czwartek, 29 maja 2008

ginko-zmartwychwstanie


Zimą 2006 roku kupiłam na allegro małą siewkę ginko, czyli miłorzębu. Nie bez powodu - ginko to jeden z najstarszych gatunków drzew,w dodatku o dość niezwykłych właściwościach. Jego pozytywna energia oczarowała mnie już dawno - z resztą nie tylko mnie - wystarczy zajrzeć na tego bloga (poszperajcie w archiwum, piękne rzeczy inspirowane miłorzębem). A moją siewkę kupiłam jako dobrą wróżbę dla pewnej szczególnej osoby. Siewka przybyła do domu starannie i troskliwie opakowana, malutka, bezlistna i pozornie martwa. Zaopiekowałam się nią oczywiście - zamieszkała w doniczce dla bonsai na parapecie kuchennym. Życie ułożyło się tak, że specjalna osoba dla której kupiłam drzewko odeszła z tego świata zanim zdołała go zobaczyć, ale ginko przetrwało. Mam do niego szczególny stosunek i bardzo mnie cieszyło, że wypuściło liście i dosłownie "zakorzeniło się" w moim domu. Jesienią zeszłego roku liście zżółkły i opadły wszystkie na raz - nic dziwnego, taki to zwyczaj ginko. Pozwoliłam mu odpocząć, minęła zima, zaczął się marzec, później kwiecień. Dbałam o nie, podlewałam, ale ginko zamknęło się w sobie i nie chciało puścić pąków. Wiedziałam, że żyje, jednak z jakiegoś powodu nie chciało jeszcze przerywać snu. I wczoraj nagle ujrzałam pierwsze listki - ginko zrobiło to całkiem samo i to z dnia na dzień :-) Mój ukochany Thich Nhat Hanh mówi, że podstawą szczęścia jest uważność - dziś ginko udzieliło mi lekcji szczęścia, zdaje się ;-)
PS: przepraszam za kiepską jakość zdjęcia, ale było już mało światła, kiedy je robiłam.

3 komentarze:

sekutnica pisze...

pozytywne jak nic

antosia pisze...

Dzięki za chwilę zadumy:)))

Brahdelt pisze...

Bardzo się zawsze cieszę, gdy coś mi nagle zakwita, mimo, że wyglądało jak nieżywe. *^v^*