piątek, 21 września 2007

leśne impresje


5:00 - dzwoni budzik, jest kompletnie ciemno i trudno mi sobie przypomnieć, co do jasnego pioruna skłoniło mnie do nastawienia go na tak wczesną godzinę. Przestaję myśleć, bo trzeba się spieszyć, kanapki, herbata, napełnić miski kotom, wyjąć czerwone kalosze, scyzoryk i kosz na grzyby. I już, ruszamy, po drodze świt, mgły, piękne krajobrazy. A później las - miliony kolorów, jeszcze więcej zapachów, ale najpiękniejszy jest dźwięk, jaki wydaje. Bo w lesie nie panuje cisza, słychać szum setek drzew - tych oddalonych - niski, niczym brzęczenie pszczół w ulu i delikatny szelest liści na pobliskich brzozach, z kontrapunktami ptasich pogwizdywań i dalekim staccato w jakim pracują robotnicy zajmujący się wycinką.

A z rzeczy bardziej prozaicznych - mój teść - maniakalny grzybiarz przegonił nas po całym lesie, przez 6 godzin, po czym samochód zawiesił nam się na hopie po środku leśnej drogi i gdyby nie robotnicy ścinający drzewa, marnie byśmy wyglądali. Bliskie spotkanie z majestatycznym jeleniem - na szczęście pokojowe, ale niestety zbyt krótkie, żebym je zdążyła uwiecznić. Bilans ogólny - dwa wiadra grzybów, totalne zmęczenie, przerabianie rzeczonych grzybów do nocy i zaczątki przeziębienia. Czyli na plus ;-P
Zrobiłam parę fotek, może nie doskonałych, ale dają wyobrażenie ;-) Tutaj są.

2 komentarze:

Bożena pisze...

Chyba z 15 lat już nie byłam na grzybobraniu... cudne to uczucie chodzić po lesie i słuchać drzew...
Jezioro o poranku jest super :)

Herbatka pisze...

Matko, 15 lat? Bożenka, ty to szybko nadrabiaj, to jest groźne dla zdrowia, tak nie być i nie być w lesie ;-) Jak przychodzi wrzesień, to się czuję, jak jakiś bocian, albo inna gęś wędrowna, po prostu muszę odlecieć do lasu ;-)