środa, 29 sierpnia 2007
w poszukiwaniu straconego smaku...
Dawno, dawno temu (nie, to nie będzie bajka ;-) miałam okazję przejechać Włochy wzdłuż i wszerz. Pamiętam dzień na wybrzeżu liguryjskim - kąpiel w bardzo słonym morzu, dziką plażę. Była to cudowna odmiana po zatłoczonym i okropnym Rimini. Przy drodze biegnącej nad plażą znajdowało się małe miasteczko, a nieco z boku sklep z antipasti, który prowadził też bar. W barze można było się napić wina, wypić espresso i zjeść drobne przekąski: sałatkę caprese, anitpasti (fantastyczne z resztą, nigdy później nie widziałam już takiego wyboru najróżniejszych marynat) i sałatkę z owoców morza. Te ostatnie były wówczas znane w Polsce głównie z nazwy i występowały może jedynie pod postacią krążków kalmarowych. Nic dziwnego, że Polacy stali przed szybą lady chłodniczej i strasznie na te sałatkę z owoców morza wydziwiali, że to jakieś robale, że oni by tego nigdy do ust, że świństwo i w ogóle. Ale ja postanowiłam, że żeby wiedzieć, trzeba spróbować i nakłoniłam miłego Włocha, żeby nałożył mi solidną porcję (a facet wyraźnie chciał mi nałożyć tylko trochę, nie wiem czy z troski o mój żołądek, czy o biodra ;-P To były jedne z najlepszych owoców morza jakie jadłam w życiu, a udało mi sie ich spróbować na trzech kontynentach. Ośmiorniczki, małże i krewetki z dodatkiem selera naciowego i papryki, w marynacie z najlepszej liguryjskiej oliwy i octu/wina, z dużą dozą oregano. Od tego czasu poszukuje tego utraconego czasu i smaku - chcę być jak Proust ze swoją magdalenką. Zwykle ze średnim skutkiem ;-) Ostatnio mnie wznów wzięło - do tego stopnia, że zaryzykowałam zakup mrożonej mieszanki owoców morza. Wyszło całkiem nieźle, choć z pewnością nie była to moja magdalenka ;-)
A o to przepis:
500 g mrożonej mieszanki owoców morza
kilka łodyg selera łodygowego
1 nieduża, czerwona papryka
kilka czarnych oliwek
2 łyżeczki kaparów
1/2 niedużej, czerwonej cebuli pokrojonej w drobną kostkę
marynata:
1/2 szklanki oliwy extra vergine
1/4 szklanki białego, wytrawnego wina
1 łyżka octu balsamico
sok z 1/2 cytryny
1 łyżka suszonego oregano
sól i pieprz
Zamrożone owoce morza wrzuciłam do wrzątku i podgotowałam przez ok. 3 min. Odcedziłam ostudziłam i zalałam marynatą, po czym powędrowały do lodówki na ok. 12 godzin. Następnie dodałam pokrojoną w drobną kostkę paprykę, cebulę i seler, oliwki w plasterkach i kapary. Odstawiłam na godzinę. A następnie wchłonęłam w towarzystwie ciabatty ;-)
Nota bene - producent na opakowaniu tych owoców morza sugerował podanie ich z makaronem, czarnymi oliwkami, dużą dozą czosnku i WĘDZONKĄ (!!!!!!!!!) Zgroza...
PS: Pierzu, jeśli to czytasz, to uprzejmie przepraszam za te ośmiorniczki ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
Ojej... Czy Ty musisz tak na noc bezwstydnie się chwalić? Nie można było do rana poczekać? Teraz będzie mi się śniło to liguryjskie wybrzeże z dziką plażą, wydziwiającymi i pysznościami dookoła...
P.S. Powinnaś napisać porządne wspomnienia ze swoich wyjazdów. Po kolei. Nie dalej jak wczoraj wróciłam do Pragi poprzez Twoje opowieści praskie (jak chcesz, to podeślę ;))... mrrr...
opowieści praskie? matkubosku... jak, gdzie, komu?? nic sobie nie przypominam ;-PP stąd ten blog, żeby łapać chwilę, bo retrospektywnie mnie pamięć zawodzi ;-)
podeślij te opowieści (kimkolwiek jesteś ;-)
Ten ktokolwiek to ja, siostra twa ostatnio zanabyta Bożenka... coś z profilem się namieszało i mi kropki wstawiło... Opowieści praskie to te za Słup słane... Już je do Ciebie wysyłam :)
aaa - siostro - bo mi tu jako trzy kropki wyskoczyłaś i zdębiałam ;-) to ja aż tyle o tej Pradze gadałam??? W sumie możliwe, bo nadal mnie Praha strasznie kręci
No właśnie nie wiem dlaczego jako "trzykropek" ni z tego, ni z owego wyskoczyłam... Impresje praskie występują w trzech częściach :) Zniecierpliwościa czekam na inne :) A Praga jest piękna :)
Poprosimy te praskie impresje gdzies opublikowac, bo pamietamy ze byly bardzo wciagajace ..
łomatkobosku!!! faktycznie... mmmmniam - szczególnie te ośmiorniczki zdaje się co je tam wypatrzyłam na zdjęciu :D
...a tak przy okazji - może by się jesienią do Praszki wybrać?:) co prawda nieśmiało planowałam Petersburg ale ...w końcu białe noce to na wiosnę więc...
...no i jak wiesz - planowałam nieśmiało plakat Lautreca albo Muchy do kuchni kupić - a gdzie ja znajdę taki wybór "Much" jak w Pradze?
...więc może Was namówię na Prahę? ...w końcu to niewiele dalej niż do Łagowa:p hę?
kusisz, ale sprawa skomplikowana nieco - napisałam na priva
Prześlij komentarz