wtorek, 24 marca 2009

Sharon Kihara lubi makowiec, czyli jestem w siódmym niebie :-)


Ech, minęły już dwa dni od powrotu z Krakowa, a ja wciąż nie mogę się pozbierać mentalnie i nadal unoszę się chyba 3 cm nad podłogą.
Zaczęło się w piątek – moje plemię wypełniło cały przedział w pociągu TLK do Krakowa i czuło się tam nader swobodnie, jak to plemię – Aireen plotła warkoczyki z muszelkami kauri, Kaoruaki szydełkowała osłonki na saggaty, Scarabee kończyła elementy biżuterii, w które na występie miała się wystroić Ghada, Erykah robiła dziewczynom mehandi (tatuaże henną), a ja cichutko drutowałam mój ażurowy projekt (jeśli jednak sądzicie, że coś wam pokażę, to nie – wydrutowałam cały rękaw i 10 cm drugiego i okazało się, że zamieniając przed wyjazdem druty z prostych na takie na żyłce pomyliłam się i zamiast „trójek” zabrałam nr 3,5 i połowa rękawa jest mniejszym wzorkiem, a druga większym – wszystko do sprucia). Kraków powitał nas zimnem, ale humory dopisywały, do czasu, gdy ujrzałyśmy nasz nocleg. Hostel „Nazar” – naprawdę nie polecam – brud, wilgoć i zimno. Jednak spała tam chyba połowa warsztatowiczek z całej Polski, więc i tak się dobrze bawiłyśmy. Nie mogłyśmy się doczekać soboty. No i wreszcie następnego dnia zobaczyłyśmy boską Sharon Kiharę. Trudno streścić takie przeżycie – weszła smukła dziewczyna z dredami do kolan, w skromnym, czarnym płaszczyku, od początku była bezpośrednia i nastawiona na nawiązanie bliższego kontaktu z nami (na podwyższeniu wytrzymała może z 20 minut, resztę warsztatów prowadziła już między nami). Ma niezwykłą urodę, co chyba jest zasługą jej pochodzenia – indiańsko-japońskiego, imponujące tatuaże, intrygujące ozdoby na włosach, cudowny głos. Jej umiejętności techniczne i sprawność fizyczna sprawiały, że co chwila szukałam szczęki na ziemi. Przykładała dużą wagę do tego byśmy wykonywały wszystko prawidłowo i bezpiecznie, okraszając swój wykład dużą dawką humoru. Jest wielką gwiazdą tribalu, ale nie ma w sobie nic z rozkapryszonej diwy – żadnych fochów, dystansu, bezpretensjonalna… no sami widzicie, że jestem kompletnie zauroczona. Wieczorem pojechałyśmy do teatru znajdującego się w podziemiach pewnego kościoła, gdzie odbyła się Scena Otwarta i Gala. Ze Sceny Otwartej niewiele pamiętam – byłam w maksymalnym stresie, a występowałyśmy jako siedemnaste. W dodatku w teatrze było przeraźliwie zimno. Dodatkowo zestresowała mnie Sharon – była z nami w jednej szatni, a kiedy przyszła, spojrzała na moje plemię i mówi – „You guys, …” uświadomiłam sobie, że to do nas – na szczęście moje dziewczyny nie zorientowały się, że do nich mówi. A Sharon powiedziała, że zobaczyła w programie, że nasz występ będzie w stylu ATS i sobie specjalnie uważnie nas obejrzy, bo ma wielki szacunek dla tribalowych tradycji. Byłam szczęśliwa, ale jednocześnie zesztywniałam. Troszkę rozluźniły mnie występy innych koleżanek tribalek, bo uwielbiam patrzeć jak te dziewczyny tańczą. Sam występ pamiętam, jak przez mgłę, ale nie było źle – nawet się podobałyśmy. Na widowni były m.in. moje koleżanki z Krakowa – Monika i Zowisia i robiły nam taką „klakę”, o jakiej może marzyć każda tancerka. Gdy schodziłyśmy ze sceny za kulisami zobaczyłam Sharon – nie żartowała z tym przyglądaniem się. Podeszłam do niej i podziękowałam, że poświęciła nam czas – okazało się, że się jej podobało i od słowa do słowa, wdałyśmy się w dyskusję o ATSie, tribalu, fuzji, poczuciu wspólnoty itd. Byłam wniebowzięta, niczym nastolatka ;-P
Galą cieszyłam się już w pełni - Sharon wystąpiła dwa razy, oprócz tego nasze polskie gwiazdy tribalu, które również nie miały się czego wstydzić - fantastyczne pomysły, ciekawe choreografie, uczta dla oczu.
Później, gdy się przebierałyśmy, za kulisami pojawiła się Zowisia z prezentem – przyniosła Ouled Nailkom (mojemu plemieniu) świetny makowiec na wzmocnienie – nie taki tradycyjny – na warstwie kruchego ciasta ułożona była gruba warstwa masy makowej, a na tym polewa orzechowa chyba. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i rozpakowałam paczuszkę, żeby spróbować. Traf chciał, że zrobiłam do koło przebierającej się Sharon. Zapytała, co to. Wyjaśniłam jej, że tradycyjna polska „słodycz” i poczęstowałam. Ani się obejrzałam, a znów rozmawiałyśmy – tym razem o kulinariach, jednocześnie swobodnie wygrzebując palcami kawałki makowca z opakowania. Podobno chłopak Sharon wyżywa się piekąc różne ciasta, – więc obiecałam jej przesłać przepis. No i teraz wielka prośba do was, dziewczyny gotujące – ponieważ okazało się, że Zowisia kupiła makowiec w cukierni, która nie chce zdradzić swojego przepisu, poszukuje takowego, najlepiej sprawdzonego – chodzi o to, żeby to nie był zupełnie tradycyjny, zawijany makowiec, tylko taki jak opisałam. Czy ktoś może pomóc? Chodzi w końcu o propagowanie polskich tradycji wśród gwiazd belly dance ;-)
Wracając do weekendu – w niedzielę przed południem jeszcze jeden warsztat. Sharon rozpoczęła go gratulując wszystkim występów i podkreślając, że wyraża swoje szczególne uznanie dla tych, które tańczyły ATS (wyobrażacie sobie, jak urosłam? ) I już… koniec – wszyscy mieli niedosyt, ja też i mam nadzieję, że będę mogła jeszcze kiedyś uczyć się u Sharon. A później czekało mnie jeszcze miłe spotkanie w restauracji z Zowisią i Moniką, gdzie pechowa pani kelnerka potykając się oblała moją walizkę kawą… ale byłyśmy w tak dobrych humorach, że specjalnie się nie przejęłam. Podróż powrotna upłynęła nam na wspominaniu najlepszych momentów tego weekendu i o 23:07 wylądowałam w Poznaniu.
Suchy jakiś ten mój opis, ale chyba jeszcze nie umiem o tym wszystkim ładnie opowiedzieć. A zdjęcia można obejrzeć tutaj. Gdy zostaną opublikowane oficjalne filmy z występów wrzucę też linka do nich.

10 komentarzy:

sekutnica pisze...

warto bylo czekac :) A czy Ty sie jakos po ichniemu nazywasz?

Herbatka pisze...

Byłam, jestem i będę Herbi - innego nicka mi nie potrzeba :-))))

Blancari pisze...

Chyba mogę CI pomóc częściowo z tym makowcem. U mnie w domu robimy taki przkładaniec: ciasto kruche, masa makowa z bakaliami, masa serowa, polewa.
Wystaczy pominąć warstwę sera o powinno być ok. Jesli chcesz to odkopię przepis.

A co do gwiazd - z tego co widze na warsztatach - im większa gwiazda tym mniej gwiazdorzy. :D

Herbatka pisze...

Blanko, Lauro - bardzo dziękuję i bardzo poproszę o jedną i drugą wersję, poczytam sobie i wybiorę tę, która wyda mi się bardziej podobna do "oryginału". Kochane jesteście.

Anonimowy pisze...

Suchy opis???-Żartujesz chyba...
Bardzo soczysty i treściwy, resztę mozna sobie tylko wyobrazić :))) Pięknie spędzasz czas uwielbiam "ludzi z pasją" :)))Te wszystkie nazwy oczywiście nic mi nie mówią ale z wielką uwaga zawsze czytam o Twoich przezyciach związanych z kolejnymi występami, mam nadzieje, że kiedys będę mogła to zobaczyć na żywo :))))

lucille pisze...

Wczoraj spotkałam się z plakatem reklamującym imprezę - okazało się, że "pewien kościół" to ten na moim osiedlu- ugh, a ja przegapiłam.


Wspaniała relacja - aż pozazdrościłam atmosfery.

Herbatka pisze...

Sprężyno - zapraszam do Poznania, będziemy występować w kwietniu i maju prawdopodobnie :-) Lucille - to moja wina - durna pała nie podałam wcześniej szczegółów zakładając, że i tak nikt nie będzie chciał przyjść.

Anonimowy pisze...

A żebyś wiedziała, ze z zaproszenia skorzystam :))))))))
Dziewczyny która jeszcze jedzie??????

Unknown pisze...

Smakowity bardzo smakowity opis! Oj ja tez chce Cie zobaczyc w tancu, razem z plemieniem , to MUSI byc fantastyczne. W maju, mowisz? Najlepiej w polowie....
qd i plany

Brahdelt pisze...

O, Bogini, jak ja Ci zazdroszczę! Tego plemienia, tego poczucia wspólnoty, no i świetnej zabawy. *^v^* W maju następny występ, powiadasz? No, to dawaj znać, kiedy, może bym ruszyła swoją osobę do Poznania, dawno tam nie byłam. ^^