piątek, 5 marca 2010

wycinaliście kiedyś piankę izolacyjną z kota?

Retorycznie pytam, bo pewnie nie ;-P Melduję, że wstępny etap remontu zakończyliśmy, wstępny, bo na wymianę rur wodnych musimy czekać do maja, a na doprowadzenie rur z ciepłą wodą (junkiers wylatuje, hura!) do lipca - ech, czeka mnie rok pod folią i w pyle ;-) Pierwszy etap przebiegł dość sprawnie, poza małymi wyjątkami - Smocza i moja alergia na kurz przypomniała sobie, że istnieje i oboje wyglądamy jak podczas ciężkiej grypy, bo po dwóch dniach sprzątania, mycia, pozbywania się nowego pyłu i starego kurzu histaminy nam tak skoczyły, że mamy czerwone nosy, masakryczny katar i niezły kaszel ;-) Mantra za to nie wytrzymała i musiała przebiec pod nogami Pana Remontera akurat wtedy, gdy ten uszczelniał nowe futryny drzwi pianką izolacyjną. Efekt? Kot miał piankowe podwozie. Brzmi śmiesznie, ale śmieszne nie było - piankę z brzucha i sierści wycięłam nożyczkami, ale dostała się także na poduszeczki łap, sklejając je kompletnie z sierścią. Mańka była potwornie nieszczęśliwa i chodziła potrząsając łapkami, ale oczywiście nie współpracowała w kwestii usunięcia tego cholerstwa. Dopiero drugiego dnia, gdy pianka mocno zaschła, kot się nieco uspokoił i był pół śpiący udało mi się delikatnie usunąć większość "sztucznych dodatków". A teraz idę się wymoczyć w wannie i zadbać o swoje dłonie, bo straszą, straszą po prostu ;-P
Miłego weekendu :-)

7 komentarzy:

sekutnica pisze...

biedny Trusiak ...

Brahdelt pisze...

Pianki nie wycinałam, ale podczas malowania jeszcze w starym mieszkaniu Barbi przebiegła przez kuwetę z białą farbą, zostawiając następnie białe kocie łapki na dywanie w sypialni, na dywanie w przedpokoju, na kanapie w dziennym, na mojej koleżance ubranej na czarno, z powrotem na kanapie, w przedpokoju gdzie już ślady bladły, i resztki jeszcze raz na dywanie w sypialni, po czym kot dał susa za okno... ^^ Mańkę pozdrawiamy!

tkaitka pisze...

Dwa lata temu w marcu zaczynaliśmy kapitalny remont. Serdecznie współczuję. Za to później jest pieknie!!! Pamiętając o tym "później" lżej przejść przez wszystkie kurze i hałasy. Pozdrawiam.

Ula Zygadlewicz pisze...

Trzymam kciuki za przetrwanie w tym bałaganie :)

Hana Carlton pisze...

it is very nice to read your blog :)
(aaaaand i can practice my polish too, i never actually red in that language before, i know it only by ear, i used to live in ostrava)

polkaknits pisze...

Ojej! biedny zwierzak! A ja byłam biedna, bo nie dotarłam w sobotę na Twój występ, powalona grypą żołądkową, ledwo dochodzę do siebie. Daj znać kiedy będziesz mieć następny pokaz, to się do Poznania przejadę, a co! Normalnie się popłakałam z żalu w zeszłym tygodniu. Pozdrawiam bardzo serdecznie!

Herbatka pisze...

Dzięki za dobre słowa - bałagan opanowany, a ja ćwiczę stoickie podejście do niekonwencjonalnej estetyki mojego mieszkania ;-)
CU@5 - trudno, może następnym razem :-)
Hana - nice to see you, I hope you will stick to my blog for a longer time :-)))