niedziela, 11 listopada 2007

goście przyjechali...

...na weekend i rogale marcińskie :-) a w zasadzie z przyczyn niezależnych od wszystkich uczestniczących w zdarzeniu przyjechała tylko połowa oczekiwanych gości, czyli sekutnica. Niestety nie zrealizowaliśmy nawet części zamierzonych planów, ponieważ pogoda miała swoje, a nie chciało się nam wychodzić na deszcz ze śniegiem lub śnieg z deszczem, wszystko fastrygowane wiatrem. Co nie znaczy, że nic się nie działo - zdradzę jedynie, że w wyniku obrzucenia gościa "błotem" sekutnica ma teraz zupełnie nowy, piękny kolor włosów (tak, tak eksperymentowałyśmy z henną i chyba mamy kolejną "nawróconą" ;-P). Poza tym sekutnica zrobiła wspaniałe sushi, którym się obżarłam do wypęku absolutnego, ale tak to jest jak się je o północy.


W tzw. "miedzyczasie" trochę dziergałam i kabatek z Lany Grossy ma już jeden cały rękaw i 3/4 drugiego.
A od gościa nieobecnego, czyli Seby dostałam super prezent - którym pochwalę się później. Była jeszcze jedna niespodzianka, ale na razie cicho sza - pogrillujcie się w ogniu niewiedzy ;-P

Brak komentarzy: