Dość często mijam takie graffiti:
Do graffiti jako zjawiska żywię dość ambiwalentne odczucia, bo zwykle są to pstrokate, ludyczne malowidła, zwykłe bohomazy lub wyraz totalnej frustracji autora. Ale to konkretne graffiti mnie fascynuje, jest po prostu piękne. Jednak ilekroć je widzę, przypomina mi się coś, co leży u mnie w szafie i czeka na lepsze czasy. To mianowicie:
To chyba przez te kolory. Wiem, wiem - obsesja postępuje i wszystko zaczyna mi się kojarzyć z włóczkami ;-P To żółto-zielone cudo to podobno 100% wełna i miałam z niej zrobić fajną, wielką, filcowaną torbę na ramię. Chwilowo, nie mam kiedy. Szczerze mówiąc, gdy dziś zajrzałam do swych zapasów włóczkowych, stwierdziłam, że zużyję je pewnie gdzieś w okolicach przejścia na emeryturę. Ale w takim razie trzeba uzupełniać zapasy dalej, w końcu na emeryturze też trzeba coś robić ;-)
A tak ogólnie, to: uszy do góry :-)
2 komentarze:
Zwazywszy na Twoj wniosek koncowy (skadinad sluszny calkowicie), moge tylko powiedziec: nie ma juz dla Ciebie ratunku! Witaj w klubie ...
;-))
:-PPP
Prześlij komentarz