środa, 9 kwietnia 2008

mea culpa

Zbieram cięgi za ciszę na blogu - i słusznie. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie lenistwo moje winne, jeno zapracowanie. Do 20 kwietnia muszę skończyć tłumaczenie kolejnej książki, a że wydawnictwo jest w tzw. "niedoczasie" z powodu pewnego nieporozumienia, to dosłownie wyrywają mi z rąk każdy gotowy rozdział i nie chcą czekać na całość. Moje dnie upływają więc na stukaniu w klawiaturę laptopa z szybkością karabinka szybkostrzelnego i zastanawianiu się nad takimi kuriozami, jak: czy zestawienie słów "słabe nasilenie" jest totalnym debilizmem, czy jednak mogę coś takiego napisać ;-)
Nie muszę więc chyba wspominać, że wieczorami to ani chęci na stukanie na blogu, ani na robótki, ani nawet (o zgrozo!) na gotowanie - w Ulubionych piętrzą mi się linki do smakowitych przepisów, a ja nie mam siły ich wypróbować.
Kiedy jednak nie ma o czym pisać jeden temat (jak słusznie zauważyła Laura ;-) pozostaje zawsze w odwodzie: koty :-PP A koty mają się dobrze, na szczęście, a nawet miłośnie można powiedzieć. Preferowaną pozycją do spania codziennego jest tzw. sandwich :-) Tak toto wygląda:


Urocze, prawda? Dwa grubki i cienki Mantrowy naleśnik między nimi ;-)
Stanisław zachowuje się jak prawdziwy latynoski macho (a co, w końcu brunetem jest) i raz przytula jedną pannę, raz drugą. Dziś przyłapałam jego i Pulpecję na romantycznym trzymaniu się za łapki.


Jak więc widzicie, życie płynie nam słodko, choć pracowicie :-)

Brak komentarzy: