jeść, powiedziałam daj mi jeść
Nie dawaj owoców, jeśli mnie kochasz
Daj mi jeść, powiedziałam daj mi jeść
Nie dawaj owoców, jeśli mnie kochasz

Niektóre dziewczyny mogą pomyśleć “Ta laska jest trochę duża”
Szczupłe dziewczyny nie rozumieją, a ja o to nie dbam
Niektórzy faceci powiedzą, "To jej krągłości tak mnie biorą"
Lubią obcisłe spodnie, które noszę

Jestem Rumunką
Kocham jeść
Mam to w genach
I nie potrafię tego kontrolować
Spójrz na moje krągłe kształty
Modelki się do mnie nie umywają
Jestem kobietą
Nie chudą lalką

Daj mi jeść, powiedziałam daj mi jeść
Nie dawaj owoców, jeśli mnie kochasz
Daj mi jeść, powiedziałam daj mi jeść
Nie dawaj owoców, jeśli mnie kochasz

Wiecie, ludzie mówią, że kobiety powinny jeść tylko
Jogurt i truskawki
Ha ha ha ha!
Mówią wiele rzeczy, ale wiecie--

Nie obchodzi mnie, co ludzie
Mówią o mojej wadze
Więc jeśli chcesz zabrać mnie
Na randkę
Upewnij się, że na moim talerzu
Będzie wystarczająco dużo dobrego jedzenia
A może wtedy, pozwolę ci
skosztować mojego ciasteczka ;-P

środa, 6 maja 2009

Violet - reinkarnacja

Nie tak dawno temu i nie w bajkowej krainie Herbi miała kłopot, jak się nie dać złemu Dress Code'owi i ubrać na spotkanie biznesowe stosownie, acz po swojemu. Wymyśliła, swoim zwyczajem - cóż za gorąca głowa - że wydzierga sweterek. Znalazł się takowy, wielce uroczy, a skromny za razem. Jako, że Herbi miała akurat pod ręką piękną fioletową bawełnę, zaczęła dziergać sweterek. "Dziecku" swojemu nadała imię "Violet" na cześć uroczego koloru włóczki. Wydziergała szybciutko plecy, wydziergała połowę przodu i.... rozwiązał się worek z plagami. Plagi nazywały się "praca", "nagłe zlecenia" oraz "ogólny brak czasu". Herbi musiała na spotkanie wymyślić plan awaryjny, a Violet spoczęła na dnie koszyka i czekała na powrót natchnienia. Tym czasem inne bloggerki i żeglujące po sieci przyglądały się zdjęciom na blogu Herbatki i dochodziły do wniosku, że też by chętnie coś takiego miały. Skrzynka mailowa Herbi pracowała, aż furczało, wysyłając przetłumaczone opisy i schematy. A później jedna z polskich gazet robótkowych opublikowała oficjalne tłumaczenie i na blogach zaroiło się od "Violet" sprytnie ukrytej pod różnymi kryptonimami (najczęściej podszywała się, skubana, pod "Listki"). Violet nie była już "violet" - występowała w całej tęczy kolorów i rozmiarów. Herbi popatrzyła na swoje niewyklute "dziecię" i strzeliła focha: "Eeeeee, wszyscy już taki mają... to ja nie chcę". A trzeba wam wiedzieć, że jak Herbi ma humory, to nie ma przebacz, za nic jej podstawowych rzeczy nie wytłumaczysz.
Violet leżała w koszyku i więdła, wydawało się, że codziennie uchodzi z niej nieco koloru. Ale, że była mądra mądrością rzeczy nieożywionych wiedziała, że w końcu doczeka się na swoje nowe wcielenie. I pewnego dnia Herbi siedząca przed ekranem laptopu zakrzyknęła: "O rany - muszę go mieć! Tylko z czego?" Na ekranie wykwitł bowiem sweterek urody wyjątkowej, kobiecy i podkreślający talię, o taki:


Violet wychyliła się ze swojego koszyka i pisnęła: "Ja, ja się nadaję, będę piękna w tym wcieleniu!" I została usłyszana i Herbi nie wypuszczała jej z rąk przez cały weekend i wydziergała cały tył i połowę przodu:


A wy lepiej trzymajcie kciuki, żeby historia się nie powtórzyła i Violet znalazła swoją ostateczną postać ;-P
PS: Uważni pewnie stwierdzą, że ostatnie zdjęcie różni się istotnie kolorem od zdjęcia robótki w wersji pierwotnej (czyli listkowej) - to efekt moich eksperymentów z Photoshopem, bo drań aparat nie chce ich ładnie utrwalać, gdy pogoda taka wredna jak dziś u nas. Oryginał jest mniej więcej tak samo nasycony fioletem, ale mniej jaskrawy.

wtorek, 5 maja 2009

wyprzedaży ciąg dalszy

Oto kolejne włóczki, którym chciałabym znaleźć nowy dom :-) Tym razem to włóczki z odzysku - kupione na Allegro od Raweny - ci, którzy kupowali coś od niej wiedzą na pewno, że jej włóczki mimo, iż "recyclingowane" są w nienagannym stanie i wyglądają, jak nowe. Jeśli chodzi o skład, to nie pamiętam go już w 100%, jednak u Raweny zawsze kupuję naturalne włókna: wełnę, bawełnę, ew. z małym dodatkiem akrylu, więc i skład mają zacny. Ze względu na objętość tym razem wysyłka musiałaby pójść paczką, do ceny włóczek należy więc dodać stosowną opłatę Poczty Polskiej wg. wagi.


Włóczka w kolorze starego złota, miła w dotyku, chyba 100% wełny, na druty 3-3,5. Ma ciekawy skręt:


Waga w sumie: 760 g
Cena: 41 zł


SPRZEDANA (Malinkowej)
Włóczka, 100% wełny, miła w dotyku, na druty 3-3,5. Ma niezwykły kolor, który nijak nie wychodzi na zdjęciach - to taki "morski szmaragd" z drobnymi, kolorowymi, "tweedowymi" kłaczkami. Ta zieleń w rzeczywistości wygląda raczej tak:


Przykład robótki:


Ilość: 395 g (motki w większości po ok. 50 g, reszta po 20-30 g)
Cena: 22 zł


SPRZEDANA (Marcie)
Włóczka w odcieniu nieco zgaszonej, groszkowej zieleni, na druty 4-4,5. Najprawdopodobniej również 100% wełny, ale miła w dotyku. Motki po 35-50 g
Ilość: 530 g
Cena: 28 zł

PS: Kasiu zainteresowana Shrimp Kid Mohair - odezwij się do mnie! Wysłałam Ci dwa maile z prośbą o wybranie formy przesyłki i podanie adresu i cisza...

poniedziałek, 4 maja 2009

komunikat

Bardzo mi przykro, ale z przyczyn ode mnie niezależnych nie zdążę dziś pokazać kolejnych włóczek na wyprzedaż. Przepraszam i zapraszam jutro.

sobota, 2 maja 2009

wiosenne porządki i wielka wyprzedaż

Przytłaczają mnie moje włóczkowe zapasy - postanowiłam więc w ramach wiosennych porządków pozbyć się części z nich. Zaczynam od włóczek nowych. Jeśli ktoś będzie zainteresowany kupnem - proszę o kontakt na maila (mój adres mailowy można znaleźć w moim profilu bloggerowym). Koszt wysyłki włóczek (jeśli przesyłka będzie mieć poniżej 2 kg) to koszt wysyłki listu poleconego pocztą (przy każdej włóczce podaję wagę, więc łatwo to wyliczyć.


SPRZEDANA (Pimposhce)
włóczka: Maya firmy Ice Yarns w kolorze ciemnozielonym
skład: 80% alpaki, 20% jedwabiu
długość włóczki w motku: 100 m
ilość: 6 motków (300 g) - powinno starczyć na bolerko lub mały, przylegający sweterek
przykład gotowej robótki z tej włóczki: Celtic
cena całości: 49 zł



SPRZEDANA (Lucynie :-)
włóczka: Kid Mohair firmy Ice Yarns w kolorze "smoked green" (szaro-oliwkowa, delikatna zieleń - zdjęcie przekłamuje kolory)
skład: 30% moheru, 30% akrylu, 40% poliamidu
długość włóczki w motku: 320 m
ilość: 6 motków (180 g) - powinno starczyć na bardzo obszerny sweterek z długim rękawem
przykład gotowej robótki z tej włóczki: Londyńska Mgła
cena całości: 16 zł


SPRZEDANA (Kasi :-)
włóczka: Shrimp Kid Mohair firmy Ice Yarns w kolorze "navy camel" (soczysty granat z elementami ecru i brązu)
skład: 15% moheru 15% akrylu 20% poliamidu 50% poliestru
długość włóczki w motku: 250 m
ilość: 5 motków (jeden bez metki w dwóch częściach - 150 g) - powinno starczyć na bardzo obszerny sweterek z długim rękawem
przykład gotowej robótki z tej włóczki: Motyl
cena całości: 15 zł


SPRZEDANA (Kasi :-)
włóczka: Shrimp Kid Mohair firmy Ice Yarns w kolorze turkusowym z elementami bieli i starego złota)
skład: 15% moheru 15% akrylu 20% poliamidu 50% poliestru
długość włóczki w motku: 250 m
ilość: 4 motki (120 g) - powinno starczyć na sweterek taki, jak przykładowy
przykład gotowej robótki z tej włóczki: Motyl
cena całości: 13 zł

cdn...