Brahdelt rzuciła wyzwanie, żeby się pochwalić, które z własnoręcznie wydzierganych dzieł nosimy, a które jakoś tak niekoniecznie. Przejrzałam robótki z całego zeszłego roku i bilans nie jest najgorszy muszę powiedzieć.
Central Park Hoodie - aktualnie jeden z moich ulubieńców, wygodny, miły, wszechstronny.
Charm - zgodnie z nazwą - jest czarujący, niestety jeszcze się nie rozciągnął na długość tyle, ile powinien, ale uwielbiam go. Pasuje do różnych zestawów - tych bardziej eleganckich i tych bardziej sportowych - czuję się w nim bardzo kobieco.
Shalom - przebój tegorocznej zimy, ma cudowny, wyszczuplający fason, kolor, który uwielbiam. Jedyne zastrzeżenie - włóczka z odzysku okazała się mało odporna na noszenie i zaczęła się już mechacić. Rozważam zrobienie jeszcze jednego Shaloma z długim rękawem, bo jest bardzo praktyczny.
Violet - jest uroczy, kobiecy i zalotny - często go przymierzam - i odkładam do szafy ;-P Nie dlatego, że coś jest z nim nie tak, tylko dlatego, że mam mało ubrań, które pasowałyby do niego kolorystycznie (ale pracuję nad tym ;-) - no i pogoda od dłuższego czasu zupełnie nie na ażury :-/
Motylek - potencjalny ulubieniec w praktyce się nie sprawdził. Dekolt jest ciut za długi i rękawy co chwila opadają mi z ramion, poza tym są tak szerokie, co chwila zahaczam nimi o klamki drzwi i nieszczęście gotowe. Raczej poleguje na półce, niż jest noszony.
Fog - Mgiełce nie mam nic do zarzucenia poza tym, że ma kolor, który nie pasuje w zasadzie do żadnej innej części mojej garderoby (może poza tym zestawem, który uwidoczniony jest na zdjęciu). Założyłam ją może ze dwa razy.
Celtic - cudowny kolor, cudowna włóczka, cudowny wzór. I leży na półce. Dlaczego? Również z powodu koloru - wkrótce po jego zrobieniu z fazy zieleni przeszłam w fazę niebieskości i też nie bardzo mam z czym go zestawić - ale nie porzucam nadziei, bo Celtic jest fantastyczny.
Carmen okazała się niewypałem. Kosztowała mnie sporo zachodu, bo w samym środku robótki zabrakło mi włóczki, a w sklepach się skończyła i w końcu pomogła mi jakaś miła czytelniczka bloga. Niestety, okazało się, że sweterkowi brakuje lekkości, niezbyt dobrze układa się na sylwetce i potwornie się mechaci (włóczka Carmen z serii Red Heart wygląda pięknie i mięciutko w kłębku, ale gotowy wyrób nie wytrzymuje próby czasu - pierwsze "kłaczki" pojawiły się już po dwóch założeniach, a później było tylko gorzej).
To tyle, jeśli chodzi o mój sweterkowy rachunek sumienia :-)
7 komentarzy:
Naprawdę piękne te sweterki :) Każdy ma swój urok.
Ojejku - jakie fajne zestawienie. Dla mnie najfajniejsze typy to
Central Park Hoodie , Shalom i Celtic. Wyglądasz w nich wspaniale :D I same w sobie są intrygujące.
Oj, mało niewypalne te niewypały, czekam, aż ktoś mi pokaże prawdziwego nieudańca, a tu na razie nie widzę takich, moje niestety prowadzą w rankingu. ^^
A co do Shalom, czytam same pochlebne opinie o tym sweterku, chyba też muszę sobie taki zrobić. *^v^*
u mnie też szalomki królują :) genialny sweterek!
Violet cudowny, a mgiełka ma taki kolor, który wydaje się pasować do wszstkiego!
no i zapragnęłam Central Parku....
Wspaniała sesja zdjęciowa. Az nie do wiary, ze któryś sweterek jest niewypałem! Kamizelka wymaga jedynie drobnych przemyślen i dodatkow i bedziesz ją nosić.
Chociaż prawda jest taka,ze jak moj mąż skrytykował sukienkę - już nigdy jej nie polubiłam...
A mnie się Mgiełka bardzo podoba, jest w moim stylu i kolorystyce.
Wow...
brakuje mi słów, żeby wyrazić mój zachwyt podsycany nutką zazdrości :)
Gratulacje- piękne swetry!
Prześlij komentarz