niedziela, 27 stycznia 2008

rachu, ciachu...


Po "gołębim", który rodził się w bólach i przerwach między pracą, pracą, a jeszcze większą ilością pracy, "Błękitny Anioł" wydaje się wprost rosnąć w oczach. Wczoraj skończyłam tył. Od razu go napięłam i dziś rano mogłam wreszcie zobaczyć wzór w całej krasie. Zapowiada się coś bardzo delikatnego, ażurowego i - o dziwo - bardzo ciepłego - ta moherowa mgiełka otula zaskakująco dobrze.
Poza tym mój rozsądek w kwestii nabywania włóczek chyba znów wziął urlop, albo pojechał podleczyć suchoty do sanatorium, bo obstawiłam na allegro jedną włóczkę w kolorze ciemnoniebieskim, jedną włóczkę w kolorze popielato-niebieskim (chyba zaczyna być widać, że jednak niebieskości mnie złapały i nie puszczają ;-) oraz zanabyłam włóczkę w kolorze pięknego, głębokiego, ciemnego fioletu. No cóż, na swoje usprawiedliwienie mam to, że na konto przyszła kolejna zaliczka z wydawnictwa ;-P

Brak komentarzy: