W niedzielę nie byłam w stanie wykrzesać z siebie absolutnie nic - słońce i woda w łagowskich jeziorach skutecznie pozbawiły mnie energii. Ale mam ładny tekst do medytacji - o stole kuchennym.
Świat zaczyna się przy kuchennym stole. Co by się nie działo, musimy jeść, by żyć.
Płody ziemi przynosi się do domu, przygotowuje i stawia na stole. Tak działo się od momentu stworzenia i będzie dziać się nadal.
Odganiamy od niego kurczaki i psy. Niemowlęta ząbkują na jego rogach. Zdzierają sobie pod nim kolana.
To tu dzieci dowiadują się co to znaczy być człowiekiem. Stwarzamy przy nim mężczyzn, stwarzamy kobiety.
Przy tym stole plotkujemy, wskrzeszamy wrogów i widma kochanków.
Marzenia piją z nami kawę, obejmując ramionami nasze dzieci. Śmieją się z nami z naszej nędznej, walącej się egzystencji gdy po raz kolejny pozbieramy się do kupy przy tym właśnie stole.
Ten stół był domem podczas deszczu, parasolem w słońcu.
Przy tym stole wypowiadano i kończono wojny. To miejsce, w którym można się schować, gdy nadciąga cień grozy. Miejsce do świętowania strasznego zwycięstwa.
Rodziliśmy na nim i przygotowywaliśmy rodziców do pochówku.
Przy nim śpiewaliśmy z radości i smutku. Modliliśmy się o cierpienie i skruchę. Wypowiadaliśmy słowa dziękczynienia.
Być może świat skończy się właśnie przy tym stole, gdy będziemy się śmiać i płakać, przełykając ostatni słodki kęs.
Autorką jest Joy Harjo, a utwór nazywa się Perhaps the World Ends Here i pochodzi z tomiku The Woman Who Fell from the Sky. Niedoskonałe tłumaczenie jest moje ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz