czwartek, 1 listopada 2007
rozważania na boku
Dziś dzień refleksyjny więc będzie o przemijaniu i akceptowaniu tego faktu, ale w nieco lżejszej formie.
Od 16 lat farbuję włosy. Zawsze marzyłam o tym, żeby być rudzielcem, a moje własne włosy wydawały mi się szaro-bure i nijakie. Przetestowałam chyba wszystkie odcienie czerwieni, jakie były dostępne na rynku, jakieś 3 lata temu zauważyłam, jak to wpłynęło na kondycję włosów – wypadały, łamały się, a ich gęstość – cóż – ta ucierpiała najbardziej. Zaczęłam o nie dbać, ale wciąż nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zrezygnować z „mojego” koloru. Zaczęłam stosować hennę – ta dała moim włosom przepiękny odcień świeżo wyłuskanych kasztanów i znacznie poprawiła ich stan. Odcień jest ciepły i niezbyt pasuje do mojego kolorytu, ale cóż, kochałam być rudzielcem. A w dodatku chciałam ukryć moje siwe włosy. Pierwsze pojawiły się, gdy miałam 26-27 lat. Miałam bardzo nerwowy czas w pracy i stres zdaje się zaczął mi się odkładać we włosach ;-) Później co roku ich przybywało. Nie cierpiałam ich, mówiłam „uuu – siwe włosy, trzeba się tego jak najszybciej pozbyć”. Ale jakiś czas temu zorientowałam się, że robię to bez zastanowienia, całkiem odruchowo, bo w końcu trzydziestoparolatce „nie wypada” być siwą, bo przemysł kosmetyczny wmawia mi, że „siwy” znaczy „stary i brzydki”. I wiecie co? Przyjrzałam się swoim siwulcom i doszłam do wniosku, że mi się podobają – są świetliście srebrne, eleganckie i subtelne, jakby cały czas otulone światłem księżyca. I postanowiłam poeksperymentować i zobaczyć, jak się będę czuć w tym, co Matka Natura mi podarowała. I to wcale nie oznacza, że muszę być szarą myszką – taki kolor włosów daje mi więcej możliwości eksperymentowania z kolorowymi ciuchami. Nie wiem, czy eksperyment się uda, bo nie chcę obcinać włosów, a moje poczucie estetyki pewnie będzie cierpieć na widok włosów w połowie sól z pieprzem a w połowie kasztanowych. Ale chcę spróbować – teraz jest najlepszy czas – w świetle elektrycznym ten kontrast nie jest dobrze widoczny, a wychodząc na dwór mogę nosić różne ciekawe nakrycia głowy. Mam nadzieję, że na wiosnę odrosty będą na tyle długie, że będzie mi żal ich się pozbyć. Czeka mnie więc ćwiczenie z akceptacji i cierpliwości. Trzymajcie kciuki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz