niedziela, 2 września 2007

drugie życie merynosów

Mój dom dziś zamienił się w farbiarnię ;-) Farbowały się moje włosy (henna) i jedna taka włóczka. Zanabyłam "recyclingowane" merynosy na allegro, od Raweny oczywiscie - mięciutkie, miłe w dotyku, tylko kolor miały nudny, beżowy taki jakiś, bez polotu, o taki:


A, że ostatnio kupiłam też barwnik do wełny, taki co, to nie trzeba materiału gotować, żeby zafarbować, to dziś wyciągnęłam mój kociołek czarownicy i eksperymentowałam. Zajęło to sporo czasu, bo najpierw trzeba było kłębki "rozkłębić", a farbowanie musiało się odbywać na trzy raty, bo kociołek malutki. Ale efekt wyszedł całkiem fajny. Oto "wodorosty" podczas płukania po farbowaniu:


A tak wyglądała włóczka po wypłukaniu i odciśnięciu, ale wciąż jeszcze mokra:


Generalnie nie zafarbowała się zupełnie równo, pewnie moja wina, bo trudno mi było utrzymać jednakową temperaturę wody, ale to cieniowanie nawet całkiem zgrabnie wygląda. Kolor na podsuszonej włóczce jest taki, powiedziałabym lekko "leprechuanowy" :-P, może kapkę zbyt intensywny dla mojego typu urody, więc zastanawiam się, czy nie zafarbować włóczki jeszcze raz jasnym niebieskim, żeby uzyskać taką bardziej morską zieleń, tylko nie wiem, czy włóczka wytrzyma ;-) Nic - kolor ostateczny pewnie wrzucę jutro, jak merynosy sobie podeschną.
I żeby nie było, że sweter DROPSowy leży i kwiczy - jest tzw. "progres", zeszyłam ramiona i boki, a zaraz usiądę wygodnie w fotelu i wykorzystam resztki niedzieli na obejrzenie CSI Miami i wszycie rękawów - później tylko "drobiazg" - znaleźć właściwe guziki i kogoś, kto mi zrobi fajną sesję zdjęciową w stylu lat 60 (tak mi jakoś ten sweterek pasuje do lat 60)

Brak komentarzy: