poniedziałek, 5 stycznia 2009
Herbi kontra blacha = teksańska masakra piłą tarczową
Nie, to nie jest ekstrawagancka biżuteria, ani ogrzewacz na dłoń, ani w ogóle nic przyjemnego. To jest efekt mojego wczorajszego spotkania z puszką tuńczyka. Robiłam sałatkę na kolację. Puszka miała niby taki gotowy otwieracz, ale oczywiście blacha odwinęła się do połowy, po czym odmówiła współpracy. Pociągnęłam mocniej, blacha zasprężynowała i z wielką satysfakcją wbiła mi się w dłoń na połączeniu między kciukiem a palcem wskazującym, przecinając skórę na głębokości mniej więcej centymetra, niczym skalpel. Z wrażenia nawet nie poczułam bólu, a po sekundzie stałam nad zlewem do którego raźnym strumyczkiem płynęła moja krew. Zaalarmowany Smok myślał, że sobie palec obcięłam, bo ilość krwi była zupełnie nieproporcjonalna do wielkości rany. Smok opatrzył mnie i zajął się kolacją i kiedy już myślałam, że jest po wszystkim, nagle zrozumiałam, jak złośliwa była ta puszkowa blacha. Każdy ruch kciukiem otwierał ranę na nowo powodując, że przypominałam aktorkę grającą ofiarę w jakimś horrorze ;-) Skończyło się na tym, że rankę zaplastrowaliśmy plastrem "skórką", a dłoń Smok owinął mi ciasno bandażem i zwykłą szarą taśmą - głównie po to, żeby ich opór przypominał mi, że nie mam poruszać kciukiem. To chyba zadziałało, bo przez noc rana się ładnie zasklepiła. Niestety, bandaż będzie chyba potrzebny przez parę dni, co sprawia, że prozaiczne czynności, takie jak chwycenie szklanki, czy odkręcenie kranu z wodą stają się problemem (to prawa dłoń, żeby było weselej). Najważniejsze jednak, że odkryłam, iż mogę delikatnie wsunąć drut między kciuk a resztę palców i udaje mi się dziergać, wolniej niż zwykle, ale się udaje :-) Więc Motyla będzie jednak przybywać :-)
PS: Zdjęcie nie jest ostre, ale każdy, kto próbował kiedyś samodzielnie sfocić własną, prawą dłoń mnie zrozumie ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
17 komentarzy:
taśma wyglada masakrycznie
no wygląda, ale pomaga, bo "żabki" do zapinania bandaża są zbyt elastyczne i pozwalają na poruszanie kciukiem.
super pomysł z tą taśmą :) profesjonalna pierwsza pomoc domowa to podstawa :D
a łapcia jak się nie będzie ruszała to szybciutko się zagoi i będziesz mogła wrócić do normalnego tempa dziergania ;)
cieplutko pozdrowionkuje
Kasia
Taśma wygląda nieźle (oglądam od tygodnia Dextera więc się przyzwyczaiłam do jatki) ale tego pod spodem to bym nie chciała oglądać - ałaaa...
Jak opowiedziałam Marcinowi że i tak drutujesz powiedział "Wszystkie jesteście takie same" ;) Nie dosłownie ale o to chodziło ;)
Dzięki za troskę. Kath, słowa Marcina poczytuję sobie za komplement ;-PPP
trzymaj się dzielnie :) podczas czytania zadałam sobie pytanie: a druty? a potem pomyślałam: ale ona biedna, nie może dziergać. Ale doszłam do odpowiedniego fragmentu w tekście i od razu wszystko się wyjaśniło :]
Szybkiego powrotu do sprawności.
Jak tylko zobaczyłam zdjęcie pomyślałam, że motyl jest w niebezpieczeństwie... Ale z Ciebie dziarska Babka!
To prawda wszystkie jesteśmy takie same... :))))))))))
Szczerze współczuję, dobrze że skończyło się plasterkiem. :)))
Może jednak rozważyłabyś nieruszanie tą ręką przez dzień lub dwa? Bo dobrze by było, gdyby jednak rana się porządnie zagoiła.
(powiedziała ta, co kiedyś usztywniacz z nadgarstka zdejmowała jak tylko nikt nie patrzył i dziergała jak szalona... *^v^*)
współczuje :( ważne że znalazłaś sposób na usztywnienie a to że wygląda to masakrycznie ... cóż
Pierwsza myśl: jak ona teraz będzie drutowała?!!!
Druga: Uff! Co za ulga!
Życzę szybkiego powrotu do pełni zprawności.
Dzięki dziewczyny - będzie dobrze, na mnie się wszystko goi jak na psie ;-)
Lauro, popłakałam się ze śmiechu czytając twój komentarz, bardzo lubię twoje poczucie humoru. Gdybyś miała jakiś problem z opisem do Celtica, to wiesz, gdzie zapukać - chętnie pomogę.
i tak ma być - proces twórczy to ból, jak poród, ale później o wszystkim zapominasz i ludzie chwalą, jakie cudo ci "wyszło" ;-PP A, że "ciąża" to jednak nie prawdziwa, to i napić się w trakcie można czegoś "mądrego", jak najbardziej - ja preferuje martini z cytryną lub pina coladę ;-)
opakowanie niezle. Znaczy sie rehabilitacja ruchowa juz wprowadzona :PPPPP
Tak trzymac.
Herbatka - apropos porodu - ja pamiętam coraz bardziej, ale co tam - dopiero drugi roczek leci ;)
Lauro - jak w końcy nie wystawisz galerii zacznę podejrzewać, że niczego nie kończysz Niestała Kobieto ;)Zacznij pisać bloga bo sie te Twoje poczucie humoru marnuje :)
uwazaj dziewczyno na siebie a puszki oddaj smokowi:)...wogole z metalowych ostrych przedmiotow mozesz zblizac sie jedynie do drutow:)...szybkiego powrotu do sprawnosci zycze..pozdrawiam ania
Co jakiś czas próbuję zgłębić tajemnicę atrakcyjnych postów - co przyciąga czytelników i budzi największy odzew? Otóż po raz kolejny okazuje się że krew, rany cięte i szarpane. Jest to jakiś pomysł "na zaś" kiedy wena robótkowa opuści...
Jak tam - zrosło się chociaż trochę?
Prześlij komentarz