poniedziałek, 6 sierpnia 2007

a mnie jest szkoda lata...

Lato osiągnęło zenit i nieodwołalnie chyli się ku końcowi. Nie martwi mnie to bardzo tylko dlatego, że przed ponurą jesienią czeka mnie jeszcze "babie lato", moja ulubiona pora roku. Ale ze schyłkiem lata kojarzy mi się bardzo utwór Dead Can Dance "The carnival is over".



Wbrew nazwie i wbrew teledyskowi (który skądinąd jest uroczy, ta stylizacja na początki kinematografii, coś jakby w stylu Méliesa i jego "Podróży na księżyc" ) ja przy tej muzyce odpływam nad nadmorski, przykurzony bulwar. Jest późne lato, upalne popołudnie. Bezruch i oczekiwanie. Powietrze stoi, a okolicę spowija szara mgiełka zmęczenia. Fale leniwie i jednostajnie obmywają brzeg. Oczy wszystkich utkwione w linię horyzontu, nad którą gromadzą się granatowe, burzowe chmury. Za dzień, dwa trzeba będzie wrócić do pracy i normalnego życia, ale teraz, teraz można się wyciągnąć na leżaku i z utęsknieniem wyczekiwać deszczu

Brak komentarzy: