niedziela, 25 listopada 2007
wiatr znad Bosforu ;-)
W prawdzie zakupiona ostatnio książka o kuchni tureckiej mocno mnie rozczarowała, ale ochota na tureckie specjały wcale mi nie przeszła. Na jednym z blogów wygrzebałam przepis, który mi się spodobał – prosty, wegetariański, w oryginale nazywa się Kırmızı Mercimekli Köfte. Co do zasady przypomina hinduski dal lub arabsko/żydowski falafel – mdławe, gotowane strączkowe łączy się z aromatycznymi i intensywnymi dodatkami, aby przejęły ich zapach i smak i powstaje coś, co niepostrzeżenie znika z talerza. Przyszło mi do głowy, że na takiej samej zasadzie bazują też współczesne czipsy – mdławe ziemniaki + dużo dodatków smakowych i powstaje coś, po co ludzie sięgają hurtowo, bo po jednym czipsie kubki smakowe wołają o kolejnego. Ale wróćmy do rzeczy, czyli naszych koft. Jakoś tak się złożyło, że po szafkach plątały mi się potrzebne składniki, w tym bulghur, który kupiłam kiedyś, kiedy po raz kolejny powzięłam mocne postanowienie, że „od teraz odżywiam się zdrowo” i skończyło się jak zwykle ;-P Przystąpiłam więc do pracy. Potrzebne były:
2 szklanki wody
1 szklanka czerwonej soczewicy (czyli tej, co ma kolor pomarańczowy ;-)
1/2 szklanki drobnej kaszy bulghur
1/2 szklanki oliwy z oliwek extra vergine (w rzeczywistości zużyłam najwyżej ¼ szklanki)
1 duży ząbek czosnku, drobno posiekany
1 duża cebula, drobno posiekana
1 łyżeczka koncentratu pomidorowego
1 łyżeczka zmielonego kminu rzymskiego
1 łyżeczka słodkiej papryki (ja dałam ok. ¾ słodkiej i ¼ łyżeczki chili)
½ łyżeczki soli
1/4 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
1/2 szklanki posiekanej natki pietruszki
1/2 szklanki posiekanej młodej cebulki ze szczypiorkiem (ja dałam szczypiorek)
Wodę zagotowujemy, dodajemy soczewicę i gotujemy do czasu, aż woda wyparuje, a soczewica będzie przypominać puree (to dzieje się dość szybko). Dodajemy bulghur i odstawiamy na 15 minut, żeby zmiękł. Ja tutaj przekombinowałam – wydawało mi się, że bulghur nie zmięknie od samego przebywania w wilgotnej soczewicy, więc dolałam nieco wody, zmniejszyłam płomień pod garnkiem na malutki i tak sobie pyrkało przez kwadrans – bulghur pięknie zmiękł, ale wody było chyba ciutkę za dużo, bo ostateczna masa była odrobinę zbyt luźna – to znaczy, dawała się formować, ale lekko lepiła się do palców.
Ugotowaną soczewicę z bulghurem schładzamy, a w tym czasie na patelni, na oliwie podsmażamy cebulę i czosnek, aż się zezłocą. Na koniec dodajemy pastę pomidorową, dokładnie mieszamy i wrzucamy wszystko do masy soczewicowej. Dodajemy przyprawy i sól i lekko wyrabiamy, żeby masa nabrała jednolitej konsystencji. Dodajemy natkę i cebulkę, mieszamy i z gotowej masy formujemy niewielki kofty o kształcie jajek (moje jednak bardziej przypominały wrzeciona). Z wierzchu posypujemy papryką.
W towarzystwie sosu jogurtowego z miętą znikały aż miło ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz