
Dziś jest mój osobisty Dzień Niepodległości. Dokładnie rok temu położyłam na biurku szefa wypowiedzenie z pracy i powiedziałam hasta la vista korporacji ;-) Pamiętam ten wielki strach zanim to zrobiłam i ulgę, gdy już było po i nieważne, że czekały mnie jeszcze 3 miesiące pracy tam - mentalnie byłam już wolna, ot tak w kilkanaście minut, choć dojrzenie do tego kroku zabrało mi ładnych parę lat. Byłam pełna obaw, w końcu zostawiałam za drzwiami niemal 9 lat, praktycznie całe moje dotychczasowe życie zawodowe. I jak wyglądam po tym roku? Żyję, i mam tu na myśli prawdziwe życie takie, w którym jest miejsce na zapatrzenie się w niebo, medytację i bycie tu i teraz, rano chce mi się wstać z łóżka, nie popłakuję po kątach, a z mojej twarzy zniknął wyraz wiecznego napięcia, którego kiedyś nie zauważałam, a który teraz odnajduję na twarzach ludzi nadal pracujących w "mojej" byłej korporacji. To był rok jak na roller coasterze - wielkie wzloty (jak uskrzydlające uczucie, gdy dostałam zlecenie przetłumaczenia przewodnika), ale i traumatyczne doświadczenie w życiu osobistym. Nie zrealizowałam dobrej połowy zamierzeń, ale może to i lepiej - odpowiada mi życie bez tabelek i wskaźników, bez wytyczania "ścieżki kariery" i rozliczania w ułamkach procentów, czy wykonałam zadanie, czy nie. Czuję, że żyję i to jest najważniejsze.