
W labiryncie, przy pałacu spodobało mi się to drzewo na szczycie "piramidy", które wyglądało jak ponadwymiarowy bonsai.

Słynne dęby to już prawdziwe "zombiaki", niby żywe, a jednak pozorne to życie jakieś.

Lech, Czech i Rus w pełnej krasie.

Dąb z "okienkiem", nadawałby się na domek dla hobbita.

To mój ulubiony fragment rogalińskiej posiadłości - czysta natura bez udziwnień, wszystko rządzi się swoimi prawami.

Nenufary już lekko "podupadłe", jakby powiedział Pawlak ;-)

Podświetlone słońcem liście kasztanów napełniają mnie taką beztroską, dziecięcą, niczym nieuzasadnioną radością :-)

Przed pałacem jesień mieniła się, jak piękna, prawosławna ikona.
3 komentarze:
Przepiękne te zdjęcia, napatrzeć się nie mogę :)
Pięknie dzika ta zieloność, chyba muszę się wybrać gdzieś za miasto, bo tutaj łażę tylko po uporządkowanych parkach. ~^^~
Uwielbiam Rogalin - i wnętrza, i zewnętrza. Nasz znajomy jest historykiem sztuki i dwa lata temu był tam "zesłany" do pracy. Zaprosił nas wtedy na wielkie zwiedzanie, także tych miejsc, które na co dzień nie są dostępne - zakochałam się wtedy w Rogalinie jeszcze bardziej.
Prześlij komentarz