piątek, 10 września 2010

O tym, że ucieczka nie zawsze jest porażką

Wybaczcie, że wciąż nie ma zdjęć szydełkowej robótki, ale rzeczywistość zaskrzeczała ostatnio – oprócz typowego nawału pracy prowadziliśmy kolejny etap remontu łazienki, który z przyczyn organizacyjnych i finansowych nie zawsze zależnych od nas ciągnie się już od maja i pociągnie się kolejnymi etapami pewnie do przyszłego roku.

Remont jest fundamentalny, z doprowadzeniem rur z ciepłą wodą, usunięciem junkiersa, zdzieraniem tynków, a nawet przestawianiem ścian. Jednym słowem potężny stres psychiczny i fizyczny. Jestem już bliżej niż dalej, no i wreszcie dziś po czterech dniach będę się mogła wykąpać i umyć włosy – mała rzecz, a cieszy ;-P

I czasem mam ochotę zachować się kompletnie nieodpowiedzialnie i uciec od tego bajzlu – i to właśnie zrobiłam w tym tygodniu – uciekłam do lasu – niby na grzybobranie, ale tak naprawdę chodziło o las, o wyciszenie i kontakt z przyrodą.


Byłam tam pięć godzin, ani razu nie pomyślałam o problemach, skupiałam się na zbieraniu grzybów, na drobiazgach, na listkach, na gałązkach, na zapachach i nagle jakbym zniknęła, stopiła się z Matką Naturą, nie było mojego ego i świata zewnętrznego. Niezwykłe uczucie.Tak wyobrażam sobie satori.


Zejście na ziemię było bolesne, bo niestety grzyby obrodziły – zebrałam sama dwa kosze (!) prawdziwków, czerwonych kozaków, czarnych kozaków, podgrzybków malusieńkich, kurek – jednym słowem, czego dusza smakosza zapragnie. Siedziałam nad tym do 22:30 (Smok pomagał, my hero :-). Zrobiłam dziesięć słoików grzybów w occie, nakroiliśmy mnóstwo podgrzybków na suszenie i zrobiliśmy sobie ucztę z maślaków, kurek i malutkich podgrzybków z patelni. I padłam.


Ale się już pozbierałam i będę blogować częściej, mam nadzieję.

3 komentarze:

Fiubździu pisze...

Remontu współczuję, ale efekty na pewno będą fantastyczne! Jak znoszą to Twoje koty?
Grzyby kocham, one mnie trochę mniej ;) Jako dziecko chodziłam z tatą do lasu, uwielbiałam te wycieczki. W sumie to nie wiem czemu przestałam z nim jeździć, bo sprawiało mi to niezła frajdę. Tato obiecał, że w niedzielę pojedzie, więc mam nadzieję, na grzyby smażone :D

Herbatka pisze...

Koty się już przyzwyczaiły chyba ;-) W każdym razie nadzorują każdy etap prac, czasem to śmiesznie wygląda, kiedy strach walczy u nich z ciekawością - zwykle ciekawość wygrywa ;-P
Życzę dużo dobrych grzybów w niedzielę.

Ula Zygadlewicz pisze...

Taki kontakt z naturą jest świetny! Uwielbiam kurki, narobiłaś mi smaku :)