piątek, 26 marca 2010

dzieje się, dzieje...

Nie odzywam się, ale to nie znaczy, że popadłam w marazm. Przeciwnie, w zeszły weekend tak mnie wzięło, że wydziergałam cały tył Kaftana. Niestety ten tydzień okazał się dość burzliwy i obfitujący w obowiązki wszelakie, więc przód posuwa się w żółwim tempie, ale może znów w weekend ruszę z kopyta.
W zeszłą niedzielę skroiłam także nową bluzeczkę. Miałam taką ulubioną, kupioną w indyjskim sklepie - idealna na cieple dni, z cienkiej bawełny. Niestety pod koniec zeszłego lata, Pulpecja spoczywająca wygodnie w moich ramionach przysnęła, osunęła się i asekurując się pazurem rozdarła mi pionowo rękaw rzeczonej bluzeczki na długości kilku centymetrów. Naprawa nie wchodziła w grę, ale nie miałam serca jej wyrzucić (bluzeczki, nie Pulpecji, choć tej ostatniej też za to nie wykopałam ;-) Ostatnio kupiłam na Allergo tanią bawełną z drobnym, sztucznym dodatkiem w słodki etniczny wzorek, o taką:


Generalnie tło jest czarne, a wzorek biały, ale z daleka całość wydaje się grafitowa raczej. Pomyślałam, że mogłabym niejako reanimować moją starą bluzeczkę, wykorzystując ją jako wykrój do nowej, z tego etnicznego materiału. Udało się ładnie wszystko wykroić, ale okazało się, że nie mam nici w odpowiednim kolorze i dopiero w tygodniu je kupiłam. No i bluzka czeka na zeszycie. Ciekawa jestem, jak mi się uda :-) W kolejce czekają i inne materiały, wiosna przyszła, za oknem dziś w zasadzie prawie lato - czas się wziąć ostro do pracy :-)
A dziś w związku z kryzysem finansowym kupiłam sobie odjechane buty (w zasadzie obejrzałam, przymierzyłam i odłożyłam, ale Smok powiedział, że mam kupić, najwyżej będziemy później sam chleb jeść ;-) Pokażę je jutro.

1 komentarz:

Brahdelt pisze...

O tak, takie kupowanie butów to ja lubię, też mi tak mąż zrobił, jak oglądałam ciemnobrązowe kozaczki i zastanawiałam się, czy brać i do czego mi będą pasować. Kazał kupować, bo przecież "to nie są ostatnie w życiu buty, jakie sobie kupisz". Skarb, nie mąż! *^v^*