Wracałam dziś po południu ze sympatycznego, acz przykrótkiego spotkania z Qd i jej mężem. Szłam lipowo-klonową aleją, brzoskwiniowe słońce zachodziło za dachy bloków muskając wieszakowate kształty anten telewizyjnych. Ostatnie promienie oświetlały drzewa, jakby kunsztownie wykute ze szlachetnych metali w pracowni rzemieślnika - z czystej miedzi, cieniutkich płatków złota, solidnych kawałków brązu i pokrytego zieloną patyną spiżu. W powietrzu unosiła się wyraźna, lecz przyjemna woń palonych liści. Nagle w kościele zaczęły bić dzwony, a w mojej głowie rozległ się seksowny szept Kasi: "Mmh, yes, then I'd taken the kiss of seedcake back from his mouth..." I musiałam się bardzo powstrzymywać, by dalej nie ruszyć tanecznym krokiem :-)
To był piękny, zmysłowy moment...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz