Nie da się ukryć, że blog leży i kwiczy. Nie mogę się skupić na żadnej pracy robótkowej ani artystycznej - zaczynam i rzucam, ciągle coś mi nie pasuje - to chyba najlepszy przykład, że kiedy umysł niespokojny, dusza się wyrazić nie umie ;-) A umysł niespokojny bardzo ostatnio - czuję, jakbym się przeobrażała w innego człowieka, przebywanie z własnymi myślami zajmuje mi mnóstwo czasu - układam sobie w głowie, sortuje spostrzeżenia, staram się jakoś skompletować duchowe puzzle. Wszystkich, którzy posyłają mi gromy, bo nie odpowiadam na maile bardzo przepraszam - odpowiem, obiecuję, ale jak złapię równowagę. Przeczytałam ostatnio tę książkę - nie zgadzam się z wszystkimi tezami, ale całość bardzo inspirująca - powoli zaczynam upraszczać swoje życie. Poza tym rzuciłam ostatnio mięso - tak, ja smakosz- mięsożerca przestałam gustować w padlinie. Dlaczego? Hmm - chyba głównie ze względów etycznych. Ostatnio ilekroć jadłam coś, co przedtem żyło swoim świadomym życiem miałam dojmujące poczucie, że tylko przypadek sprawił, że to jakaś część świni albo krowy, a nie na przykład któregoś z moich ukochanych kotów. Bo gdybym żyła w Chinach na przykład, to dlaczego nie, mógłby być i kot. No i jakoś odeszła mi ochota na mięso. Nie - nie nazwałabym się wegetarianką, nie wiem nawet jak długo ta faza potrwa, ale póki co mięso u mnie w domu zjadają tylko koty i Smok. Ja natomiast zagustowałam ostatnio bardzo w wędzonym twarogu, oleju rydzowym, soczewicy w różnych postaciach i świeżych sokach owocowo-warzywnych wyciskanych przez moją wierną sokowirówkę.
Jak widzicie różne dziwne rzeczy się ze mną dzieją i jeśli macie poczucie, że was zaniedbuję, to bardzo przepraszam - ciągle jestem "under construction" i to dlatego ;-)
wtorek, 29 września 2009
czwartek, 24 września 2009
dryfowanie w wąskim korytku codzienności...
Fanaberia mnie do tablicy wywołuje, a ja nie mam co pokazać - dużo pracy, dużo zajęć, w wolnym czasie miotam się między chęcią drutowania, a tańczenia lub innych przyjemności (joga na przykład, albo pilates, albo inne takie. Ostatnio prześladuje mnie ochota na odnowienie mojego flirtu z tai chi, ale zwyczajnie nie mam już gdzie tych zajęć w swój terminarz wetknąć). W rezultacie drutuję może 30-60 minut dziennie i Szeherezada ma dopiero kilkanaście centymetrów. Przyznaję, wciągają te cieniutkie robótki bardzo, ale oczekiwanie na to, aż wreszcie będą miały jakąś widoczną długość to tortura ;-P Burza leży odłogiem - byłam w sklepie, w którym kupiłam włóczkę, ale potrzebnego odcienia nie mają. Widziałam, że niby jest we Fastrydze, ale nie mam czasu pojechać na Łazarz - cóż - co się odwlecze... A weekend znów w drodze - odwiedzam dawno niewidzianą przyjaciółkę, a od poniedziałku będę nadrabiać zaległości poweekendowe i tak w kółko ;-)
poniedziałek, 21 września 2009
Burza idzie ;-)
Powolutku nadciąga Burza - powolutku, bo jakoś ostatnio nie mam weny do drutowania oraz dlatego, że skończyła mi się włóczka ;-/ Gotowy jest tył i przód bolerka oraz pliska dekoltu. Zrobiłam nawet zdjęcia, ale kolory wyszły zupełnie nierzeczywiste, więc zrezygnowałam z wrzucenia fotek tutaj. Za to mogę wam pokazać, jaki piękny odcień Zephira odłożyła mi Ula z Zamotane:
Cudna, prawda? Aż się boję zacząć Szeherezadę, żeby czegoś nie popsuć ;-)
A na osłodę moje nieszablonowe koty - Stasiek trenujący szpagat:
i Mantra pokazująca, jak wziąć faceta za łeb ;-P (Stanisław spał, snem głębokim, a ona go sobie tak po prostu trzymała przez dłuższy czas ;-)
Cudna, prawda? Aż się boję zacząć Szeherezadę, żeby czegoś nie popsuć ;-)
A na osłodę moje nieszablonowe koty - Stasiek trenujący szpagat:
i Mantra pokazująca, jak wziąć faceta za łeb ;-P (Stanisław spał, snem głębokim, a ona go sobie tak po prostu trzymała przez dłuższy czas ;-)
niedziela, 13 września 2009
eye candy
Płaszczyk chwilowo wypadł z łask, za to zaczęłam małe bolerko z Himalayi w kolorze burzowego nieba - zapowiada się nieźle, ale jeszcze nie ma co pokazywać. Mam też już Zephira na Szeherezadę w cudnym odcieniu jasnego, dżinsowego błękitu. Na szal też będziecie musieli jeszcze poczekać. Tym czasem polecam coś ładnego do obejrzenia - kolekcję zdjęć luźno związanych z cygańską stylistyką w galerii Eclectic Gipsyland na Flickr - napawam się nią dziś od rana :-)
wtorek, 8 września 2009
Bleeee
Wychodzi na to, że wszystko dąży do zdemotywowania mnie do robótek. Wczytałam się dokładniej w opis płaszyczka z kwiatami i się okazało, że one wcale nie są wrabiane, lecz wyszyte ;-P Faktycznie, ma to sens, bo wzór jest na tyle skomplikowany, że wrabianie byłoby niemal niemożliwe, raczej by trzeba stosować technikę żakardu, a ja nie mam ochoty, by rękawy były miejscami grubsze od nitek prowadzonych na tyle. Tak, czy inaczej powstał rękaw płaszcza i okazało się, że włóczka ecru słabo się nadaje do wyszywania, jest za gruba, a po rozwinięciu nitek za mocno skręcona i haft nie wygląda ładnie. Pozostaje mi więc poszukać innej, a w tzw. "międzyczasie" drutować dalej. Trochę to podkopało moje chęci. W dodatku po obejrzeniu szalowego szału na blogach też mi się zachciało koronkowego, leciutkiego cuda na ramiona - padło na Szeherezadę, bo Kath słusznie kiedyś zauważyła, że jest bardzo w moim, orientalnym stylu. Wybrałam sobie śliczna włóczkę Adriafila w Zamotane i... Ula poinformowała mnie, że będzie dopiero za dwa tygodnie, bo czeka na dostawę. Maszyna do szycia też jeszcze w naprawie i jak tu wykorzystać tę odrobinę luzu, jaką mam ostatnio?
środa, 2 września 2009
Wziąć byka za rogi, czy zostawić bestię w spokoju?
Tak sobie myślę, za co by się zabrać drutowo, bo akurat wpadło mi kilka dni wolnego czasu. I jakoś nie mogę zdecydować, tu mi się nie chce tłumaczyć opisu z włoskiego, tam nie chce mi się wzoru do moich potrzeb przerabiać.... Jednym słowem wielkie lenistwo. A może dobrze by było dać sobie samej wielkiego kopa w tyłek i zabrać się za coś, co bardzo mi się podoba, a w czym jestem absolutną łamagą - za intarsje?
Mam w swoim archiwum zachowany opis pięknego płaszczyka, z jakiejś rosyjskiej gazetki:
Wzór, o ile pamiętam jest straaasznie stary, ale wciąż urzeka mnie jego elegancka prostota. Mam fajną włóczkę, ciemnobordową i drugą, w kolorze ecru - ładnie do siebie pasują i chyba zagrałyby w takim płaszczyku.
Intarsje od dawna mnie kuszą i od zawsze jakieś straszne kluchy mi z tego wychodzą - w każdym razie nic, czym chciałabym się pochwalić. Z drugiej strony, jeśli kiedyś w końcu nad tym nie usiądę, to nigdy się nie nauczę...
Macie jakieś porady, wskazówki, uwagi dotyczące intarsji?
Poszukałam trochę tutoriali w necie i chyba już wiem, w czym rzecz, jednak każde dobre słowo doświadczonych dziewiarek będzie bardzo mile widziane :-)
Mam w swoim archiwum zachowany opis pięknego płaszczyka, z jakiejś rosyjskiej gazetki:
Wzór, o ile pamiętam jest straaasznie stary, ale wciąż urzeka mnie jego elegancka prostota. Mam fajną włóczkę, ciemnobordową i drugą, w kolorze ecru - ładnie do siebie pasują i chyba zagrałyby w takim płaszczyku.
Intarsje od dawna mnie kuszą i od zawsze jakieś straszne kluchy mi z tego wychodzą - w każdym razie nic, czym chciałabym się pochwalić. Z drugiej strony, jeśli kiedyś w końcu nad tym nie usiądę, to nigdy się nie nauczę...
Macie jakieś porady, wskazówki, uwagi dotyczące intarsji?
Poszukałam trochę tutoriali w necie i chyba już wiem, w czym rzecz, jednak każde dobre słowo doświadczonych dziewiarek będzie bardzo mile widziane :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)