wtorek, 28 lipca 2009

Zasadniczo tak, choć jakby trochę nie ;-)


Skończyłam pas :-) Wykończenie powstawało cztery razy - raz było zbyt wymyślne, raz zbyt proste, raz nie pasowało do reszty, a ostatni raz Smok na mnie popatrzył i powiedział "już wystarczy" ;-P Proszę nie wydziwiać na kolory - pas jest do ATSu, a ten styl rządzi się swoimi prawami, barwy mają być jarmarczne i ludowo pstrokate, a zderzenia kolorów są jak najbardziej na miejscu. Troszkę go uspokoiłam pomponami, bo zastosowanie wszystkich odcieni mogło przyprawić o atak epilepsji ;-P Zamiast tradycyjnych pomponów zrobiłam takie raczej chwosty, żeby nie powiedzieć po staropolsku "kutasiki" (no, niech no google podchwycą to hasło, to mi się tu zaraz jacyś miłośnicy pornoli zwalą ;-P) Z resztą taka mocno wyciągnięta forma lepiej pasuje do bawełny, która nie jest zbyt puchata z natury. Wypróbowałam - chwosty latają w tańcu jak marzenie :-) Zastanawiam się tylko czy samej góry pasa nie podszyć materiałem, bo bardzo elastyczna jest i przy zawiązywaniu na biodrach ciągnie się niemiłosiernie.
W naturze wygląda ładniej, choć wciąż mam niedosyt i poczucie, że mogło być dużo lepiej, więc już nie jestem taka pewna, czy powinnam obdarować nim tę osobą, z myślą o której pas szydełkowałam...

Technika: zasadniczo Irish crochet, zrezygnowałam jednak z tradycyjnego sposobu łączenia elementów, bo jakoś mi to wszystko nie grało. Inspirację stanowiły: mehandi i paisleye :-)

poniedziałek, 27 lipca 2009

Nitki, niteczki, supełki, igiełki...


Potwornie was zaniedbuję, wiem ;-) Niestety, choć wiele się dzieje, to efektów nadal mało, więc nie mam się czym chwalić. Weekend spędziłam w bólach twórczych, nas pasem ATS. Szydełkowałam, prułam, ponownie szydełkowałam, zeszywałam, prułam, ponownie zeszywałam. W całym domu walają się ścinki nitek, motki bawełny, szkice i próbki. Przez dwie godziny na klęczkach zeszywałam przyszpilone odpowiednio do podłogi fragmenty (nie mam odpowiedniego stołu, na którym mogłabym ułożyć projekt, a szkic i fragmenty łatwo przyszpilić do wykładziny) tylko po to, by później stwierdzić, że mi się nie podoba i pruć wszystko. W końcu udało mi się dojść do etapu, w którym zasadniczy "korpus" jest gotowy i brakuje już tylko wykończenia ("obramowania" i pomponów, lub raczej "chwostów", bo chyba będą lepiej wyglądać). Kark i ramiona bolą mnie od schylania się nad rozłożonymi na podłodze elementami, na kolanach wyszły mi siniaki, a pełni szczęścia dopełniło to, że zbyt zamaszyście ciachnęłam nożyczkami i u ciekłam sobie fragment skóry na dłoni. Prawdziwe bóle twórcze ;-P Materia jest oporna i nie chce się do końca nagiąć do mojej wyobraźni, wciąż mi się wydaje, że pas jest zbyt mało piękny... Smok twierdzi, że świruję i powinnam popracować nad zdobyciem dystansu, bo zatraciłam obiektywne spojrzenie. Może i tak. Bywa, kiedy bardzo ci zależy, a tym razem zależy mi, żeby ten pas był wyjątkowy.

poniedziałek, 20 lipca 2009

czas w puszkach kupię pilnie :-)

Nie wiem, kto ten czas kradnie, ale jak dorwę... to wyplaskam po paszczy. Weekend tylko mi mignął. Niedzielę spędziłam bardzo pracowicie na warsztatach tanecznych z Jamilah - w prawdzie nie wykazałam się rozumnością, zapisując się na wszystkie trzy warsztaty - co oznaczało 7 godzin tańca i totalne zmęczenie, ale było warto - miałam wreszcie okazję poznać w praktyce taniec z laseczką, na kolejnym warsztacie zapoznać się z techniką tańca z wachlarzem, a na koniec, choć w stanie totalnego umęczenia, czyli na etapie, gdy moje biodra już w ogóle nie chciały mnie słuchać - ze zmysłowym i pięknym beledi. Jest co ćwiczyć, aczkolwiek naprawdę nie wiem, gdzie będę doskonalić umiejętność tańczenia assayi, bo moje mieszkanie jest na to stanowczo za małe - myślicie, że ludzie w parku będą dziwnie patrzeć na kobietę w słuchawkach na uszach, podskakującą i wywijającą dużą srebrną laską? ;-PP
Mimo wszystko udało mi także ruszyć coś w kwestiach robótkowych. Do drutów dalej mam niechęć, ale za to skroiłam moją nową, 10-jardową spódnicę (cudny, głęboki odcień czerwieni, ostatnia falbana będzie za to biała w drobne czerwone wzorki - spódnica powinna wyjść lekka, bo materiał to batyst bawełniany i cieniutka wiskoza). Poza tym zaczęłam wreszcie ostateczną wersję nowego pasa do ATS i zdążyłam już nieco wyszydełkować:


Będzie w tonacji niebiesko-turkusowej, z drobnymi akcentami jasnej zieleni i żółci.

piątek, 17 lipca 2009

spódnicowo

A oto moje spódniczki :-) Pierwsza przerobiona z tuniki, na zdjęciu w zestawie ze "spodniami zastępczymi", ale chcę do niej uszyć szerokie haremki, będzie trochę w stylu Mardi Love tylko nie na scenę, a na ulicę :-)


A druga to nie do końca udany eksperyment. Próbowałam uzyskać taki efekt. Z waszą pomocą doszłyśmy do tego, że spódnica powinna mieć kształt odwróconego trapezu i na górze należy zrobić zakładki. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że kupiłam za mało materiału, bo nie pomyślałam, że nie mogę zbytnio zwęzić dolnej części spódnicy, inaczej będę musiała drobić w niej jak Japonka w kimonie. Więc mimo, że moja spódnica ma kształt trapezu, to różnica między górą a dołem nie jest znaczna i w końcowym efekcie układa się "tradycyjnie". Mimo to jest całkiem fajna. Żeby nic nie prześwitywało przez cieniutką bawełnę, pod spód uszyłam haremki, a w zasadzie coś jakby pumpy, bo mają dość wąskie nogawki.

czwartek, 16 lipca 2009

roller coaster

Nie wiem, jak to się stało, ale moje życie ostatnio przypomina roller coaster. W poniedziałek z napięciem i radosnym oczekiwaniu wychylam się z mojego wagonika patrząc na tydzień, który rozciąga się w dole i nagle ziuuuu - już jest niedziela, a ja nie jestem w stanie nawet ogarnąć wszystkich wrażeń, tak szybko to minęło. Nie skarżę się, bo jest ciekawie i nie ma czasu na nudę, ale zaczyna mi brakować czasu na różne drobiazgi - jak blog na przykład ;-)
Chciałam dziś wam pokazać te moje nowe spódnice, ale nadworny fotograf niedostępny, więc chyba jednak jutro, bo one zdecydowanie lepiej wyglądają na człowieku, niż w stanie rozłożonym.
Opracowałam do końca schemat pasa ATSowego i wczoraj udałam się do Ulki z zamotane.pl na zakupy - kupiłam śliczną cienką bawełnę w kilku kolorach i mam nadzieję, że w weekend zacznę już coś konkretnego w tej sprawie (choć całą niedzielę spędzam na warsztatach tanecznych, będzie taniec z laseczką (hura!) i z wachlarzem (hura, hura!) Przy okazji Ulka pokazała mi włóczki, które ściągnęła do sklepu z Adriafila i powiem wam - mam już rozległe plany zakupowe na jesień ;-P Alpakowe i merinowe włóczki Adriafila są miękkie jak chmurka - coś niesamowitego - teraz muszę tylko zarobić górę pieniędzy, żeby starczyło i na robótki i na warsztaty taneczne ;-P Na stronie internetowej zamotane nie ma wszystkich włóczek Adriafila, które można kupić u Ulki, więc jeśli ktoś będzie w Poznaniu - to warto się do sklepu wybrać osobiście, tym bardziej, że obsługa jest pierwsza klasa i tak samo zwariowana na punkcie robótek, jak my ;-P
A tak poza tym, to wygrzebałam na Allegro przecudną, pakistańską bluzkę, która właśnie do mnie dotarła i jest tak piękna, że nie mogę się napatrzeć:


Te śliczne hafty i optymistyczny odcień turkusu i orientalny klimat - po prostu uwielbiam ją :-)
A podczas ostatnich upałów ratuje mnie to:


"Lody nocą" z Zielonej Budki uzupełnione świeżymi malinami. Czekoladowe, z wiórkami czekoladowymi, z kandyzowanymi wiśniami, z sosem wiśniowym ... i z chili :-) Moje kubki smakowe wariują i nie wiedzą, któremu doznaniu oddać się najpierw - chłodowi lodów, słodyczy wiśni, gorzkości czekolady, ostrości chili czy kwaskowatości malin - jednym słowem hedonizm na całego ;-)

niedziela, 12 lipca 2009

ale mi dobrze :-)

Pierwszy wolny weekend od... no właśnie nie pamiętam od kiedy. Wczoraj ugotowałam dobry obiad, bez pośpiechu i ciesząc się każdym gestem. A po południu uszyłam sobie spódniczkę. A dziś rano uszyłam sobie drugą spódniczkę, a w zasadzie przerobiłam zakupioną na Allegro za dużą tunikę na spódniczkę ;-) I chcę jeszcze uszyć cienkie, batystowe haremki, do noszenia "na co dzień", nie na scenę, więc takie mniej obszerne :-) Postaram się strzelić jutro fotki, choć stylizacja nie będzie kompletna. Właśnie stwierdziłam, że w mojej garderobie absolutnie brakuje malutkich szydełkowych lub dzierganych bluzeczek, ażurowych, z krótkim rękawem, przylegających do ciała, kończących się nieco poniżej pępka, zapinanych na setki drobnych, uroczych guziczków i świetnie pasujących do letnich zamaszystych spódnic.I tym samym chyba rozwiązał mi się dylemat pt. "Co by tu wydziergać?" :-) Zapowiada się wielce satysfakcjonująca praca, bo takie rzeczy dziergają się praktycznie same i nie trzeba czekać miesiąca na pierwsze efekty.
I jeszcze parę fotek moich kocic, bo są przesłodkie :-)


Mantra w swojej ulubionej rurce (śpi w niej jak wiewiórka, oczywiście grubki się w niej nie mieszczą, wiec ma tam swoje królestwo na wyłączność).


Pulpecja w jednej ze swoich niesamowitych pozycji - podejrzewamy ze Smokiem, że planuje występ w Formule 1 i aktualnie ćwiczy rozwiązania aerodynamiczne swojego "bolidu" ;-P Jak widać owiewki ma niesamowite. (to nie moja sprawka, Pulpecja sama sobie tak ułożyła uszy)

piątek, 10 lipca 2009

Muza z psychozą maniakalno-depresyjną

Uffffffffff - ostatnie tygodnie były straszne - pracowałam non stop. Ale już po wszystkim i wracam do normalności. Niestety dopadła mnie niechęć do drutów i jakoś nie mogę się zebrać, żeby kończyć Elisabeth. W ogóle muza moja kapryśna strasznie - to na haju, to w wielkim dole ;-P Nie znaczy to jednak, że w kwestii robótkowej nic się nie dzieje. Przerzuciłam się chwilowo na szydełko. Chcę zrobić piękny, ATSowy pas do tańca dla osoby, którą darzę wielkim szacunkiem. Od dwóch dni wymyślam, jak ma wyglądać. Bo skoro ATS to wiadomo - klimaty folkowe z nutą orientalną, mocne kolory, zdecydowane wzory - sporo pomponów - generalnie ma być go widać:-) W dodatku zależy mi bardzo, żeby był wyjątkowy. Na początku pomyślałam, żeby wykorzystać Irish crochet - ale irlandzkie koronki w czystej formie nieco zbyt subtelne są, bardziej by pasowały do kostiumu w którym tańczy się tribal fusion. Później spodobały mi się bardzo "ananasy", jednak bawełna, którą kupiłam, jest tak cieniutka, że "ananasy" wychodzą maluteńkie i z daleka (czyt. ze sceny) ich widać nie będzie - zleją się na tym pasie w jedną masę. A dziś w nocy przyśniło mi się, jak powinien wyglądać ten pas i od rana dłubię i eksperymentuję. Stanęło na paisley'ach i motywach z mehandi, z nutką fantazji oraz zmodyfikowanej koronce irlandziej. Jakoś najlepiej mi to pasuje i chyba pójdę w tym kierunku. Pierwsze próbki wyglądają tak:


Brakuje mi tu jednak koloru - przynajmniej te małe łezki powinny być różnokolorowe. Pewnie jeszcze przez parę dni będę wypróbowywać różne warianty. Teraz muszę się jeszcze zmierzyć z kwiatem lotosu - wymyśliłam sobie motyw lotosu, taki, jak na hinduistycznych i buddystycznych malowidłach - to taki kwiat "z profilu" na którym siedzi Budda lub hinduistyczne bóstwa. I muszę pokombinować, jak to zrobić szydełkiem...