wtorek, 28 października 2008

żyję, żyję..

...tylko jak to po wyjeździe milion rzeczy się nawarstwiło i trzeba się ogarnąć oraz zwalczyć wewnętrzną inercję, żeby to wszystko zrobić :-)
W Bałoszycach było jak zwykle - czyli niezwykle ;-P Doborowe towarzystwo, moja niezrównana i ukochana nauczycielka i trzy dni naprawdę wyjątkowo urokliwych choreografii. Nauczyłam się układu do piosenki libańskiej artystki Myriam Faris z elementami tanga - kocham tę choreografię i choć wciąż nie wykonuję jej doskonale, to gdy zaczyna grać muzyka po prostu płynę w powietrzu. Sama piosenka "chodzi" za mną już któryś dzień i nie chce się odczepić. Tutaj ją macie (należy zwrócić uwagę na to, że ma dość "rewolucyjny" tekst, jak na kulturę arabską, żadnego przeżywania, że ukochany odszedł, tylko wyznanie pewnej siebie kobiety ;-)



Poza tym szlifowałyśmy choreografię do arii Carmen z opery Bizeta: dużo machania spódnicami i dumnego podnoszenia głowy - bardzo fajna sprawa. A trzecia choreografia to był taniec cygański, czyli ogólnie szał falban, podskoki i shimmy ramionami - po kilku godzinach prób byłam wykończona, ale szczęśliwa. Dziewczyny zauważyły: "Jakiego masz fajnego motylka na plecach". Wiecie jak wyglądał? Ano tak:


Jak widać, trzeba się nieźle napocić, żeby zdobyć takiego owada ;-P Trochę się bałam, że sobie nie poradzę na warsztatach, bo znakomita większość uczestniczek nie dość, że bardziej zaawansowana, to jeszcze mocno utalentowana, ale chyba wstydu nie było. Dziewczyny były świetne, mogłam liczyć na pomoc i "działania motywujące". Teraz mam mocne postanowienie szlifowania tych choreografii, poza tym chyba wreszcie się odważę, aby poćwiczyć z zilsami, no i dostałam zadanie bojowe, żeby zmusić swoją szyję do wykonania "tribalowego" węża - na razie ruszam się jak paralityk ;-P
Wieczorami... tańczyłyśmy ;-P trochę piłyśmy, duuużo gadałyśmy, grałyśmy w bilard, a ja:


Chyba nie sądziliście, że dam się dobrowolnie odseparować od drutów na cztery dni ;-P Wzbudziłam zdaje się lekką sensację, dziewczyny myślały, że na drutach to raczej babcie i raczej worki na ziemniaki dziergają. Tłumaczyłam, pokazywałam i chyba udało mi się nawrócić jedną zbłąkaną owieczkę (Pozdrawiam Asiu :-P. Właśnie, nie znacie przypadkiem jakichś stron lub forów internetowych przeznaczonych dla początkujących robótkowiczek? Byłabym wdzięczna za adresy.
Tak, czy inaczej pracowałam w Bałoszycach nad Artemisią i to o tyle skutecznie, że ją skończyłam, co więcej jest już zeszyta. Chcę dziś zabrać się za wykończenia szydełkowe i może jutro wrzucę fotki, o ile pogoda pozwoli na ich wykonania, bo wygląda na to, że chwilowo to ona jest "najsłabszym "ogniwem" ;-)
Brahdelt, dziękuję za zaproszenie do zabawy, postaram się jutro za to zabrać :-)
I chciałam jeszcze dodać, że piękne zdjęcia dokumentujące motylka i moje zmagania drutowe wykonała koleżanka z warsztatów, Ida - bardzo dziękuję za ich udostępnienie :-)

2 komentarze:

Brahdelt pisze...

Podobno nie ma zbiegów okoliczności... No, to dziś w nocy śniło mi się, że siedziałam na ławeczce pod salą, w której były zajęcia z tańca brzucha i Ty tam miałaś akurat zajęcia (ale się nie spotkałyśmy ^^), a po zajęciach podeszła do mnie nauczycielka i powiedziała, że od następnego semestru wpisuje mnie na listę, bo wie, że kiedyś ćwiczyłam taniec brzucha i powinnam zacząć znowu! *^v^*

Herbatka pisze...

hi, hi - ja bym powiedziała, że to "palec Bogini" - po prostu masz wrócić do tańca i już ;-) A później się kiedyś spotkamy i jak pohulamy... to wszyscy wymiękną:-PP Może jakaś choreografia z drutami? :->>>>